Procest strażników miejskich: Wyrok może być łagodniejszy

Oskarżonych jest jedenastu białostockich strażników. Sąd zapowiedział, że w przypadku ośmiu z nich rozważy zmianę na taką, że nie będą to zarzuty działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. A to oznaczałoby, że tym funkcjonariuszom groziłoby do 5 lat pozbawienia wolności, a nie do 10 lat więzienia.

W piątek nie udało się zakończy procesu. Sąd przesłuchał jednego funkcjonariusza, ale chce wezwać jeszcze dwóch świadków, w tym jednego z zagranicy. Dlatego odroczył rozprawę bez terminu.

Zarzuty dotyczą lat 2006-2008. Według śledczych, mimo ustalenia kierowców, którzy przekroczyli prędkość, co zarejestrował fotoradar, strażnicy miejscy mandaty wystawiali na nazwiska innych osób. Najczęściej były to żony, matki, bądź koleżanki kierowców, które na swoim koncie nie miały punktów karnych. Dzięki temu autentyczni sprawcy unikali odpowiedzialności. Przykładowo zawodowy kierowca, który miał rozpocząć pracę za granicą i (jak zeznał) "nie chciał sobie zabrudzić papierów", według prokuratury, skłonił strażnika, aby poprzestał na pouczeniu, które ten skierował do żony sprawcy.

Nieprawidłowości wykryła policyjna kontrola. W jej trakcie odkryto kilkadziesiąt przypadków, kiedy fotoradarem zarejestrowano mężczyznę jako kierującego autem, natomiast ukarana została kobieta. Wsprawie przesłuchano około 1,8 tys. świadków. Ostateczna weryfikacja mandatów wykazała nieprawidłowości w 18 z nich.

Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Część funkcjonariuszy tłumaczyła nieprawidłowości brakiem odpowiedniego przeszkolenia w zakresie prowadzenia postępowań o wykroczenia, bądź nawałem pracy. Inni odmówili składania wyjaśnień.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje