Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rogers Cole-Wilson: Pogoda nie zawsze sprzyjała nawigatorowi

Izabela Krzewska (jaw)
Urodził się w Afryce, studiował w nieistniejącym już ZSRR, ale większość swojego życia spędził w Białymstoku
Urodził się w Afryce, studiował w nieistniejącym już ZSRR, ale większość swojego życia spędził w Białymstoku Wojciech Wojtkielewicz
Starych drzew się nie przesadza - mówi Rogers Cole-Wilson z Białegostoku. O wyprowadzce z Podlasia 65-latek już nie myśli.

Ale po zmroku woli nie wychodzić sam z domu. Rodzeństwa też do siebie nie zaprasza. Widuje się z nimi w Niemczech.

- Ludzie są różni. Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Tak samo jest z mieszkańcami Białegostoku. Potrafią być sympatyczni, rozpoznają mnie z telewizji, podchodzą, rozmawiamy. To moje miasto. Ale jest tu też dużo nienawiści, mam wrażenie, że więcej niż w Warszawie... - opowiada Rogers Cole-Wilson, „pogodynek” z białostockiego radia i telewizji Jard. Ten pesymizm to pokłosie rasistowskiego ataku, którego ofiarą Rogers padł trzy lata temu.

Jego droga do naszego miasta nie była prosta. Zanim tu trafił, przemierzył kawał Związku Radzieckiego. Ojczyzna Rogersa to niewielki kraj w zachodniej Afryce, nad Oceanem Atlantyckim. Sierra Leone było przez wieki terenem, z którego zwożono niewolników do Ameryki i Europy. W 1787 roku brytyjskie Towarzystwo Antyniewolnicze wykupiło przybrzeżne tereny i założyło Freetown - miasto dla byłych niewolników żyjących w Londynie. Dzisiaj jest to stolica kraju. Ojciec Rogersa był urzędnikiem, matka, jak większość kobiet w Sierra Leone, zajmowała się domem i dziećmi. W Sierra Leone skończył szkołę średnią, dostał stypendium na studia w Związku Radzieckim. W 1977 roku wyjechał z Afryki. Najpierw przez rok uczył się języka rosyjskiego w specjalnym ośrodku dla studentów zagranicznych w Astrachaniu. A potem przeprowadził się do ukraińskiego Chersonia, już na studia właściwe.

Rogers studiował nawigację morską. W Chersoniu poznał białostoczankę. Z dyplomem inżyniera nawigatora morskiego w kieszeni, nie bacząc na fakt, że z Białegostoku do najbliższego morza jest kawał drogi, zakochany Rogers Cole-Wilson przyjechał do naszego miasta. I został w nim na zawsze. Nie mógł w nim oczywiście znaleźć pracy nawigatora morskiego, ale zatrudnił się w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej przy ulicy Ciołkowskiego. Pracował w tej firmie kilka lat.

Później imał się różnych zajęć. Wiadomo, trzeba było pracować, z czegoś żyć. Naprawdę ważna była dla niego decyzja o związaniu się z firmą Jard Jarosława Dziemiana.

Najpierw dostał swój program muzyczny na antenie radiowej. A później któregoś dnia szef powiedział mu, że będzie fajnie, jak zacznie zapowiadać pogodę w telewizji. A wiadomo: jak szef każe, to się nie odmawia.

Nagranie czarnoskórego prezentera, który nieco dziwną polszczyzną opowiada, jaka będzie pogoda w regionie, trafiło na YouTube i zrobiło furorę. I raptem, w 2011 roku, w wieku sześćdziesięciu lat, Roger Cole-Wilson stał się osobą publiczną, rozpoznawalną. Ludzie go zaczepiali, chcieli się z nim fotografować, prosili o autografy.

Od 1992 roku Rogers Cole-Wilson ma obywatelstwo polskie. Jest aktywnym i świadomym obywatelem - interesuje się polityką, nie są mu obojętne sprawy naszego miasta, bierze udział w wyborach. Ale wielokrotnie też powtarzał jedną zasadę: sam nie da się wkręcić w politykę.

W lutym 2013 roku wracał do domu. Na ulicy Broniewskiego nieznany, zakapturzony mężczyzna wyzwał go od bambusów, później śledził do bloku, w którym mieszka Cole-Wilson. Tam zadał mu silny cios pięścią w twarz. Prezenter zaczął się zasłaniać i wzywać pomoc. Napastnik uciekł. Pobity Rogers trafił do szpitala. Doznał urazu oka, musiał przejść operację. Do dziś, twierdzi, gorzej widzi na jedno oko. Dopiero po trzech latach sprawca usłyszał wyrok. 24-letni Dominik Ch. został skazany na 8 miesięcy więzienia.

Do wydarzeń sprzed trzech lat Rogers Cole-Wilson wraca niechętnie. Przyznaje, że nie jest w stanie wybaczyć oprawcy. - Podniósł rękę na człowieka, który mógłby być jego dziadkiem. Bez powodu - mówi prezenter.

Nie ukrywa, że po tamtym pobiciu rozważał nawet wyprowadzkę z Białegostoku. Ale pozostał.

- Białystok to moje miasto - mówi 65-latek. - Wiadomo, starych drzew się nie przesadza.

Choć dziś o miłości do miasta, w którym żyje, już tak wprost nie mówi. O tej słynnej podlaskiej gościnności też milczy. Dodaje, że musiał się przyzwyczaić do rasistowskich zaczepek.

- Już nie zwracam na nie uwagi. „Żona musi mnie kochać, ty nie musisz mnie lubić. Nie chcesz? To na mnie nie patrz. Minę cię za dwie minuty i już się więcej nie spotkamy. Nie podoba ci się widok, odwróć głowę w drugą stronę” - tak sobie myślę i nie reaguję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny