Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Telimena w Nowym Jorku

Alicja Zielińska [email protected] tel. 085 748 95 45
Gdybym została w Polsce, to spotkałby mnie pewnie typowy los babci - mówi Irena Sidz-Cebula
Gdybym została w Polsce, to spotkałby mnie pewnie typowy los babci - mówi Irena Sidz-Cebula fot. Archiwum
Wyjechała do USA w 1980 roku. O białostoczance Irenie Sidz-Cebuli rozpisuje się dziś z uznaniem prasa polonijna.

Nie myślała o długim pobycie. Ot, parę lat popracować, zarobić i wrócić. Została. Pracowała, ale i wróciła do swoich młodzieńczych pasji: pisała wiersze, malowała obrazy. Od pięciu lat jest szefową polskiej grupy poetyckiej w Nowym Jorku.

Miał to być wyjazd za chlebem - nie kryje pani Irena. W życiu nie było jej lekko. Rozeszła się z mężem, sama wychowywała czwórkę dzieci. - Przez wiele lat musiałam liczyć tylko na siebie - wspomina.

Kuzynka przysłała zaproszenie, dostała wizę i pojechała. Wkrótce wybuchł stan wojenny, z kraju nadchodziły same złe wieści. Nie było po co wracać, postanowiła zostać w Nowym Jorku. Poznała Amerykanina polskiego pochodzenia, pobrali się. I tak związała swoje życie z Ameryką. Do Polski przyjechała dopiero po ośmiu latach, kiedy miała obywatelstwo amerykańskie i legalny pobyt. A potem to już były tylko wakacyjne odwiedziny. Niebawem też ściągnęła do USA dwóch synów i dwie córki. Dzieci, dawno już dorosłe, mają swoje rodziny, ona doczekała się gromadki wnucząt.

Ale jak to bywa, szczęście jest ulotne, długo nie trwa. Mąż, niestety, zaczął chorować, w 2001 roku zmarł na zawał. Bardzo ciężko przeżyła ten cios. Musiała na nowo podnieść się i stawić czoło życiu.

Z potrzeby serca

Pisała już w tym czasie wiersze, malowała obrazy. To pomogło znieść najgorsze chwile. Poezja była jej bliska od dzieciństwa, podobnie jak rysowanie i malowanie. Recytowała wiersze na uroczystościach rodzinnych i szkolnych. Robiła dekoracje na wszelkie akademie "ku czci" i "z okazji", no i sama pisała. A potem życie potoczyło się swoją drogą: dom, dzieci, obowiązki, nie było czasu na twórczość. Zeszyt z wierszami gdzieś zaginął.

Nowym impulsem do sięgnięcia po pióro stał się wyjazd do Stanów. Tu, na obczyźnie, z dala od bliskich, poczuła znowu potrzebę wyrażania włanych myśli. Tęsknota za dziećmi, za krajem, kłopoty dnia codziennego i tyle nowych rzeczy, zdarzeń... Było o czym pisać.

Poprzez obrazy poetyckie przywoływała dzieciństwo, rzekę nad którą zbierała kwiaty, zapamiętany błękit nieba. To był jej sposób rozmowy ze sobą, ale też słowa kierowane do bliskich, przekazywanie tego, co było i jest najważniejsze.

Klub poetycki

W 2000 roku wydała pierwszy tomik, zatytułowany "Magnolie". Podkreśla, że odwagi jej dodała Krystyna Konecka, białostocka dziennikarka i poetka, która z życzliwością oceniła jej rękopisy z szuflady, gdy była któregoś lata w Białymstoku.

Po powrocie do USA poszła do Krakusa. To klub przy Centrum Polsko-Słowiańskim na Greenpoincie. Przychodzi tam dużo Polaków, jest świetna stołówka.

- Trafiłam tam po śmierci męża - wspomina pani Irena. - Wciągnęłam się, polubiłam imprezy, które się odbywały, zaprzyjaźniłam z ludźmi. Działał tam chór, teatr. Ale klubu poetów nie było. Wiedziałam jednak, że wiele osób pisze tak, jak ja, z potrzeby serca, chciałam tych ludzi skupić jakoś razem.

Podzieliła się pomysłem z Januszem Skowronem, wicedyrektorem Centrum, i wspólnie utworzyli grupę poetycką Krakus-Telimena. Nazwę sama wymyśliła, bo bardzo lubi Mickiewicza.

- Zbieramy się każdego miesiąca, by przedyskutować bieżące sprawy, poczytać swoje wiersze. Występujemy na różnych imprezach, festiwalach polonijnych. Dzięki Zofii Doktorowicz-Kłopotowskiej z redakcji tygodnika "Kurier-Plus" w tamtejszej galerii mamy wieczory poetyckie, wystawy obrazów. Wydaliśmy zbiorowy tomik "Wiersze" - wylicza pani Irena.

Oni naprawdę potrafią się bawić, żartować z losu, który im przypadł w udziale, cieszyć się dniem dzisiejszym, chwytać każdą chwilę z pełną świadomością, że czas mija szybko. Potrafią też swoim entuzjazmem, poczuciem humoru oraz spojrzeniem na życie trochę z przymrużeniem oka zarazić innych - pisze o poetach seniorach "Kurier-Plus".

Mieć swoje pasje

Z domu Godlewska, z urodzenia zabłudowianka, jak mówi o sobie, większość swego życia w Polsce spędziła w Białymstoku. Mieszkała przy ulicy Waryńskiego. Dziś już tego domu nie ma. Kiedy przyjeżdża latem do kraju, zatrzymuje się u znajomych lub u rodziny.

- Teraz, zimą, do przyjazdu zmusiła mnie konieczność zmiany dowodu osobistego. Zwlekałam, jak wielu, do ostatniej chwili - tłumaczy się pani Irena. - Na szczęście, udało mi się złożyć wniosek bez stania w długiej kolejce. Czekam tylko na odbiór. Nie wrócę już do Polski, ale tu są moje korzenie, chcę mieć polski dokument - podkreśla.

O czym pisze? - O kraju, o tęsknocie za ojczyzną, o życiu w ogóle. To są wiersze z potrzeby chwili - określa tematykę swojej twórczości. Uśmiecha się: nie pisze już do szuflady i nie w zeszycie, jak niegdyś, tylko na komputerze.

- Gdybym została w Polsce, to spotkałby mnie pewnie typowy los babci, niańczenie wnuków i zamknięcie się w czterech ścianach - zamyśla się na chwilę. - Pobyt w Stanach niewątpliwie wpłynął na rozwój moich zamiłowań artystycznych. Tam kobiety żyją zupełnie inaczej - mówi. - Mąż mnie dodatkowo inspirował. Chciałam kupić farby, żeby malować, nie robił problemu, szedł razem i pomagał wybierać. Chciałam pisać, proszę bardzo, zachęcał. To jest ważne, by odnaleźć swoją pasję. Mnie się to udało, ale nie odbieram tego w ten sposób, że los mi coś wynagrodził. Widocznie tak miało być - mówi z przekonaniem Irena Sidz-Cebula.

Za swoją pracę społeczną dostała dwa razy dyplom miasta Nowego Jorku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny