Żeby być tzw. ptasiarzem, z angielska birdwatcherem lub bardziej oficjalnie - pasjonatem ornitologii, czasami wystarczy wyjść z domu i spojrzeć w niebo lub na pobliskie drzewo. Birdwatcherzy każdą wolną chwilę spędzają na podglądaniu. Jest ich coraz więcej, bo jak mówi Adam Janczyszyn, trójmiejski ornitolog, to bardzo zaraźliwa przypadłość. Obserwowanie latających zwierząt jednym daje ukojenie, innym satysfakcję z odkryć rzadkich gatunków, a jeszcze innych porywa majestat potężnych ptaków szponiastych. - Czerpiemy z tego radość - tłumaczy Janczyszyn.
Przyrodniczy dokument na wyciągnięcie ręki
Co takiego jest w obserwowaniu, fotografowaniu przyrody?
- Ona jest piękna - mówi Wojciech Woch, kierownik Parku Krajobrazowego Mierzeja Wiślana. - Mamy na żywo, z kilkunastu metrów, dokumentalny, barwny film, ze zwrotami akcji. Nic nie jest wyreżyserowane, sztuczne. Planujesz obserwację ptaków drapieżnych, a przylatują żurawie albo przychodzą sarny. Ta fascynująca opowieść dzieje się naprawdę i bardzo dynamicznie. To wspaniały spektakl, po prostu.
- Fascynację budzi prawo, prosta logika natury - chcę przeżyć i zrobię wszystko by powstało nowe pokolenie. Czasami się nią wprost zachwycamy, barwą, tańcem, śpiewem, obyczajami. Niekiedy boimy, np gdy łabędź rozłoży przed nami swoje skrzydła i zacznie syczeć. On zapewne krzywdy nam nie zrobi, ale jego postawa będzie budzić szacunek. Bo to on jest u siebie, a my musimy się pilnować - mówi Jan Wilkanowski, nauczyciel ze Sztutowa, pasjonat przyrody, przedstawiciel Błękitnego Patrolu WWF.
Według niego, pasja przyrodnicza, szacunek do natury jest w znacznej mierze kwestią wychowania. Wilkanowski chłonął naturę w czasie wędrówek z ojcem i podróży rodzinnych.
- Za tę pasję odpowiedzialny był też telewizyjny program Zwierzyniec, który wręcz chłonąłem od najmłodszych lat. Oczywiście, życie dorosłe ma zupełnie inne ścieżki, niekoniecznie pozwalające na realizację pasji - mówi Wilkanowski. - Impulsem, który u mnie ją przywrócił, był Błękitny Patrol WWF. Skoro postanowiłem się zaangażować, musiałem być częściej w terenie i zwracać uwagę na tę część świata, której żyjąc dorosłym życiem nie zwraca się uwagi.
Adam Janczyszyn podkreśla, że nie wyobraża sobie innego życia, pozbawionego kontaktu z przyrodą.
- Niemal cały swój czas, czy to zawodowy, bo założyłem firmę zajmującą się przygotowaniem opinii środowiskowych dla inwestycji, i oczywiście wolny, poświęcam przyrodzie, ptakom, ornitologii - podkreśla.
Wojciech Woch przyznaje rację. Bardziej "zaawansowana" forma obserwacji świata natury wymaga przygotowań.
- Konieczne jest choćby odpowiednie wyposażenie. Naturę obserwuje się przebywając długo w bezruchu, w specjalnie zbudowanej czatowni. By nie spłoszyć zwierząt, nie zaburzyć ich życia, trzeba pozostać nieruchomo, nawet kiedy już miejsce obserwacji opuszczą. Tego wymaga etyka. Nie da się zatem bez odpowiedniego ubrania wytrzymać w bezruchu kilku godzin w niskich temperaturach, jakie mieliśmy tej zimy.
Jan Wilkanowski podkreśla, że satysfakcja płynie także i z "pomocy czynnej", jaką wolontariusze Błękitnego Patrolu niosą w terenie.
- Kolokwialnie mówiąc, to fajny sposób spędzania wolnego czasu i przy okazji, pożytecznej działalności. Ratujemy różnych, poszkodowanych "bidoków", z każdego gatunku. To bardzo często trudne zadanie, bardzo rzadko jest skuteczne. Pamiętać też należy o dość bolesnej stronie przyrody - naturalnej selekcji. Nie zawsze pomoc człowieka ma sens - mówi Wilkanowski. - Najważniejszym zadaniem jest pomóc zachować cały gatunek, niekoniecznie jednak poszczególnych jego osobników. Za sukces należy uznać działania przy czynnej ochronie sieweczki obrożnej. Jeszcze 10 lat temu ten ptak gniazdował na Mierzei Wiślanej w liczbie jednej pary. Dziś jest już ich siedem. Potrafimy zatem je chronić, stworzyć warunki do lęgu. Staramy się przy tym godzić interes przyrodniczy z interesem człowieka - w tym konkretnym przypadku do wypoczynku wczasowiczów w tym turystycznym regionie.
- Staramy się zwierzęta rozsądnie wspomagać karmą, zwłaszcza w czasie śnieżnych zim, gdy dostęp do naturalnego pożywienia jest utrudniony. Korzystają z niej bażanty, małe ptaki wróblowate, sarny - dodaje Woch.
To zaraźliwa choroba
- Byliśmy w liceum, gdy to się zaczęło. Kolega Andrzej Kośmicki był źródłem - zaraził wielu ludzi tą pasją. Później zresztą razem założyliśmy naszą organizację, Drapolicz. To przez tę pasję świadomie wybrałem studia przyrodnicze. Dziś ta pasja jest też częścią mojego zawodu - założyłem firmę, która zajmuje się opiniami środowiskowymi - mówi Adam Janczyszyn, jeden z założycieli Drapolicza, stowarzyszenia którego członkowie zajmują się m.in. liczeniem migrujących ptaków, co jest jednym z elementów badań ornitologicznych (Janczyszyn jest również związany z Grupą Badawczą Ptaków Wodnych Kuling).
Ptaki są bardzo wdzięcznym obiektem realizacji przyrodniczej pasji. Przede wszystkim... są wszędzie.
- Jeśli ktoś jest miłośnikiem przyrody, to ptaki są chyba najlepsze do obserwacji. Otaczają nas w każdym środowisku, są blisko człowieka. Część z nich egzystuje w tej samej przestrzeni co my, zatem ludzi się nie boi - podkreśla Adam Janczyszyn. - Dlatego możemy je dość łatwo podglądać, czerpiąc z tego radość. W przypadku ssaków, gadów już tak łatwo nie jest. Poza tym ptaki można oglądać o każdej porze roku, kiedy w dodatku zmienia się ich skład gatunkowy. W tym świecie cały czas jest różnorodność, cały czas coś się dzieje. Nie ma żadnego przestoju i na pewno nie ma nudy.
Pięknem ulotnym nazywa Jan Wilkanowski ten jeden z odłamów przyrodniczej pasji.
- Owszem, ptaki są obecne niemal cały czas wokół człowieka - widzimy je, słyszymy ich śpiew. Natomiast należy zdać sobie sprawę, że ich obserwacje to są bardzo często ułamki chwil. By dłużej obserwować danego osobnika musimy się do tego przygotować, poznać jego biologię - o której porze dnia możemy go spotkać, gdzie dokładnie lubi przebywać i oczywiście zachowywać się w sposób etyczny, nie ingerować w środowisko tych zwierząt. Dopiero wtedy mamy przed oczami geniusz natury - barwy upierzenia, majestat ptaków, zwłaszcza drapieżnych, cudowne tańce godowe, zwyczaje. Z drugiej strony nauka rozpoznawania poszczególnych gatunków ptaków jest żmudną, choć bardzo wciągającą pracą - mówi.
- Przyrodę można podglądać na bardzo różne sposoby, co staje się coraz bardziej popularne w Polsce, bo na zachodzie Europy to już dla wielu jest standardowa forma spędzania wolnego czasu. W Trójmieście też mamy coraz większe grono ornitologów - amatorów, "ptasiarzy", którzy wymieniają się zdjęciami, informacjami. Widać ich również w terenie, czysto hobbystycznie, dla przyjemności, obserwujących ptaki - dodaje Adam Janczyszyn.
Mierzeja Wiślana podobnie jak Półwysep Helski są doskonałym miejscem obserwacji migracji ptaków. Zdaniem Janczyszyna regiony te odwiedza coraz więcej ludzi po to, by obserwować ptaki, a nie tylko wylegiwać się na plaży.
- Ptaki migrują wzdłuż wybrzeży, wzdłuż rzek. Poza tymi typowo wodnymi starają się unikać przelotów nad samą wodą. Mierzeja i półwysep wywołują efekt lejka - nad wąskimi pasami lądu następuje ich koncentracja, znacznie większa niż nad lądem, gdzie jest znacznie większe rozproszenie i widok nie jest tak imponujący. Tymczasem w początkach marca bywają dni, że nad mierzeją przelatuje 3-4 tysiące myszołowów zmierzających na swoje terytoria lęgowe. Kto mieszka na mierzei może wyjść z domu i obserwować klucze z podwórka - podkreśla.
Czerpanie radości
Birdwatcherów zachwyca z jednej strony majestat, szybkość największych, polujących drapieżników, z drugiej swego rodzaju ckliwość najmniejszych, wręcz przydomowych ptaków.
- Duży myszołów siedzący na przydrożnych drzewach, klucz żurawi przykuje uwagę nawet tych, którzy nie są miłośnikami przyrody, którzy nie dostrzegają wielkiej liczby ptaków wróblowatych, czy wodnych, które są wokół nas. Tymczasem nawet chwila skupienia wystarczy, by dostrzec piękne, kolorowe upierzenie samców kaczek, szykujących się właśnie czasie do sezonu lęgowego - zaznacza jeden z birdwatcherów.
Ptaki, przyrodę obserwuje też Wiesław Leszczyński, znakomity fotografik z Mierzei Wiślanej. W jego pracach można dostrzec bardziej poetycką fascynację przyrodniczym światem, jego społeczną stroną.
- Dostrzegam przywiązanie do partnera, walkę o niego, o przeżycie. Troskę o populację u rodziców, którzy muszą nakarmić młode. Fascynujące jest skupienie, może płochliwość poszczególnych gatunków egzystujących w niebezpiecznym dla nich środowisku. To jest swego rodzaju mądrość - podkreśla fotografik.
Obserwatorzy przyrody mówią dużo o etyce, np. o zachowaniu w nienaruszonym stanie środowiska, w którym bytują ptaki. Dodają również konieczność zachowania balansu przy ochronie poszczególnych gatunków. Jan Wilkanowski podkreśla np, że coraz więcej spośród 462 występujących w Polsce gatunków ptaków, trafia na czerwone karty gatunków zagrożonych, w tym te, najbardziej wydawałoby się, popularne.
- Istnieje np opinia, że żurawi mamy coraz więcej lub pojawiają się w miejscach, w których wcześniej nie występowały. To jest raczej efekt tego, że człowiek coraz bardziej głębiej wkracza w miejsca bytowania tych ptaków. Być może dlatego żurawie widzimy częściej, a nie dlatego, że jest ich więcej. W dodatku zmienia się klimat i np. dla żurawi, które zazwyczaj odlatywały jesienią i wracały wiosną, jest on zimą bardziej przyjazny. Odwrotnie jest w przypadku chronionych kormoranów, których przyrost był jeszcze kilka lat temu lawinowy, a teraz jest ich znacznie mniej. Coś się dzieje z przyrodą i to widać. Obserwujemy globalny trend, i naukowcy, renomowani badacze i my, amatorzy, którzy przyrodą się zachwycamy. Zastanowić się należy, dlaczego np. popularny gawron może trafić na listę gatunków zagrożonych, podobnie jak znikający z miast wróbel. Na zmianę proporcji gatunków wpływa nie tylko cywilizacja ale i ochrona, jaką zapewnia człowiek. Musimy to robić rozważnie, bo nasze zachowania wpływają na gatunki, zwłaszcza te, które są najbardziej zasymilowane z człowiekiem. Oczywiście potępić należy celowe wyniszczanie osobników, np trucie ptaków drapieżnych, które są uznawane w niektórych przypadkach za "szkodniki", tylko dlatego, że chcą żyć na tej planecie.
Część birdwatcherów od razu potrafi wskazać swój ulubiony gatunek.
- Dla mnie są to na pewno ptaki drapieżne, szponiaste, które liczymy w ramach działalności organizacji Drapolicz. Drugą grupą są mewy, z racji lokalizacji obecne u nas cały rok. Mamy w Polsce około dziesięciu gatunków mew, różniących się od siebie - podkreśla Adam Janczyszyn.
Tzw. ptasiarze "polują" również bardzo chętnie (oczywiście z aparatem fotograficznym) na rzadkie gatunki ptaków. Adam Janczyszyn cieszył się niedawno ze zdjęcia osobnika z gatunku wydrzyka wielkiego, nazywanego skuą.
- Skua jest największym reprezentantem wydrzyków, gatunku mocno związanego z morzem. Wygląda trochę jak młoda mewa, ma ciemne upierzenie. Skua jest u nas najrzadszym reprezentantem wydrzyków. Napotkać go można u nas zimą, najczęściej w oddaleniu od brzegu (Adam Janczyszyn "zdobył" swoją skuę w czasie specjalnego, ornitologicznego rejsu). Są bardzo wdzięczne do fotografowania, ich dynamiczne akcje, gdy "gnębią" mewy to prawdziwy spektakl. Natomiast moją najrzadszą obserwacją jest zaganiacz blady, mały, niepozorny ptaszek. Stwierdzono jego obecność w Polsce trzy razy, a moje jest drugie w historii. Zaraz na samym początku mojej działalności uzyskałem w Krynicy Morskiej "zdobycz" w postaci obserwacji mewy delawarskiej. To było czwarte stwierdzenie tego osobnika w kraju. Ten gatunek z Ameryki Północnej rzadko docierał do nas, choć ostatnio jest go coraz więcej.
Forpoczta
Utarło się, że żurawie, o których wspominał Jan Wilkanowski, ze swoimi niezwykłymi zwyczajami godowymi, zwiastują wiosnę. Ich obecność stwierdzono już m.in. w Żurawich Błotach, rezerwacie torfowiskowym Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. To stałe miejsce pobytu tych ptaków na Pomorzu.
Ktoś w internecie pisze, że jedna z tras przelotu tych ptaków przebiega nad Gdańskiem, w okolicy… zabytkowego żurawia.
- Poza okresem lęgowym, w czasie którego dość głośno krzyczą, są to raczej ciche ptaki. Rzeczywiście można już żurawie zaobserwować. Mam wrażenie, że część z nich próbowała albo u nas przezimować, albo nie migrowała zbyt daleko, co jest skutkiem coraz cieplejszych zim w naszej części Europy. To jest jakby forpoczta. Największe klucze będziemy obserwować nad miastami, polami na przełomie marca i kwietnia - podkreśla Janczyszyn.
- Taniec godowy, charakterystyczne trąbienie żurawi oznaczają niechybnie, że zima się kończy. Widziałem już ten niesamowity spektakl w ubiegłym tygodniu, na terenie naszego parku - przyznaje Wojciech Woch. - Przyznam, że chciałem "zapolować" z aparatem na drapieżniki. Zamiast nich pojawiły się żurawie ze swoim, niereżyserowanym przedstawieniem, dobieraniem się w pary. Na pewno kilka par bytuje u nas na stałe. Ich godowe trąbienie słyszę z domu.
- Widać już je od kilku tygodni, na razie na tzw. przelotach - przyznaje Jan Wilkanowski. - Pewnie będzie ich coraz więcej. Czy zwiastują wiosnę? Nieodżałowany prof. Krzysztof Skóra mówił, że przyroda nie śpi - nie ma wolnego, nie ma niedzieli. Dla części gatunków rozpoczęła się już wiosenna migracja. Gdy tylko puściły mrozy można było np. usłyszeć śpiew skowronków co niechybnie wskazuje, że wiosna jest w drodze. Trudno stwierdzić, czy ta pora roku "nadchodzi" wraz z żurawiami, natomiast odliczanie już trwa. A wraz z przedwiośniem, można powiedzieć poetycko, pojawia się nadzieja.