Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spóźniona pogoń za metropolią

Aneta Boruch
W koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju, przyjętej przez rząd, Białystok nie znalazł się w gronie metropolii.
W koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju, przyjętej przez rząd, Białystok nie znalazł się w gronie metropolii. Archiwum
Podlaskie lobby na co dzień pochłonięte jest wojenkami podjazdowymi w swoich partiach. I przesypia okazje do zadbania o naprawdę istotne dla regionu sprawy. I prawdopodobnie zarówno samo miasto, jak i region, poniosą tego konsekwencje.

Alarm zaczął się tydzień temu. Podniósł go sam prezydent, informując, że Białystok właściwie już przegrał batalię o status metropolii. Bo w koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju, przyjętej przez rząd, stolica Podlasia nie znalazła się w gronie miast, które taki status dostały.

Na wschodzie przegraliśmy pod tym względem nawet z Lublinem, który wyprzedził nas pod względem liczby mieszkańców - ma ich 360 tysięcy. A żeby marzyć o byciu metropolią trzeba mieć co najmniej 300 tysięcy zameldowanych. I niewielką pociecha jest, że razem z nami poległ również Rzeszów.

Jakby nie patrzeć - to nasza klęska. I prestiżowa, i, co nawet może być bardziej dotkliwe - finansowa oraz rozwojowa. W kolejnym budżecie Unia Europejska przygotuje specjalne narzędzia finansowania rozwoju miast. Z dużym prawdopodobieństwem spora część tych funduszy może być ukierunkowana właśnie na metropolie.

Słowem - dostaliśmy dość boleśnie po nosie, bo aspiracje Białegostoku od kilku lat systematycznie rosną. Wyszliśmy z cienia, dość skutecznie zwalczamy związane z Polską B stereotypy, coraz więcej mówi się i pisze o tym, że miasto zmienia swoje oblicze na lepsze, dużo inwestuje i całkiem skutecznie dogania innych. A tu nagle - taka przykrość. Przez brakujące raptem pięć tysięcy mieszkańców. Okazało się, że nasze dobre samopoczucie niekoniecznie idzie w parze ze spełnianiem wymogów, z którymi inni nie mają problemów: mają lotniska, więcej niż my mieszkańców i wyprzedzają nas pod wieloma innymi względami. Słowem - że nadal musimy gonić innych.

Opozycji obecnej białostockiej władzy w to graj. Cała historia okazała się wodą na młyn dla ekipy PiS. Radni tej opcji najpierw zwołali konferencję, na której poinformowali, że będą domagać się zwołania nadzwyczajnej sesji. I w środę skierowali wniosek w tej sprawie do przewodniczącego rady miejskiej.
Ten, wykazując się wyjątkową wielkodusznością, zebrał radnych na nadzwyczajne posiedzenie już na następny dzień, czyli w czwartek. O niespotykanej porze, czyli o 18.30. Pojawiło się nawet dwóch posłów PiS, a także radna sejmiku województwa. Nagle wszyscy dostrzegli ważność tematu i uznali, że trzeba działać.

Zaczęło się tradycyjnie, czyli od oskarżeń o chęć grania pod publiczkę i polityczne bicie piany. Stroną atakującą był klub PO. Tymczasem PiS okazał daleko idącą wstrzemięźliwość, opanowanie i chęć do ugody.

Nawet pomimo tego, że PO jako pierwsza zgłosiła projekt stanowiska rady miejskiej w tej sprawie, podczas gdy w kolejce czekał dokument, przygotowany przez radnych PiS.

Wszyscy okazali zatroskanie powstałą sytuacją. Z głębokim zaniepokojeniem wyrażali opinie, że jeśli nie będziemy metropolią, to będziemy traktowani gorzej od tych, którzy nimi są, a co gorsza - będą omijać nas inwestycje. Ze wszystkich wypowiedzi biły obawy o naszą przyszłość.

Prezydent w sążnistym wystąpieniu dokładnie z datami i adresatami wymieniał pisma, które rozsyłał do różnych decydentów, by uchronić Białystok przed spadkiem z ligi metropolii. Wynikało z niego, że były to działania długotrwałe, ale jak widać - niestety, niekoniecznie skuteczne.

Budujące było patrzeć i słuchać, jak wszyscy postanowili podać sobie ręce ponad podziałami w tej sprawie, jak chcieli razem działać, występować, pisać, bronić, apelować.

Tylko, że nie sposób w tym wszystkim uciec od refleksji - wszystko to za późno. Obudziliśmy się nawet nie za pięć dwunasta, ale już o dwunastej. W momencie, gdy metropolitalne karty są już praktycznie rozdane - reguły są ustalone, ci, którzy je spełniają znaleźli się nad kreską, pozostali spadli do gorszej kategorii.

Inni umieli dopilnować swoich interesów i to bardzo skutecznie. Nie zdawali się wyłącznie na pisanie seriami pism. Rozmawiali, przekonywali, działali wykorzystując wszystkie możliwości.
Papier jest cierpliwy i wszystko zniesie, pytanie tylko - gdzie trafia po tym, jak już znajdzie się na biurku adresata.

Ta sytuacja obnażyła znany od dawna fakt: jak słaby jest głos podlaskiego w Polsce, zwłaszcza tam, gdzie zapadają najważniejsze decyzje.

To był znakomity test na skuteczność naszych przedstawicieli na forum ogólnopolskim. Teraz już nie ulega wątpliwości, że został oblany. I że nie zawsze jesteśmy równorzędnym partnerem do dyskusji dla tych większych, silnych i dobrze zorganizowanych.

Długo i dużo jeszcze musimy się w tej materii uczyć od innych. Silne lobby gdańskie czy śląskie choćby nie wiem co się działo na ich własnym podwórku i choćby nie wiem jak we własnych opłotkach politycy byli podzieleni - na zewnątrz zawsze występują razem.

Tymczasem Podlaskie na co dzień pochłonięte jest wojenkami podjazdowymi w swoich partiach. I przesypia okazje do zadbania o naprawdę istotne dla regionu sprawy. I prawdopodobnie zarówno samo miasto, jak i region, poniosą tego konsekwencje.

Podobnie jak teraz, tak i w przyszłości, zwarte lobby silnych miast potrafią zadbać o swoje interesy. Zarówno w wymiarze formalnym, czyli na etapie tworzenia różnych strategii i dokumentów, jak i tym bardzo konkretnym - finansowym.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny