Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska armia jest ciągle redukowana. Naiwna wiara w sojusze.

Grzegorz Rykowski
Zaufania nie dodają nieustające kąśliwe opinie o nabytych niedawno samolotach F-16, jakby komuś niezwykle zależało na zdeprecjonowaniu ich wartości bojowej.
Zaufania nie dodają nieustające kąśliwe opinie o nabytych niedawno samolotach F-16, jakby komuś niezwykle zależało na zdeprecjonowaniu ich wartości bojowej. Fot. Internet
Od początku lat 90., na wyraźne życzenie sił europejskich, następuje redukcja naszych sił zbrojnych. Ku zadowoleniu sojuszników i potencjalnych przeciwników.

Nie ma żadnego powodu, by w wolnym kraju nadal karmić się złudzeniami i nieodpowiedzialnie zaklinać rzeczywistość. Takie zabiegi mają obecnie, niestety, duże powodzenie. Po pierwsze, wmawiamy sobie, że we współczesnej Europie nikt nam nie zagraża. To bardzo wygodny i pożądany pogląd. Tak by zapewne chciał każdy z nas. Nakarmione historią polskich wojen i w tym, niestety, licznych klęsk, kolejne pokolenia odrzucają już samą myśl o obcej agresji i zasłaniają się niedorzecznością ewentualnego zagrożenia.

Taka pozycja jest wygodna psychicznie i wygodna praktycznie. Nie inspiruje wyobraźni i nie skłania do podejmowania odpowiedzialnych, pracowitych i oczywiście kosztownych działań. Po drugie, gdyby nawet coś nam groziło, to przecież jesteśmy w NATO i w Unii Europejskiej, w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i z olbrzymimi - według naszych wyobrażeń - zasługami dla koalicji antyirackiej i przeciw talibom. Tych zasług, w co nie wątpimy, sojusznicy nam nie zapomną.

Zagrożenia wolności i suwerenności były, są i nadal będą, nawet gdy będziemy je wypierać ze świadomości. Jak szybko może zmieniać się realna sytuacja polityczna, a w jej konsekwencji także graniczna, pokazały zarówno niedawne dni konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, jak i już trochę zapomniane wydarzenia na terenach byłej Jugosławii. Te ostatnie - jak by nie było - w sercu Europy. Tylko te przykłady wskazują, jak niedaleko może być do nieszczęścia. Podpierając się członkostwem w siłach europejskich, naiwnie zapominamy, że NATO jest sojuszem silnych. Także polski udział w strukturach paktu ma być udziałem silnego środkowo-europejskiego państwa. Silnego, a nie wystraszonego. Takiego, które przede wszystkim samo potrafi sobie zapewnić podstawy bezpieczeństwa.

W NATO, ale u siebie

Wstąpiliśmy do NATO nie po to lub nie wyłącznie po to, by oddać się w opiekę potężnemu patronowi, by od tej chwili za nas myśleli inni, bo takie założenie nie ma nic wspólnego z zachowaniem suwerennego państwa. Wstąpiliśmy, by wspólnie dawać sobie wzajemną opiekę, a gdy zajdzie potrzeba - odpór każdemu agresorowi, zagrażającemu któremukolwiek państwu europejskiemu. To oznacza mniej więcej tyle, że nie wolno nam mazgaić się i dla usprawiedliwienia niemocy wymieniać długą listę rzeczy, na które nas nie stać. To, czy nas stać, zależy od woli i determinacji Polaków.

Pora więc przyjrzeć się sobie jako społeczeństwu. Wydawałoby się, że po niezwykle trudnym i długo oczekiwanym odzyskaniu niepodległości sprawy własnego, obywatelskiego państwa będą na pierwszym miejscu. Wydawałoby się, że odzyskując władzę nad biegiem własnych polskich spraw, będziemy o tę suwerenność drżeć i w każdym działaniu o nią zabiegać.

Prawdą jest, że politycy bardzo szybko nauczyli się głosić na forum międzynarodowym własne, niezależne poglądy i opinie, czasem słuszne, czasem zwyczajnie nieprzemyślane, ale suwerenne. Na tyle nas było stać. Jednak ta czysto werbalna samodzielność nie miała i nie ma nadal niezbędnego zaplecza, a precyzyjniej mówiąc - podbudowy gospodarczej i militarnej.

W 20. już roku po transformacji ciągle na czołowym miejscu są nieustające roszczenia obywateli wobec państwa, państwowego pracodawcy czy usługodawcy. Od wielu lat Polacy, w wolnym już kraju, wypinają się na swoje państwo i co najwyżej pytają, co ono im dało. Na to myślenie nałożyła się fala emigracji po lepsze życie. Młodzi mają coraz bardziej rozluźniony kontakt z ojczyzną, a swoje emocje do niej przejawiają głównie poprzez ostrą krytykę zjawiska podwójnego opodatkowania dochodów.

W tej sytuacji przyznać wypada, że zadanie przebudowy świadomości nie będzie łatwe, ale musi być niezwłocznie podjęte. Zadanie polegające na uświadomieniu całym pokoleniom, że o swoje własne, suwerenne państwo trzeba się codziennie starać i troszczyć oraz wywiązywać się z obowiązków na jego rzecz. I nie chodzi tu o heroiczne lub bezmyślne łapanie za broń, by zginąć. Takich przykładów mamy z przeszłości wiele i może na razie starczy. Chodzi natomiast o przebudowanie świadomości współczesnych pokoleń, że nic nie zostało nam dane na zawsze.
Państwo polskie, które dziś mamy, było nam w dalszej i niedawnej przeszłości brutalnie zabierane.

Przez własne słabości i jakże często niezdolność do wewnętrznej zgody budziliśmy się pewnego dnia pod kolejną okupacją lub zaborem. W szczególności był to brak zgody na taką formę wyrzeczeń, by na ich podstawie zbudować siłę militarną Polski. Naiwna wiara w potężne sojusze była i nadal jest naszym wielkim dziejowym błędem.

Od pozorów siły do realnej słabości

Od początku lat 90., na wyraźne życzenie sił europejskich, następuje redukcja naszych sił zbrojnych. Ku zadowoleniu sojuszników i potencjalnych przeciwników, redukujemy kolejne jednostki wojska, likwidujemy garnizony, złomujemy przestarzały i nieprzydatny już sprzęt. Jest w tym jądro racjonalności, jako że rola Wojska Polskiego w ramach Układu Warszawskiego była zdecydowanie inna, a wyznaczone cele (np. zajęcie terytorium Danii), zdecydowanie nieaktualne, zresztą i wówczas nie nasze.

W zapędzie redukcyjnym zaszliśmy jednak już jakby za daleko. Na licznych stronach gazet i tygodników głośno o naszej militarnej słabości, niepewnym poborze, brakującym podstawowym sprzęcie, że o wyszkoleniu nie wspomnę, bo nic o nim nie wiem. Zaufania nie dodają nieustające kąśliwe opinie o nabytych niedawno samolotach F-16, jakby komuś niezwykle zależało na zdeprecjonowaniu ich wartości bojowej. Tu raczej nie ma wątpliwości. Takie publikacje są na zamówienie, a ich sponsorami powinien zająć się kontrwywiad.

To wszystko dzieje się w realu, a wtajemniczeni wiedzą jeszcze więcej. Staje się aż nazbyt widoczne, że ten swoisty pęd do destrukcji musi być zatrzymany. Polska doszła już do takiego momentu dziejowego, że bez względu na nieprzyjazne pomrukiwania sąsiadów musi podjąć pilną odbudowę swojej siły, w szerokim tego słowa znaczeniu.

Także przekształcenie armii z poboru w zawodową musi być autentycznie błyskawiczne i nie może rozciągać się na lata. Wydaje się, że nawet z dziejowego punktu widzenia nie stać nas na to, by powstrzymać modernizację polskiej armii. Nie stać nas również na to, by najlepiej wyszkolonych, obytych z polem walki i ostrzelanych żołnierzy odsyłać do cywila. Oni powinni być teraz trzonem nowoczesnej armii. Jest sprawą oczywistą, że u podstaw działania leży poprawa siły gospodarki. Któż zatem ma to zrobić i kto może wykonać (wykonać, a nie odegrać) rolę męża opatrznościowego?

Z pobieżnego przeglądu wariantów politycznych i personalnych zwyczajnie wieje smutkiem. Dla licznych liderów politycznych przewodnikiem i moderatorem zachowań publicznych jest wskaźnik popularności w chorobliwych sondażach. Dla innych - przepchnięcie własnego projektu ustawy lub jej nowelizacji, chociażby kosztem poniechania innych spraw, daleko ważniejszych. Są też wśród polityków ludzie niepoważni, którzy po prostu chcą błyszczeć, chorzy na oko kamery lub na sitko mikrofonu. Z wieloma nie da się rozmawiać sensownie o sprawach państwa, bo go zwyczajnie nie czują.

Pamiętamy Witosowe słowa "a Polska winna trwać wiecznie". Witos je wypowiedział, gdy po rozbiorowej nocy Polska istniała dopiero kilkanaście lat. Ale już wówczas czuł on ciężar zagrożeń i niepokoił się o przyszłość. Nawet starożytni mieli swoją praktyczną i przemyślaną maksymę "si vis pacem, para bellum" (chcesz pokoju, gotuj się do wojny). Czy dzisiaj mamy podstawy do bezmyślnego ignorowania rzeczywistości?

Wydaje się, że istnieje obecnie szczególna potrzeba, by ten trudny, zaniedbany i niesłusznie ignorowany temat wyciągnąć na światło dzienne. Dać szansę polskiemu przemysłowi, sięgnąć nie tyle po zakupy, co po nowoczesne technologie, które - co wielokrotnie udowadnialiśmy - potrafimy doskonale wykorzystywać. Z tą ważną potrzebą należy dotrzeć do ludzi, którzy dla swojego kraju zniosą wiele, stać ich nawet na ofiarność. Nie zniosą tylko korupcji. Ci zaś, którzy zawodowo zajmują się naszą obronnością i obroną, muszą sobie przypomnieć, że nie "chodzą do pracy", lecz nadal pełnią służbę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny