Artur Andrus napisał piosenkę pod takim tytułem. Będzie to również hasło przyświecające akcji zapowiedzianej na pierwszy tydzień maja, a odbywającej się pod patronatem popularnej rozgłośni radiowej. Chyba nasze województwo nie jest tą akcją objęte, a szkoda, bo przecież orłów ci u nas dostatek - jak w całej Polsce. I przecież tutaj, na Podlasiu, cieszymy się, kiedy sukcesy odnoszą nie nasze, podlaskie orły, ale po prostu orły polskie, które dużo mogą.
A kończący się tydzień dał nam niemało powodów do dumy i radości w związku z dokonaniami polskich orłów.
Zaczął Robert Lewandowski, który w ciągu 90 minut aż cztery razy zmusił do kapitulacji bramkarza drużyny przeciwnej, czyli Realu Madryt. I chociaż Lewandowski nie występował z polskim orłem na koszulce, to nasza radość z jego bezprecedensowego popisu była ogromna. Z jaką satysfakcją słuchało się bezbłędnie skandowanego przez niemieckich kibiców nazwiska: Le-wan-dow-ski!
Oczywiście znaleźli się tacy komentatorzy sukcesu polskiego orła, którzy każdy dzień bez przywalenia komuś na odlew uważają za stracony. "Ciekawe, dlaczego w polskiej reprezentacji tak nie gra?" - rzucają pytanie i sami na nie odpowiadają w duchu insynuacji: że widocznie chce więcej kasy, że mu nie zależy, że wręcz celowo działa na szkodę ojczyzny. A ja, kibicka amatorka, nieznająca się na piłce nożnej, ale w miarę dobrze rozumiejąca, co się dzieje na boisku, uważam, że akurat w tej zespołowej grze jeden, choćby najwyżej latający orzeł, zbyt wiele nie zdziała. W Borussii Orzeł Lewandowski wie, że po boisku biega jeszcze dziesięciu orłów, którzy wiedzą kiedy kopnąć piłkę, w którą stronę, z jaką siłą - żeby dotarła ona do orła-egzekutora bramek.
Orzeł może, panowie, więc pilnie potrzeba uruchomić wylęgarnię orłów, które wspomogą Orła Lewandowskiego na boisku, podczas jego występów w reprezentacji Polski. Bez tego nie oczekujmy, że jeden orzeł wszystko załatwi. Aż tyle nawet on nie może.
Tydzień kończy się sukcesem polskich orlic - zwanych matkami pierwszego kwartału. To liczna grupa kobiet, które urodziły dziecko przed 17 marca tego roku - a w związku z tym nie przysługiwał im wydłużony urlop rodzicielski. Jakieś procedury, terminy, a w gruncie rzeczy pustka w państwowej kasie legły u przyczyn takiego stanu rzeczy. Wydawało się: sprawa jest beznadziejna, matki sprzed 17 marca nic nie wywalczą, nie będzie ani im, ani ojcom ich dzieci, dana możliwość spędzenia dodatkowych miesięcy z potomkiem.
A tu nagle - premier Donald Tusk ogłasza, że wszystkie dzieci, które przyszły na świat w tym roku będą mogły się cieszyć dłuższą opieką rodzicielską. Bardzo spodobała mi się argumentacja towarzysząca tej decyzji: "Jeśli dzisiaj stać nas, ze względu na wygenerowanie pewnych środków, na jeszcze jedną inwestycję, to niech to będzie inwestycja w polskie dzieci i polskie rodziny. Rok 2013 miał być rokiem rodziny, dlatego te postanowienia, chociaż nie były proste, uzyskały podstawę finansowania. Powiem szczerze, kamień z serca mi spadł". I dodał jeszcze, że bardzo mu imponowała determinacja matek i ojców z ruchu oraz "kultura dialogu".
Orły mogą, panie premierze. Dzięki ich determinacji i kulturze dialogu premierowi spadł kamień z serca. A niektóre kamienie - o czym warto pamiętać - można zrzucić samodzielnie, podejmując jedyną słuszną decyzję, czasem nawet ryzykowną. Orły nie boją się takich kroków, wiedzą, że mogą sobie na nie pozwolić. Będę czekać do poniedziałku - bo ciekawa jestem, czy polski orzeł dojdzie do głosu podczas rozmowy Tusk - Gowin. Dwa orły zwalczające się w jednym rządzie to za dużo.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?