Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski ojciec może rozmawiać z dziećmi tylko po niemiecku

Grażyna Zwolińska [email protected]
Wojciech Pomorski z córkami. Dziś Justyna i Iwonka mówią  już tylko po niemiecku.  Coraz mniejsza jest też ich więź ze swoim polskim ojcem.
Wojciech Pomorski z córkami. Dziś Justyna i Iwonka mówią już tylko po niemiecku. Coraz mniejsza jest też ich więź ze swoim polskim ojcem. Archiwum prywatne Wojciecha Pomorskiego
Chociaż jest Polakiem, to nie może ze swoimi córkami rozmawiać po polsku, tylko po niemiecku, bo tak życzy sobie matka dzieci, która jest Niemką. Sąd w Hamburgu to żądanie zatwierdził. Proces wytoczył Wojciech Pomorski, mieszkający w Niemczech.

W ubiegłym tygodniu, w pierwszym w powojennej historii Polski i Niemiec procesie o zakaz używania języka polskiego w kontaktach z własnymi dziećmi, ogłoszono wyrok niekorzystny dla skarżącego się polskiego ojca, Wojciecha Pomorskiego.

Wyższy Sąd Krajowy w Hamburgu podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji. Sędzia uznał, że oskarżanie niemieckich urzędników o dyskryminację jest nieuzasadnione, bo działali dla dobra dzieci.

Przypomnijmy, że proces wytoczył Polak, który od ośmiu lat ma utrudniony kontakt z córkami, a praktycznie wcale go nie ma. Zaczęło się od tego, że nie zgodził się na rozmowy z dziewczynkami po niemiecku. Sprawa cieszy się dużym zainteresowaniem mediów za Odrą. W Polsce jest znacznie mniej nagłośniona.

Polski nie jest w interesie dzieci

Mieszkający od 22 lat w Niemczech Wojciech Pomorski już osiem lat walczy o swoje córeczki. Gdy w 2003 roku opuściła go żona, Niemka, mógł spotkać się z nimi tylko cztery razy, ostatnio w lutym 2010 roku. W ciągu tych lat widział się z nimi w sumie 16 godzin. Każde spotkanie było nadzorowane i odbywało się w urzędowym miejscu.

- Zgodziłem się osiem lat temu na taką formę, bo bardzo chciałem zobaczyć córeczki - mówi Wojciech Pomorski. - Niestety, szybko okazało się, że podczas spotkań nie będzie mi wolno porozumiewać się z nimi po polsku, a jedynie po niemiecku. Nie zgodzono się też na używanie obu języków. W sprawę zaangażował się Jugendamt, czyli niemiecki urząd ds. spraw dzieci i młodzieży. Postawiono mi ultimatum: albo rozmowa po niemiecku, albo odwołanie spotkania z córkami.

Pomorski zaprotestował. Spotkanie się nie odbyło, następne też. Zażądał uzasadnienia na piśmie przyczyn kolejnych odmów. Dopiero w 2004 roku dostał dokument, w którym napisano, że: "nie leży w interesie dzieci, aby podczas nadzorowanych spotkań posługiwały się językiem polskim. Promowanie języka niemieckiego może być dla dzieci jedynie korzystne, ponieważ wzrastają w tym kraju, tu chodzą i tu będą chodzić do szkół".

- To germanizacja - mówi Pomorski. - Podobnych sytuacji jest w Niemczech mnóstwo. Dotyczą dzieci z mieszanych narodowościowo małżeństw, nie tylko tych, gdzie mąż czy żona są Polakami.

Wojciech Pomorski założył Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, które pomaga osobom, znajdującym się w podobnej sytuacji. Są w nim też Grecy, Francuzi, Amerykanie, Rosjanie, Uzbecy, Tunezyjczycy, ale i Niemcy, chcący zaprotestować przeciwko wszechwładzy Jugendamtów.

Sprawa Pomorskiego trafiła do Parlamentu Europejskiego. W czasie posiedzenia Komisji Petycji Polak doczekał się przeprosin z ust przedstawicielki rządu niemieckiego. Niczego to jednak w jego sytuacji nie zmieniło. Trzysta innych osób, które złożyły podobne petycje, nie doczekało się nawet tego.

Jaka to dyskryminacja?

W 2005 roku Pomorski wytoczył miastu Hamburg proces o dyskryminację. Oskarżył urzędników Jugendamtu o łamanie prawa poprzez utrudnianie mu kontaktu z dziećmi w języku polskim. Dziewczynki mają podwójne obywatelstwo. Ojciec domaga się przeprosin na piśmie i 15 tys. euro symbolicznego odszkodowania.

Dopiero w styczniu 2010 roku ogłoszony został wyrok sądu I instancji. Niekorzystny dla Pomorskiego, bo akceptujący zakaz języka polskiego w kontaktach z własnymi dziećmi. 27 maja br. na rozprawie w sądzie II instancji sędzia we wstępnym uzasadnieniu ponownie zapewnił, że oskarżanie niemieckich urzędników o dyskryminację jest nieuzasadnione, bo działali dla dobra dzieci.

Wystąpienie na rozprawie adwokata Pomorskiego i jego samego spowodowało jednak przełożenie ogłoszenia wyroku. Adwokat podkreślał, że postępowanie Jugendamtu było złamaniem polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, który gwarantuje m.in. swobodne posługiwanie się językiem ojczystym w życiu prywatnym i publicznym oraz pogwałceniem niemieckiej konstytucji.

Już nie mówią po polsku

Od rozstania z żoną w 2003 roku, Pomorski spotkał się po raz pierwszy z córkami dopiero po prawie dwóch latach. Nadzorująca Niemka zeznała potem, że "pożegnali się tak, jak to robią dzieci, które kochają swego ojca".

- Niestety, córeczki już prawie nie mówiły po polsku. W pamięci zostały im pojedyncze słowa. Dotarło do mnie, że zabrano im polską tożsamość - komentuje ojciec.

Rok później Pomorskiemu udało się wywalczyć kolejne spotkanie z dziećmi. Potem były prawie cztery lata przerwy. Dziewczynki z matką wyjechały do Austrii. Listy wracały. Polak rozpoczął tym razem walkę o dzieci w sądach austriackich oraz z austriackim Jugendamtem.

Kiedy w 2010 roku doszło w Austrii do kolejnego spotkania z córkami, do ojca dotarło, że emocjonalna więź dziewczynek z nim już prawie nie istnieje.

- Uniemożliwianie mi przez tyle lat normalnych kontaktów z córkami przez organizację Jugendamt, posiadającą status urzędu w Niemczech i w Austrii, doprowadziło do całkowitego zgermanizowania moich córeczek, obywatelek przecież nie tylko Niemiec, ale i Polski, oraz do zaniku więzi ze mną i całą polską częścią ich rodziny - podkreśla Pomorski.

Nie widzą we mnie wroga

Stowarzyszenie Pomorskiego ciągle otrzymuje sygnały od rodziców, których pozbawiono kontaktów z dziećmi. W tle zawsze jest Jugendamt. W Hamburgu odbyła się kilkutysięczna, trwająca pięć godzin demonstracja pod hasłem "Obojgu rodzicom należą się prawa do dzieci". Jej współorganizatorem był Wojciech Pomorski.

- Cieszę się, że normalni, rozsądni Niemcy nie widzą we mnie wroga. Mówią, że zachowaliby się tak samo, gdyby w innym kraju zabroniono im rozmawiać z własnymi dziećmi po niemiecku - zaznacza Pomorski. - Ja też nie czuję nienawiści do Niemców, choć może po swoich doświadczeniach miałbym do tego prawo. Protestuję tylko przeciwko działaniom urzędników.

Ruszyłaby lawina wniosków

- To skandal, że ani Jugendamt, ani miasto Hamburg nie poniosą żadnych konsekwencji za germanizację moich córek. Pozostaje więc dalej zielone światło dla takich dyskryminacyjnych praktyk - powiedział po ogłoszeniu wyroku Wojciech Pomorski. - Inna sprawa, że nie spodziewałem się korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia. Przecież gdyby przyznano mi rację, powstałby precedens i ruszyłaby lawina podobnych wniosków od innych osób pokrzywdzonych przez niemieckie i austriackie jugendamty.

Polak zamierza odwołać się do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Potem pozostanie mu już tylko Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Pomorski złożył też niedawno do Trybunału Konstytucyjnego w Strasburgu skargę na Republikę Austrii. Twierdzi, że przez wiele lat sąd austriacki łamał jego prawa rodzicielskie. Uniemożliwiając mu kontakty z córkami, godził się na ich germanizację.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny