Agnieszka kilogramowym młotem uderza w rozżarzony do białości żelazny pręt. Gnie go niczym plastelinę. Zanurza w zimnej wodzie, hartuje. Drobna, z dredami na głowie.
Piec rozpalony do 1300 stopni C, pręt do 900 C. Chłodem ciągnie od okien, żarem od kowalskiego pieca i ustawionej w kącie rozgrzanej kozy. Pracownia Kowalstwa Artystycznego i Metaloplastyki "Kuźnia skarbów" w Sanoku. Na podłodze na szarych arkuszach czekają elementy balustrady kutej w liście i w kwiaty. Lżejsze części wykuwa Agnieszka Pasek (pomysłodawczyni), cięższe Filip, mąż.
- Trzeba mieć krzepę do kucia?
- Raczej wiedzę, praktykę i umiejętności - uważa Agnieszka, obracając w żart pytanie o siłę. Kilogramowym młotem może uderzać kilka godzin, a w cięższych pracach wyręcza kowalkę młot mechaniczny.
W filigranowej uczennicy Liceum Plastycznego w Rzeszowie talent dostrzegł Marcin Rut, nauczyciel. Ciągoty plastyczne miała od dziecka, a mama nie oponowała: "jak chcesz, no to idź"!
To poszła. Zobaczyła pustą kuźnię z wystygłym paleniskiem. - To jest miejsce, w których chcę zostać- zdecydowała w jednej chwili. Nie wiedziała, że dziewczyn do kuźni nie przyjmują, bo "za ciężko, za gorąco, za smrodliwie". Zanim pozwolono jej uczyć się kowalstwa, zajmowała się lżejszymi sztukami, m. in. repusowaniem w blachach miedzianych, bardziej plastycznych.
Wpuścił mnie do kuźni
Wreszcie po pierwszym roku Marcin Rut wpuścił ją do kuźni. - Czułam się, jakbym złapała szczęście za ogon uśmiecha się.
Z kowadłem i młotem została, a Marcin Rut wciąż jest mentorem na jej drodze artystycznej.
- Odważ się i zrób ogrodzenie - zachęcał. - Skoro udają ci się nieduże rzeczy, poradzisz sobie z większymi. Nie uda się -- wyrzucisz i zaczniesz od nowa. Aż wyjdzie.
Niczego nie musiała wyrzucać, a pierwsze ogrodzenie wykonała wspólnie z mężem.
- Nie, nie plastykiem, a ekonomistą, poznanym na dworcu w Rzeszowie.
Pojechała za mężem studiującym w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Razem z przyjaciółmi założyli Stowarzyszenie Pomocy "Inny dom", wspierające dzieci z rodzin niewydolnych wychowawczo, z trudnościami, bezdomnych.
Poznański etap trwał u Filipa dziesięć lat. U Agnieszki - krócej. - Pięć lat Aguś? - zagaduje Filip. Poznańskie stowarzyszenie rozwija się i działa do tej pory. Ale tęsknoty za Podkarpaciem nie potrafili (i nie chcieli) wykorzenić. Wychowani w swobodzie, z trudem znosili blokowiskowe ograniczenia. Wrócili. Najpierw do bloku, potem do wynajętego domku za opłotkami Sanoka.
Oczekiwali wtedy trzeciego dziecka, najmłodszej Eleny. Najstarsza jest Karmina (6 lat), średni - Natan (4 lata). - Nie planujemy więcej - śmieją się. - Na razie.
Niewysoka blondynka z brzuchem
Agnieszka wspomina, jak składała wniosek o dotację w Podkarpackiej Izbie Gospodarczej.
- Zobaczyli niewysoką blondynkę w zaawansowanej ciąży, która mówiła, że chce być kowalem (śmiech). Dotację otrzymali! Planowali biznes drobnych kroków wykonywanie niedużych przedmiotów z metaloplastyki użytkowej, biżuterię, zdobnicze drobiazgi, zamierzali otworzyć sklep internetowy. Rzeczywistość zweryfikowała nieco plany, bo pojawiły się indywidualne zamówienia na solidniejsze gabarytowo elementy - balustrady, kraty okienne, ogrodzenia. Klienci zaczęli polecać prace Agnieszki i Filipa Pasków. Indywidualne, przemyślane, ciekawie zaprojektowane, dostosowane do wnętrz z klimatami. Niektóre samodzielne rozwiązania Filipa i Agnieszki ludzie akceptują w ciemno ("zawsze interesowałem się sztuką, muzyką, ale też pomocą innym ludziom, słabszym"). Ekonomista z duszą humanisty świetnie odnajduje się w rzemiośle kowalskim.
Urodziwa kowalka z Sanoka odpuszcza niekiedy żelaznym prętom sięgając po miedzianą blachę. Przekuwa ją w lekką i finezyjną biżuterię - kolczyki, pierścionki, zawieszki, bransolety, a także patery, lampy, ramy do luster, blachy przed kominek, świeczniki.
- Blacha miedziana jest droga, metr na 60 cm kosztuje ok. stu złotych, więc nie szaleję. Wyroby ze stali są tańsze, za to wykonanie trudniejsze. W stali wykuję prawie wszystko, również elementy abstrakcyjne. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele pasji do zimnej stali i ognia zrodzi się we mnie. Że każda praca ze stali, miedzi, mosiądzu, srebra będzie na nowo przygodą.
Agnieszka z Filipem przyznają, że przyjaciel doradzał im jak kuć przez wiele godzin, aby się nie zmordować. - Nigdy nie myślałem, że będę pracował w kuźni. Miało być tak - żona wykonuje drobne przedmioty ozdobne i biżuterię, ja jej pomagam napisać dotację na kuźnię. Ale wszedłem za żoną do kuźni i zostałem.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?