Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska pięć lat w Unii Europejskiej

Tadeusz Jacewicz
Trzeba rozsądku, chęci i trochę wysiłku. Za miesiąc wybierzemy europarlamentarzystów. Mogą to być partyjne przygłupy, które pojadą do Brukseli nabić sobie kasę i robić brewerie.
Trzeba rozsądku, chęci i trochę wysiłku. Za miesiąc wybierzemy europarlamentarzystów. Mogą to być partyjne przygłupy, które pojadą do Brukseli nabić sobie kasę i robić brewerie.
Trzeba rozsądku, chęci i trochę wysiłku. Za miesiąc wybierzemy europarlamentarzystów. Mogą to być partyjne przygłupy, które pojadą do Brukseli nabić sobie kasę i robić brewerie. Mogą być ludzie światli, potrafiący pracować z innymi, dla Polski i Europy. To są ważne wybory. Trzeba pójść i dobrze postawić krzyżyki. Naprawdę dużo od tego zależy.

Rocznica jak każda ważna w Polsce. Jedni coś robili, inni to krytykowali. Rozgorzała dyskusja, czy zaproszenie na akademię dla prezydenta było właściwe. Na szczęście zainteresowany odpuścił urzędnikom. Uniknięto afery. W dzisiejszych czasach to sukces.

Nie popsuliśmy pięciolecia wejścia Polski do Unii Europejskiej. Nie zmarnowaliśmy tych lat, mimo sporych wysiłków wrzaskliwych polityków. Ostrzegali oni, że cyniczna Europa wpuszcza nas na salony, żeby mieć "białych Murzynów", żeby zniszczyć swoją tandetą nasz przemysł i zdławić tanią żywnością rolników. Nasz początek w Unii miał być końcem Polski.

Pięć lat później Polska jest zupełnie inna. Bogatsza, mądrzejsza, lepiej zorganizowana, z mniejszymi kompleksami i większymi szansami na przyszłość. Znałem trochę mechanizmy europejskie i w 2004 roku obawiałem się zderzenia biurokracji brukselskiej z naszym bałaganem. Byłoby trudno, gdybyśmy byli jedyni. W tłumie 10 przybyszy powstało jednak zamieszanie, które dało nam czas na złapanie reguł gry. Nie wszystkie jeszcze rozumiemy i stosujemy, ale nie było ani wstydu, ani kryzysu.

Ze zdumieniem oglądałem akademijne uroczystości. Nikt w mediach nie wpadł na pomysł, żeby pokazać wypowiedzi o Polsce w Unii różnych prominentnych (niekiedy do dzisiaj) polityków. To byłoby śmieszne, ale też pouczające. Nie pozbędziemy się matołów, jeśli publicznie nie będziemy analizować ich wyczynów. Media są w polityce odpowiednikiem selekcji najlepszych koni wyścigowych. Nikt rozsądny nie wystawi chabety na tor, a w polityce takie ciągle biegają. Teraz była okazja, żeby spróbować selekcji przez ośmieszenie. Nie zrobiliśmy tego. Szkoda.

Bilans naszego unijnego pięciolecia jest taki, jakiego większość oczekiwała: korzystny. Najłatwiej wyliczyć pieniądze. Dużo ich nam przybyło. Najpierw te oficjalne. Przez pięć lat dostaliśmy z unijnej kasy ponad 120 miliardów złotych. Znaczna większość poszła w inwestycje. Dla wielu rolników dopłaty były pierwszą żywą gotówką od lat. Narodowym zajęciem stało się budowanie gminnych oczyszczalni ścieków, dróg i chodników. Wyrosły nowe firmy, rozwinęły się istniejące. W latach 2004-2008 przybyło dzięki temu prawie 400 tysięcy miejsc pracy.

Później będzie jeszcze lepiej. Do 2014 roku dostaniemy prawie 3 razy tyle. Mamy już wprawę w brnięciu przez mozolne procedury, wypełnianiu formularzy i raportowaniu wyników. Bruksela twardo pilnuje kasy, słusznie zresztą, ale to dla nas nie problem. W PRL drogo płaciliśmy za marzenia europejskie, dzisiaj nam płacą za to, że w zjednoczonej Europie jesteśmy.

Skorzystaliśmy nie tylko z oficjalnych pieniędzy. Polacy masowo ruszyli do pracy w krajach starej Unii. To nie były wyjazdy na majówkę. Harówka, obce środowisko, minimalna pomoc naszych urzędów, cierpiące rodziny. Wyniki finansowe są jednak imponujące. Według oficjalnych wyliczeń w ciągu 5 lat czasowi emigranci przekazali do Polski 70 miliardów złotych. Nieoficjalnie mówi się, że było tego dwa razy więcej. Tych pieniędzy nie przejedzono. Powstały dziesiątki tysięcy nowych firm i kolejne setki tysiące Polaków znalazło zatrudnienie. Jeśli to nie jest sukces, to proszę o podpowiedź, co można tak nazwać.

Cieszą efekty finansowe debiutu w Unii Europejskiej, są też inne. Trudniej wymierne, ale bardzo ważne. Wyszliśmy ze smugi cienia, w jakim utknęliśmy pod koniec PRL. Wywalczyliśmy wolność. Można ją było w różny sposób zagospodarować. Mogliśmy ugrzęznąć w marazmie postkomunistycznego bałaganu, zniszczonej gospodarki, byle jak rządzonego, skorumpowanego państwa. Nie wszystko jest idealne, ale idziemy inną drogą. Można się zżymać na brukselską biurokrację, ale jesteśmy częścią potężnego organizmu i mamy wszystko, co z tego wynika. Bezpieczeństwo, biznes, głos w najważniejszych sprawach świata.

Wielkość kraju, liczba ludności, tradycja walki o wolność sprawiają, że możemy decydować o przyszłości Europy. Trzeba o to zabiegać. Nasi eurosceptycy przycichli, z tej strony nie ma zagrożenia. Grozi nam co innego. Potraktowanie Brukseli jako kasy zapomogowo-pożyczkowej, dojenie z niej i palenie opon na ulicach, jeśli nie zechce płacić. Takie myślenie pojawia się często. Bardzo nam szkodzi.
Po świetnych pierwszych pięciu latach teraz mamy szanse rozbudowania sukcesu. Jesteśmy mądrzejsi, bardziej doświadczeni, okrzepliśmy gospodarczo, nie ma żadnych zagrożeń zewnętrznych.

Trzeba rozsądku, chęci i trochę wysiłku. Za miesiąc wybierzemy europarlamentarzystów. Mogą to być partyjne przygłupy, które pojadą do Brukseli nabić sobie kasę i robić brewerie. Mogą być ludzie światli, potrafiący pracować z innymi, dla Polski i Europy. To są ważne wybory. Trzeba pójść i dobrze postawić krzyżyki. Naprawdę dużo od tego zależy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny