- Mąż był motorem całej naszej rodziny. Tak bardzo się kochaliśmy. W tym roku mieliśmy obchodzić 55-lecie naszego małżeństwa. Jeździliśmy na wycieczki, pielgrzymki, zagraniczne wyjazdy. Mąż wszystko fotografował, nagrywał. To była jego pasja, jego życie. Została mi pustka w domu, palę znicze przy zdjęciu, kładę kwiaty, cały czas się modlę. Noce są nieprzespane, chodzę od okna do okna, z pokoju do kuchni, z sypialni do łazienki. I codziennie na cmentarz - szlochała wyraźnie roztrzęsiona 75-letnia wdowa.
16 marca przed południem na skrzyżowaniu ulic Popiełuszki i Batalionów Chłopskich w Białymstoku jej o pięć lat starszego męża potrąciło rozpędzony ford mondeo. Za kierownicą - zdaniem prokuratury - siedział 35-letni Paweł R. Był pijany. A po uderzeniu w prawidłowo przechodzącego przez pasy pieszego uciekł z miejsca wypadku.
Uderzenie w pieszego musiało być bardzo silne. Na jezdni została jego czapka, but, a nawet skarpetka. Leżały porozrzucane zakupy. Policjanci złapali sprawcę kilka godzin później. 35-latek był kompletnie pijany. Miał ponad 2,3 promila alkoholu w organizmie.
Potrącony mężczyzna trafił w ciężkim stanie do szpitala. Doznał wielonarządowego urazu. Zmarł 29 marca.
- To był ogromny cios. Byliśmy zgodną rodziną, często się spotykaliśmy. To ból nie do opisania. Mama została sama. Taka był zapalonym sportowcem, w przeszłości czołowym zawodnikiem tenisa stołowego w województwie, był też ławnikiem w sądzie, społecznikiem, nikomu nie odmówił pomocy. Ksiądz powiedział, że na jego pożegnaniu było tyle ludzi, co na mszy w niedzielę nie ma - zeznawał przez łzy syn zmarłego.
Zobacz także: Potrącenie na Leśnej Dolinie. Był pijany, potrącił przechodnia i uciekł. Wkrótce stanie przed sądem [ZDJĘCIA]
Oskarżony Paweł R. słuchał tych słów ze spuszczoną głową. Na piątkowej rozprawie przyznał się do spowodowania wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia, zarzekał się jednak, że alkohol pił dopiero po wypadku.
- Prawie nic tego dnia nie jadłem. W 20 minut wypiłem prawie butelkę i może szklankę "samogonu". Piłem ten alkohol, bo byłem w szoku - mówił oskarżony.
Twierdził, że w dniu wypadku był rozkojarzony, bo pokłócił się z partnerką. - Ten przechodzeń wyskoczył jak z torpedy ma mój pas - wyjaśniał.
Czytaj również: Wypadek na Antoniukowskiej w Białymstoku. Adrian K. miał wracać za kraty. Zdążył jeszcze zabić Klaudię i Marka (zdjęcia, wideo)
Paweł R. zarzekał się, że po uderzeniu w pieszego, zatrzymał auto i z kolegą pobiegli w kierunku pokrzywdzonego. Gdy zobaczył, że już inne osoby udzielają mu pomocy, odjechał.
- Poszliśmy stamtąd, bo zaraz jakaś szarpanina by się wywiązała. Ja byłem pijany, stworzylibyśmy inne zagrożenie. Gdyby przy tym pieszym nie było ludzi, zajęlibyśmy się nim. Nie zostawilibyśmy tego człowieka na pastwę losu, by umierał na ulicy - zeznał 44-letni znajomy oskarżonego, który w dniu wypadku jechał z nim samochodem.
Kolejna rozprawa 23 lipca. Pawłowi R. grozi 12 lat pozbawienia wolności.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?