MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pasuje mi spokój tego miasta

Jerzy SOŁUB
Inni po studiach nie wracają do Bielska. On tu wrócił, bo zawsze pociągał go spokój i klimat tego miasta. Twierdzi, że "wyścig szczurów" jest nie dla niego i żeby robić to, o czym się marzy wcale nie trzeba mieszkać w Warszawie. - Żyjąc w takim mieście jak Bielsk w zasadzie z niczego nie zrezygnowałem i wszystko wygląda tak, jak sobie wymarzyłem - mówi Marek Włodzimirow, młody filmowiec z Bielska Podlaskiego.

Zazwyczaj jest tak, że młody człowiek kończący studia staje przed dylematem. Wydaje mu się, że musi jechać do ogromnego miasta, bo tylko tam znajdzie dobrą pracę i zrobi karierę. - Ja zostałem tutaj, taką decyzję podjąłem i okazało się, że wcale nie muszę z niczego rezygnować - mówi. - W razie czego wsiadam w samolot i po dwóch godzinach jestem w każdym miejscu w Europie.

Początki...

Jego przygoda z filmem zaczęła się wiele lat temu i trwa do dzisiaj. Filmy, które kręci? zdobywały laury na międzynarodowych festiwalach i przeglądach. Można je również zobaczyć w wielu stacjach telewizyjnych.
Jak sam mówi, jest samoukiem, chociaż rok spędził w szkole telewizyjno-filmowej w Poznaniu.
- Do Poznania trafiłem, ponieważ nigdy nie przestałem myśleć o robieniu filmów. Sam nie wiem ile to już lat minęło od nakręcenia pierwszego. Siedem? Może osiem?
Na pytanie skąd się wzięła jego pasja odpowiada: - Po prostu się wzięła.
Być może zamiłowanie do filmu przyszło wraz z rozwojem technologii komputerowych. Zobaczył, że dają one duże możliwości twórcze. - Nagle się okazało, że za pomocą komputera mogę zrobić z obrazem, co tylko zechcę - mówi.

Trudne pytania

Jego pierwszy film powstał w 1998 roku do wiersza, który zresztą sam napisał. - To był pierwszy film, jaki zrobiliśmy, ale ostatecznie okazał się zbyt banalny, więc przerobiliśmy go na teledysk - mówi.
To jednak nie był koniec jego przygody. Wręcz przeciwnie. Wraz z przyjacielem pojechał rowerem do Anglii, żeby nakręcić kolejny film i przeżył przygodę życia. - Zrobiliśmy film o ludziach żyjących na angielskiej prowincji. To był też mój pierwszy film dokumentalny - mówi.
Właściwie to był moment, kiedy kończył pierwsze studia. Nagle pojawił się dylemat, co robić? Pierwsza myśl - trzeba wyjechać do dużego miasta, a jego zawsze fascynował spokój prowincjonalnego Bielska. - Ten film, kręcony w Anglii miał być taką odpowiedzią na pytanie, czy da się żyć na wsi i być nowoczesnym człowiekiem, który nie musi rezygnować z dobrodziejstw cywilizacji - opowiada Marek.

Pierwszy sukces

...Przyszedł podczas festiwalu "Jutro filmu 2000" w Warszawie. - Wysłaliśmy z kolegą ośmiominutowy film z... jednego zdjęcia - opowiada Marek. - Nagle się okazało, że to nie sen i że nasze filmy są pokazywane na festiwalu w Warszawie.
Film się spodobał. Trafił w gusta jury i otrzymał jedną z głównych nagród. - To była prawdziwa euforia. Prawdziwe kino, prawdziwa sala pełna ludzi i twój film pokazywany na wielkim ekranie. To niesamowite, bo obserwujesz reakcje widzów i zastanawiasz się jak odbierają to co zrobiłeś - mówi Marek.
Już samo zakwalifikowanie się na międzynarodowy festiwal było wydarzeniem. - W sumie jury musiało wybrać do kolejnego etapu kilkadziesiąt z ponad 400 filmów! - mówi.
Konkurencja ogromna, a tu taka niespodzianka - telefon od organizatorów i wiadomość, że się zakwalifikowali. Potem przyszedł sukces, jedna z głównych nagród, pierwsze brawa, oklaski. - Za pierwszym razem to jest coś niesamowitego, bo czujesz, że wykonałeś dobrą robotę - mówi Marek.

Porażki uczą

Sukces sprawił, że pojawiła się wiara w to co robi. - Za filmy, które zrobiłem sam lub z innymi osobami, dostałem w sumie osiem albo dziewięć nagród. Kiedy je dostajesz, czujesz, że twoje filmy są dobre, że znasz się na tym - mówi.
Po otrzymaniu nagrody zrobili drugi film z rozmachem, efektami komputerowymi, animacjami. - Można powiedzieć, że to hollywódzka produkcja za dwieście złotych - Śmieje się Marek.
Jednak ta superprodukcja okazała się klapą. Wysyłali go na różne festiwale, jednak bez odzewu. - Przychodzi pierwszy sukces i myślisz, że następny film będzie jeszcze lepszy, a tu kubeł zimnej wody na głowę i zdajesz sobie sprawę, że jest jeszcze wiele do zrobienia - mówi Marek.
Film okazał się zupełną porażką. Ale te przecież też się zdarzają. - One też uczą i to dzięki nim zaczynasz rozumieć widza. Po pewnym czasie już wiesz, co się ludziom nie spodoba i czym ich nie zatrzymasz przed ekranem - mówi.

Film jak wspinaczka

Dla niego kręcenie filmów jest jak wspinaczka wysokogórska. - To jest tak jak z górami - twierdzi. - Kiedy wejdziesz na dwutysięcznik, za chwilę przestaje ci to wystarczać i już myślisz o wejściu na wyższy szczyt.
Marek nie wyobraża sobie życia bez kręcenia filmów. Im dłużej to robi, tym bardziej to kocha. Twierdzi, że miał w życiu szczęście, bo w końcu jak wielu ludziom udaje się pogodzić pracę z pasją, albo co więcej, sprawić żeby pasja stała się pracą i sposobem na życie. Nie ukrywa, że w sytuacji, kiedy jego pasja nie przynosiłaby zysków, trudno by ją było realizować. - To jedyny sposób, bo jeżeli nie masz z tej pasji pieniędzy, to nie możesz kupić lepszego sprzętu, rozwijać się i uczyć - mówi.
Z pasją najczęściej bywa tak, że człowiek zajmuje się nią po godzinach, a on realizując się jednocześnie pracuje. - Mnie się jakoś udało, ciągle zajmuję się filmowaniem, staram się rozwijać i jednocześnie z tego żyję. Ale co ważniejsze nie muszę stąd wyjeżdżać i z niczego rezygnować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny