Pracownię ma tak malutką, że najchętniej bierze sztalugi i wychodzi w plener. - Ale i w domu dobrze mi się maluje - mówi Poskrobko. - Te krajobrazy są we mnie, cały czas je widzę.
(fot. Anatol Chomicz)
Na pierwszy rzut oka niby zwykłe, wiejskie obejście. Trawiaste podwórko, kilka drzewek owocowych, studnia.
Ale pod jedną ze starych jabłonek stoją sztalugi z zagruntowanym płótnem na blejtramie. Koło studni przycupnęły dwie drewniane rzeźby - ni to świątki, ni leśne duchy. A o ścianę domu stoją oparte obrazy, przykuwające uwagę śmiałą kolorystyką, dziwnymi, odrealnionymi formami.
To jednak nie jest zwykłe wiejskie obejście. W tym domu, w ukrytej na skraju Puszczy Białowieskiej wsi Rybaki, mieszka malarz Stanisław Poskrobko.
- Nigdzie indziej nie mógłbym żyć - mówi. - Muszę widzieć horyzont i rozgwieżdżone niebo. W mieście tego nie ma.
Stanisław Poskrobko - artysta samorodny
Tak nazwał go Marek Dybek. Pięć lat temu, na lubelskim uniwersytecie bronił pracy magisterskiej, której bohaterem uczynił Stanisława Poskrobkę.
- A właściwie jego twórczość - zastrzega Marek Dybek, absolwent Wydziału Artystycznego Instytutu Sztuk Pięknych na UMCS. - Interesowało mnie malarstwo samorodne, czyli takie wypływające z wewnętrznej potrzeby człowieka, nieskażone studiami, modami. Kiedyś widziałem reportaż telewizyjny o Stanisławie. Odszukałem go. Jego twórczość najbardziej oddaje bowiem to, o czym piszę w swojej pracy.
Ta znajomość zaowocowała po latach: w jednym z lubelskich domów kultury trwa wystawa ponad 60 prac Stanisława Poskrobki.
- Jego twórczość jest bardzo dobrze odbierana - zapewnia Marek Dybek. - Ludzie dostrzegają talent Poskrobki, szczerość i spontaniczność w tym co robi.
Przepustka w muzeum
- Nigdy nie uczyłem się rysunku ani malarstwa - zapewnia Stanisław Poskrobko.
Ale odkąd pamięta, rysował i malował. Wbrew rodzicom, którzy uważali, że to marnowanie czasu, a przecież tyle jest roboty na gospodarce.
- W wojsku docenili moje zdolności - wspomina. - Plakaty, gazetki, jakieś plansze, nawet portrety malowałem.
Służbę zasadniczą, wtedy dwuletnią, Stanisław odbywał w Modlinie pod Warszawą. Najmilej z tamtego okresu wspomina przepustki.
- Inni jechali do dziewczyny albo szli na wódkę. A ja zwiedzałem muzea.
Ci, którzy widzieli obrazy Stanisława Poskrobki, próbują doszukiwać się podobieństw z innymi malarzami, zwanymi prymitywistami. I mają kłopot, bo Poskrobko nie poddaje się żadnym porównaniom.
- Poskrobko to Poskrobko - twierdzi Marek Dybek. - Żaden podlaski Nikifor, jak niektórzy go nazywają.
Z Rybak do Treviso
Może dzięki tej świeżości i oryginalności, prace Stanisława Poskrobki coraz częściej znajdują nabywców. - Niektórzy mówią, że zbyt nisko się cenię - zastanawia się malarz. - A, byle na farby i płótna starczyło.
Niedawno zrobił interes swojego życia - sprzedał 20 prac marszandowi z Włoch. Towarzyszył w podróży do Treviso swoim obrazom. Przez okna samochodu podziwiał Alpy.
- Piękne krajobrazy - wzdycha. - Ale nie będę ich malował. Ja czuję tylko tutejsze widoki.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?