Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Srebrne gody, czyli ach co to był za ślub

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Ania (w białej pięknej sukni) z mężem Jerzym po ceremonii w kościele odbierają gratulacje
Ania (w białej pięknej sukni) z mężem Jerzym po ceremonii w kościele odbierają gratulacje
W 2004 roku nasi kuzyni Ania i Jurek Brzezińscy, którzy mieszkają w Koszalinie, zaprosili nas na swoje srebrne wesele. Postanowili je urządzić na swojej posiadłości na Kaszubach. Jerzyk specjalnie na spotkanie rodzinne zbudował piękną wiatę, gdzie zasiedli liczni goście. Oddzielne miejsce było zrobione na tańce. Ach, co to był za ślub - brzmią słowa popularnej piosenki. I w tym przypadku nie było żadnej przesady - mówi Waldemar Szliserman.

W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o tym, jak bawili się na weselach mieszkańcy Wygody. Dziś też opowieść weselna, ale o srebrnych godach. Swoje wspomnienia Waldemar Szliserman zaczyna od małego wstępu rodzinnego. Otóż w pierwszych latach ubiegłego wieku dziadkowie jego żony, Talarczykowie przenieśli się ze wsi Przystawka pod Janowem do Białegostoku. Część ziemi dali w dzierżawę krewnym, nie załatwili tego jednak prawnie jak należy i potem już jej nie odzyskali. Swoje życie związali z Białymstokiem, tu przy ul. Bema postawili nieduży domek.

- Mieli oni syna Józefa i córkę Felicję, która wyszła za mąż za Józefa Sienkiewicza. Felicji i Józefowi urodziły się trzy córki: Helena, Lucyna i Regina, moja żona - opowiada pan Waldemar. - Zatrzymam się na Lucynie, ponieważ moje wspomnienia dotyczą jej córki Anny. - Lusia przed wybuchem wojny akurat skończyła szkołę powszechną nr 15 przy ul. Lipowej. Podczas okupacji niemieckiej jako niepełnoletnia musiała pracować w fabryce produkującej leki dla koni, która mieściła się przy ul. św. Rocha, w budynku gdzie było kino Syrena.

Po wojnie Lucyna rozpoczęła naukę w Liceum Pedagogicznym przy Mickiewicza. Będąc już w klasie maturalnej, na ostatnim semestrze przerwała naukę. Przestraszyła się bowiem, że dostanie nakaz pracy i będzie musiała pracować na głuchej wsi, bez światła. Taki nakaz obowiązywał wszystkich absolwentów liceów pedagogicznych.

Zatrudniła się w Banku PKO przy Rynku Kościuszki. Po kilku latach bank otworzył placówkę w Koszalinie - wtedy mówiło się że na Ziemiach Odzyskanych - i Lusi zaproponowano przeniesienie służbowe. Przyjęła propozycję, wyjechała do Koszalina, tam wyszła za mąż za Antoniego Kasprzaka. Urodziło im się dwoje dzieci: Ania i Andrzej.
Aneczka była wzorową uczennicą. Po maturze skończyła studia w Gdyni i została tam na zawsze. Poznała Jerzego Brzezińskiego, wzięli ślub, doczekali się trójki dzieci: Magdy, Michała i Maćka.

Mijał czas. W 2004 roku Ani i Jurkowi wypadła 25 rocznica ślubu. Z tej okazji postanowili zorganizować uroczyste obchody srebrnych godów i zaprosić całą rodzinę. Ponieważ Jerzyk i Ania przed kilkoma laty kupili dom w sercu Kaszub, we wsi Sznurki w pobliżu miasteczka Chmielno, nad brzegiem Jeziora Raduńskiego, zapadła decyzja, że przyjęcie odbędzie się na łonie przyrody właśnie tam, w Sznurkach.

No i przygotowania ruszyły całą parą, aby do maja wszystko starannie przygotować. Jerzyk jest z wykształcenia inżynierem mechaniki, ale posiada też ogromny zmysł architektoniczny, więc sam zaprojektował wspaniałą wiatę - altanę dla kilkudziesięciu biesiadników, w kształcie sześciokąta. Po bokach ustawiono stoły i ławy, a na środku umieszczono pomysłowy kominek z żaroodpornej chromo-niklowanej blachy. Uroku dodawało jej usytuowanie nad brzegiem głębokiego jaru, w którym płynie rzeczka wpadająca do pobliskiego jeziora. Natomiast duże prostokątne pomieszczenie przeznaczono na tańce. Na trawniku przed domem i wiatą umieszczono ławki, bujane kanapy na łańcuchach, a nawet leżaki. Jerzyk cały czas nadzorował kaszubskich budowniczych, aby wszystko zostało wykonane po jego myśli, sam również dużo pracował, obsługując piły mechaniczne, heblarki, mierząc i sprawdzając detale do budowy.
Przyjechaliśmy do Ani i Jerzyka w przeddzień uroczystości. Wszystko już zostało dopięte na ostatni guzik, z rodziną pomagaliśmy zawiesić ostatnie balony i dekoracje. Ach, co to był za ślub - brzmią słowa popularnej piosenki. A w tym wypadku nie było przesady.
Odnowienie przysięgi ślubnej odbyło się w starym pięknym kościółku kaszubskim. Z podziwem patrzyłem na drewniany sufit, składający się z kwadratowych kasetonów, na których namalowane są motywy kwiatowe. Ani jeden kwiatek nie jest taki sam, a jest ich kilkaset na suficie. Podobne motywy znajdują się na ławkach.

Jubilaci prezentowali się wspaniale. Ania ubrana była w ślicznej białej koronkowej sukni, Jerzyk w eleganckim ciemnym garniturze. Tak się złożyło, że siostra cioteczna Ani, Krysia i jej mąż Andrzej Sławińscy z Katowic, uczestniczący w uroczystości, też obchodzili swój jubileusz 25-lecia ślubu.

Po mszy organy zagrały pięknie Ave Maria. Przed kościołem goście złożyli życzenia jubilatom. A potem kilkanaście aut ruszyło na posesję Ani i Jerzyka w Sznurkach. Tu przed bramą ukazało się kilku jeźdźców na koniach, wśród nich ich córka Magda, i gospodarze musieli wykupić się butelczyną koniaku.

Przybyłych gości przywitano szampanem a jubilatom podarowano kielichy, do których z pewnością można było wlać całego szampana. Potem nastąpiło przeglądanie prezentów, wśród których nie zabrakło żartobliwych ku uciesze ogółu, no i zasiedliśmy do stołów. Mnie i moją żonę Renię spotkał ten zaszczyt, że siedzieliśmy obok jubilatów. Nie spodziewałem się takiego wyróżnienia, było nam bardzo miło z tego powodu. Stoły uginały się od wyszukanych potraw i smakołyków z pieczonym prosiakiem włącznie. Nie zabrakło wędzonych węgorzy i pstrągów z wędzarni, którą Jerzyk sam zaprojektował oraz potraw dla jaroszy.

Gościom przygrywała orkiestra, serwując romantyczne przeboje zarówno sprzed lat jak i aktualne nowości muzyczne. Ja z moją Renią też postanowiliśmy sprawdzić, czy jeszcze pamiętamy nasze młodzieńcze lata i dancingi, na których wykręcało się różne tanga, fokstroty i rumby czy rock and role. Pomimo swego wieku, nie wypadliśmy w tym gronie najgorzej, a nawet dostaliśmy brawa.

Uczta trwała do późnych godzin wieczornych. Kolorowe lampiony oświetlały salę biesiadną, stwarzając nastrojową atmosferę. Goście zachęceni przez kapelę, śpiewali pieśni biesiadne. Później pojawiła się orkiestra z gitarami elektrycznymi i w tany ruszyła młodzież.

Na zakończenie i dla odprężenia, podjechało kilka bryczek i udaliśmy się na przejażdżkę po okolicy. Woźnicy, rodzimi Kaszubi z chęcią opowiadali o okolicy. Późną nocą poszliśmy spać do pokojów gościnnych w domu Ani i Jerzego, natomiast reszta gości rozmieszczona została w okolicznych pensjonatach.

Do Białegostoku wróciliśmy dopiero na trzeci dzień, pełni wspaniałych przeżyć. Za każdym razem, jak przeglądam album ze zdjęciami z tej imprezy, to zawsze odżywają piękne wspomnienia i wrażenia, jakich doznaliśmy u Ani i Jerzyka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny