Pacjenci pocovidowi trafiają coraz częściej do hospicjum. To bardzo chore osoby (zdjęcia)

Pandemia koronawirusa przyczynia się nie tylko do obłożenia zakaźnych oddziałów covidowych w szpitalach. Chorzy, którzy przeszli zakażenie Sars-CoV-2, niestety, trafiają też do hospicjów.

Jak zauważa lek. Jolanta Iwanowska, specjalista medycyny paliatywnej oraz radioterapii onkologicznej z białostockiego hospicjum stacjonarnego Dom Opatrzności Bożej:

Obserwujemy, że w tym roku struktura chorych zmienia się. Przybywa osób z rozpoznaniem przewlekłej niewydolności oddechowej, którzy byli leczeni w szpitalach covidowych. Już z ujemnym testem, ale objawowi, trafiają do nas. To osoby, wobec których mamy duże wyzwania, choćby ze względu na współwystępowanie wielu chorób dodatkowych.

Jak szacuje Jolanta Iwanowska, pacjenci pocovidowi stanowią ok. 20-25% wszystkich chorych w hospicjum.

To bardzo chore, często wiekowe osoby, z reguły powyżej 80 lat. Jedna z pań miała nawet ponad 100 lat. Testy na koronawirusa mają ujemne, ale ich płuca nadal nie pracują prawidłowo. Tacy pacjenci często wymagają stałej tlenoterapii, antybiotyków, leków rozszerzających oskrzela. Część z nich wychodzi z tego i opuszcza hospicjum, część zostaje, a część umiera.

Jak mówi wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Chorych "Hospicjum", niektórzy pacjenci, którzy trafiają obecnie do hospicjum, są zaszczepieni przeciwko COVID-19. Ale część nie kwalifikuje się do szczepienia.

Ostatnio mieliśmy pacjenta z Norwegii, który był po pierwszej dawce, ale już drugiej nie mógł przyjąć, bo jego stan mocno pogorszył się. Także musimy to rozważać bardzo indywidualnie. Lekarze powinni każdorazowo oceniać, na ile szczepionka jest rzeczywiście wskazana, a na ile może stanowić dodatkowe obciążenie dla organizmu. Trzeba się zastanowić, czy chory ma czas, aby z niej skorzystać. Jeżeli zostało mu kilkanaście dni życia, to po prostu nie jest on w stanie skorzystać ze szczepienia, w wręcz przeciwnie – może mieć jakieś działania uboczne.

Przypomnijmy, że jesienią w hospicjum przy ul. Sobieskiego wybuchło ognisko koronawirusa. Chorował zarówno personel, jak i pacjenci.

- O dziwo, nasi chorzy przeszli zakażenie łagodnie - zauważa Iwanowska. - Hospicjum, broniąc się przed chorymi z COVID-em, zorganizowało taki oddzielny oddział, gdzie najpierw umieszczaliśmy pacjentów i robiliśmy im testy na własny koszt. Wyłapaliśmy kilka osób z testem dodatnim. Zostali skierowani do szpitali zakaźnych.

Obecnie w hospicjum przebywa ponad 50 osób. Niestety, odsetek zgonów jest duży, np. w weekend 20-21 marca zmarło 9 osób. Właśnie w weekendy zwalniają się miejsca, a od poniedziałku trafiają nowi chorzy.

Rocznie przyjmujemy ok. 900 osób i prawie tyle samo mamy zgonów. Jako personel godziny się z tym, jak ta praca wygląda, bo wiemy też, jacy pacjenci do nas trafiają. Tym niemniej, nie jest to praca trudna - przyznaje Jolanta Iwanowska.

Zwykle hospicjum przyjmuje prawie 900 chorych, jednak w ubiegłym roku liczba ta spadła o 1/3. Dlaczego tak się stało? Przeczytajcie w artykule poniżej: