Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skazany na piłkę. Smuda to trener z barwnym życiorysem.

Wojciech Konończuk
Franciszek Smuda zrealizował swoje największe marzenie i został selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. Czy spełni też nasze marzenia i poprowadzi Polskę do udanych występów na EURO 2012?
Franciszek Smuda zrealizował swoje największe marzenie i został selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. Czy spełni też nasze marzenia i poprowadzi Polskę do udanych występów na EURO 2012? Fot. Gazeta Pomorska
Franciszek Smuda to teraz jedna z najważniejszych osób w kraju, obok prezydenta i premiera. Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji narodowej ma 38 milionów fanów, doradców, ale i krytyków.

Nie jestem kelnerem

Nie jestem kelnerem

W środę "Przegląd Sportowy" napisał, że w kontrakcie selekcjonera reprezentacji Polski nie będzie gwarancji pracy na mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie. Pytany o to Smuda miał odpowiedzieć dziennikarzowi, że nie podpisze umowy z trzymiesieczną odprawą i bez podania przyczyny, bo nie jest turystą z Antarktydy ani kelnerem z hotelu. Wieczorem emocje gasił prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Grzegorz Lato: - Franciszek Smuda na pewno spokojnie poprowadzi reprezentację Polski na EURO 2012 - powiedział na antenie radia TokSport. I dodał, że przeanalizują z selekcjonerem kontrakt paragraf po paragrafie.

Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, jaka ciąży na mnie presja. Nieraz przez media i kibiców byłem już wynoszony na futbolowe ołtarze, a potem ukamieniowany. Wierzę, że potrafię poprowadzić reprezentację do sukcesu. Inaczej nie podjąłbym się jej prowadzenia - mówi Smuda.

Życiorys naszego selekcjonera jest równie barwny, jak on sam. Urodził się w 1948 roku w Lubomi koło Wodzisławia Śląskiego. W dzieciństwie imał się prac rolnych i otrzymał wychowanie z rąk surowego ojca Gerharda, który nawiasem mówiąc, podczas II wojny światowej został wcielony do Wehrmachtu i dopiero pod jej koniec uciekł do polskiej armii.

Franz w młodości nauczył się, że najważniejsze w życiu to być uczciwym i liczyć na pracę własnych rąk. Kiedy zdarzyła mu się drobna kradzież, ojciec sprał go na kwaśne jabłko. Nauka nie poszła w las. Smuda stał się symbolem uczciwości.

Kozak w zbiorniku na ropę

Zanim pokazał trenerski talent, próbował sił jako piłkarz. Wybitnych sukcesów nie osiągnął, ale występy w Stali Mielec, Piaście Gliwice czy Legii Warszawa mają swoją wymowę.

Ciekawy był amerykański epizod. Smuda nie tylko grał w USA w piłkę, ale pracował też w koncernie naftowym. Bynajmniej nie był dyrektorem, czyścił zbiorniki na ropę. Nie była to praca ani łatwa, ani przyjemna, ani bezpieczna.

- Zbiorniki były ogromne, wisieliśmy wysoko nad ziemią, jak alpiniści. Pracowało się w maskach, bo tam prawie nie było powietrza. Nie bałem się. Bossowie mówili o mnie, że jestem niezłym kozakiem - opowiada Smuda. - Kiedy rezygnowałem z pracy, zaproponowali mi trzykrotną podwyżkę. Ale ja miałem inne plany - dodaje.

Jako trener zaczynał w Niemczech, gdzie osiadł po zakończeniu kariery zawodniczej. Nie prowadził wielkich klubów. - Grunt to u mnie wytrzymałość fizyczna. Można zarzucić mi, że moje drużyny są nieskuteczne, ale nigdy nie pozwolę, by zawodnicy nie wytrzymywali meczu kondycyjnie - zaznacza szkoleniowiec. Jest jedna cecha, którą musi mieć każdy, kto chce grać u Smudy. - Nienawidzę, gdy ktoś nadużywa alkoholu. Za gorzałkę kary są straszne - nie kryje Smuda.

Jako trener w Polsce pojawił się w 1993 roku, ratując przed spadkiem z I ligi Stal Mielec. Największe triumfy święcił kilka lat później w Widzewie Łódź. Drużyna była postrachem naszej ligi. Nie przegrała żadnego meczu, w cuglach sięgnęła po tytuł, a potem awansowała do Ligi Mistrzów. Od tamtego czasu nie udało się to żadnej polskiej ekipie.

Potem były wzloty i upadki. Powiodło mu się w Wiśle Kraków, z którą być może też zagrałby w Lidze Mistrzów. Niestety, kretynowi o pseudonimie Misiek zachciało się rzucać nożem w Dino Baggio z Parmy i krakowianie zostali wyrzuceni z eliminacji.

Obecnemu selekcjonerowi powiodło się w Zagłębiu Lubin i całkiem niedawno w Lechu Poznań. Gorzej było w Legii Warszawa i po powrocie do Wisły.
Smuda wielokrotnie mógł się przekonać, że łaska kibiców, jak pańska, na pstrym koniu jeździ.

W Mielcu, do którego przyjechał z Widzewem, dawni wielbiciele obrzucili go śnieżkami. W Krakowie szalikowcy nie mogli mu darować pracy w znienawidzonej przez nich Legii i palili kukły symbolizujące Smudę. W Poznaniu fani, przy okazji każdego potknięcia, śpiewali: "Smuda, Smuda, gdzie te cuda".

Tylko żona nie jest kibicem

Kiedy zdarzały mu się okresy pozostawania bez pracy, żył jakby na pół gwizdka. Owszem, zajmował się w Krakowie, gdzie mieszka, przydomowym ogródkiem, ale trudno to nazwać hobby. Bo pasję ma jedną - futbol. Rodzina i znajomi mówią, że jest skazany na piłkę, uzależniony od niej. Kiedy dostaje posadę, a przerwy w pracy zwykle nie trwają długo, odżywa i w oku pojawia mu się błysk.

Zresztą w rodzinie wielbicielami futbolu są wszyscy: mama, brat, siostry. Wyjątkiem jest żona Małgorzata, która, owszem, wspiera męża, ale nie skacze nerwowo po telewizyjnych kanałach, szukając transmisji z meczów.

W życiorysie Smudy nie brak podlaskich śladów. W Widzewie jego ulubionymi zawodnikami był wychowanek Pogoni Łapy Tomasz Łapiński, no i oczywiście białostoczanin Marek Citko. Potem, z pożytkiem dla obu stron, przecięły się losy Franza i Tomasza Frankowskiego.

- Podczas zgrupowania w Niemczech przyjechał na testy niepozorny chłopak, który w polu karnym był zawsze tam, gdzie trzeba, i strzelał gola za golem. Rzucał się na piłkę tak sprytnie, jak kotek na papierową kulkę. No i nazwałem go Kotkiem - wspomina selekcjoner.

Co ciekawsze, Frankowski występował w sparingach w koszulce z nazwiskiem Paluszek, przejętej po nikomu bliżej nieznanym Krzysztofie Paluszku. Dziennikarze zachodzili w głowę, skąd wziął się tak bramkostrzelny zawodnik, a Smuda nikogo nie wyprowadzał z błędu, aż do momentu podpisania z Frankowskim kontraktu.

Potem duet Franek & Franek błyszczał w polskiej ekstraklasie. Obaj do dziś darzą się ogromnym szacunkiem. - Gdyby Tomek miał kilka lat mniej, bez wahania powołałbym go do kadry - przekonuje Smuda.

- To był najlepszy wybór na selekcjonera. A dla nas stało się tym lepiej, że walczymy z Zagłębiem Lubin o utrzymanie się w ekstraklasie. Nie wiem, kto zastąpi tam Smudę, ale na pewno nie będzie to trener tak dobry, jak on - mówi Frankowski.

Woleli Nawałkę

W 2005 roku Franz omal nie trafił do Białegostoku. Kończył akurat pracę w Odrze Wodzisław i szukał nowego klubu.
- A tak, mogłem pracować w Jagiellonii. To nic, że grała ona akurat w drugiej lidze. To żadna ujma dla trenera. Ważne, że były tam warunki do stworzenia silnej drużyny. I podjąłbym się prowadzenia tego roweru tak, by świecił, jechał i dzwonił - opowiada Smuda. - No i rzeczywiście, wasi działacze wybrali trenera z Krakowa, ale był to Adam Nawałka - dodaje z uśmiechem.

Sternicy Jagi pomylili się, bo Nawałka Jagiellonii do ekstraklasy nie wprowadził, a Smuda trafił do Lubina i od razu wywalczył miejsce w europejskich pucharach.

A czy aktualnie ktoś z Jagiellonii ma szansę na występy u Smudy? Ostatnio u Leo Beenhakkera i Stefana Majewskiego grywał Kamil Grosicki.

- Mówiłem już, co sądzę o piciu alkoholu wśród piłkarzy. Takie samo zdanie mam o braku dyscypliny, a z tego, co wiem, Kamil bywa z tym mocno na bakier. Musiałby się zmienić - zaznacza Smuda.

Na razie Grosicki jest na dobrej drodze, by przekonać do siebie selekcjonera. Ale kandydatów jest wielu, a efekt pracy Smudy z reprezentacją zobaczymy za niecałe trzy lata, podczas EURURO 2012. Oby był jak najlepszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny