Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sahara - wyzwanie dla rowerzystów z Polski

EPA/VASSIL DONEV
Musieli znosić niemiłosierny upał, walczyć ze skorpionami i spać w namiotach nomadów, ale ze wszystkich opresji wychodzili cało. Wkrótce znów rzucą wyzwanie pustyni.
Musieli znosić niemiłosierny upał, walczyć ze skorpionami i spać w namiotach nomadów, ale ze wszystkich opresji wychodzili cało. Wkrótce znów rzucą wyzwanie pustyni. EPA/VASSIL DONEV
Rowerzyści z projektu United Cyclists już kilka razy na swych jednośladach przejechali Saharę.

Jeżdżą tam, gdzie nie zapuszczają się turyści w klimatyzowanych terenówkach. Na swoich jednośladach przemierzyli kawał świata. W ten sposób podróżowali po Afryce Północnej - Maroku, Tunezji i Algierii; Ameryce Południowej - Peru i Boliwii oraz wielu krajach europejskich. Tym razem organizatorzy projektu United Cyclists - Zofia Radzikowska i Jacek Lisiecki, wraz z ośmioma rowerzystami, znów udadzą się do Maroka. Począwszy od 26 stycznia, przez dziesięć dni chcą pokonać na rowerach 600 kilometrów bezdroży Sahary.

Tuż przed tą wyprawą, poprosiliśmy Zofię i Jacka, by opowiedzieli o przygodach, jakie przytrafiły się im podczas poprzednich wypraw na największą pustynię świata.

Pierwszy kontakt z Saharą był dla nich bardzo bolesny. Kilka lat temu wytyczali szlaki na pograniczu algiersko-marokańskim. Mimo że rowerzyści zabrali w trasę mnóstwo wody, i tak umierali później z pragnienia. Nie umieli jej właściwie rozdzielić na całą drogę. Ich zmorą było też to, że nie wiedzieli do końca, gdzie są studnie.

- Przy temperaturze 45 stopni saharyjskie powietrze wysuszało nam przełyki do samego żołądka. Piliśmy praktycznie non-stop. Ani się nie spostrzegliśmy, a zaczęła nam się kończyć woda. Tymczasem mieliśmy przed sobą jeszcze kilkanaście godzin jazdy. Musiałem szukać ochłody, myśląc o bałwanach czy Eskimosach. Do berberyjskiej osady dojechaliśmy skrajnie wyczerpani, ale szczęśliwi jak diabli. Ściskając w ręku upragnioną, zimną butelkę Coca-Coli, myślałem: To jest to! Nie daliśmy się! - wspomina jedną z karkołomnych eskapad Jacek Lisiecki.

Jego towarzyszce podróży, Zofii Radzikowskiej, pustynia będzie kojarzyć się ze skorpionami.

- Pamiętam, jak jechaliśmy do Plage Blanche, miejsca, gdzie Sahara spotyka się z Atlantykiem. Kiedy zbliżała się noc, postanowiliśmy rozbić namioty w pobliżu marokańskiej bazy wojskowej. Już miałam wejść do namiotu, gdy nieopodal zobaczyłam skorpiona. Wpadłam w panikę. Może gdzieś w pobliżu było ich gniazdo - pomyślałam. Zaczęła się operacja "Skorpion". Kazałam wszystkim przetrzepać buty, śpiwory i namioty. Ponieważ baliśmy się spać w tym miejscu, Jacek poszedł do jednego z żołnierzy, by spytać, czy nie udzieliłby nam gościny w bezpiecznym miejscu. Wojskowy wpuścił nas na teren bazy, a skorpiona unicestwił jednym machnięciem klapka - opowiada podróżniczka.

Z Plage Blanche grupa United Cyclists wyruszyła w stronę Sidi Infi. Ten wymagający, czterdziestokilometrowy odcinek bezdroży, na którym łatwo zgubić się nawet w ciągu dnia, polscy rowerzyści nieco zbagatelizowali.

- Wyjechaliśmy zbyt późno w trasę. No i stało się... Zastała nas noc. Nie mieliśmy pojęcia, którą z miliona ścieżek mamy jechać. Co gorsza, bardzo mocny wiar, który zagłuszał szum oceanu, potęgował naszą dezorientację. Chcieliśmy rozbić namiot, ale wszędzie biegały dziesiątki skorpionów. Na szczęście natknęliśmy się na chatkę rybaków. Chwila rozmowy - trochę na migi, trochę po angielsku - i mieliśmy piękną miejscówkę. Rybak-naczelnik powiedział nam, że wybili wszystkie skorpiony w okolicy i że bezpiecznie możemy rozbić namiot przy ich chatce. Marokańczycy ugościli nas wspaniałą kolacją ze świeżo wyłowionych ryb. Żeby tego było mało, rano czekała na nas gorąca kawa, herbata, chleb z oliwą i makaron! Nie spodziewaliśmy się takiej gościny po środku pustkowia" - wraca wspomnieniami do jednej z przygód Zofia.

Nim pomysłodawcy United Cyclists rzucili wyzwanie Saharze, jeździli po górzystych okolicach Krakowa. Jackowi Lisieckiemu, spiritus movens projektu, dość szybko przestało to wystarczać i zaczął wyprawiać się coraz dalej i dalej. Zjeździł kawał świata, ale to w Saharze zakochał się najbardziej. Na wyprawy zabierał swoich znajomych, później towarzyszyli mu znajomi znajomych.

- Z czasem zaczęli się do mnie zgłaszać zupełnie obcy ludzie i powstał pomysł, by zamienić tę zabawę w biznes. Założyliśmy firmę, która obecnie organizuje wyprawy średnio co dwa miesiące. W tym roku, poza Marokiem, pojedziemy między innymi w peruwiańskie Andy, i w Himalaje do Indii. By wziąć udział w naszych eskapadach, trzeba mieć rower, no i dużo siły w nogach. My zapewniamy resztę sprzętu wyprawowego i całą logistykę - opowiada o projekcie United Cyclists Lisiecki.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny