Mianowicie, w telewizji publicznej istniał (istnieje?) program "Plus/Minus". Przez wiele lat rozmowy do tej audycji przeprowadzała ta sama redaktorka. I tak się jakoś składało, że trafiała do mnie jako do owego Minusa, gdyż opinię na Plus, pozytywnie oceniająca jakiś pomysł ówczesnego rządu, było jej znacznie łatwiej zdobyć. Więc kiedy słyszałem w słuchawce głos pani redaktor, pytałem ze śmiechem w głosie: "Jako Minus?" i słyszałem w odpowiedzi poważne: "Oczywiście".
Zacznę od tego, że nie jestem usatysfakcjonowany wypowiedziami przedstawicieli rządu w sprawie OFE. Zgadzam się z prof. Leszkiem Balcerowiczem i innymi krytykami rządu, że w sprawach o długookresowym znaczeniu zmiany muszą być dokonywane rzadko, w sposób jednoznaczny i zrozumiały dla osób, których zmieniany program dotyczy. Tymczasem, wbrew oficjalnym zapewnieniom, rządowe propozycje zmieniają warunki społecznego kontraktu.
Inaczej rozłożone zostało ryzyko, jakie ponosić będą po zmianach przyszli emeryci - uczestnicy drugiego filaru. Nie jest bowiem tak, jak to zapewniał wszystkich premier, że nie występuje żadne ryzyko, bo zobowiązania zostaną zapisane na koncie w ZUS dla każdego uczestnika i za lat 15, 20, 25 każdy otrzyma te pieniądze.
Takie postawienie sprawy sugeruje, że przyszłe pieniądze, które przyjdą z ZUS, nie są obarczone żadnym ryzykiem, a ryzyko istnieje tylko w odniesieniu do pieniędzy w OFE (będzie większy lub mniejszy zysk z inwestycji bądź nawet pojawić się może strata). Otóż - jak słusznie podkreślają w jednym z artykułów współtwórcy reformy - istnieje ryzyko biznesowe w OFE i ryzyko polityczne w ZUS. Politycy za lat 15, 20, 25 mogą stanąć przed problemem pustej kasy (z winy własnej lub swoich poprzedników) i kontrakt trzeba będzie jeszcze raz zmienić (na mniej korzystny). To jest owo ryzyko polityczne, które istnieje w odniesieniu do każdego zobowiązania politycznego (o czym nie mówi rząd).
Ale, niestety, krytycy rządu nie chcą z kolei zauważyć, że program II filaru zakładał, że współczesna generacja pracobiorców będzie w stanie sfinansować i bieżące emerytury ze swoich składek, i jednocześnie wesprzeć przyszły system emerytalny (gdy pracujących będzie o tyle mniej) dodatkowym zasilaniem OFE. Twórcy reformy zbyt optymistycznie potraktowali możliwości tej generacji pracobiorców, być może dlatego, że kończyli reformę w piątym roku wysokiego wzrostu PKB (w granicach 4,8-7,0 proc. rocznie), nie zakładając żadnych recesji ani spowolnień. Tymczasem problemy pojawiły się w latach 2001-2002 i ponownie obecnie.
Wpłaty z budżetu do OFE stanowiły, według artykułu reformatorów w "Rzeczpospolitej", 0,64 proc. PKB w 1999 roku, na starcie, ale już 2,8 proc. w 2009 roku i 2,3 proc. w 2010 roku. To są bardzo poważne obciążenia budżetu (będącego w głębokim deficycie także z innych przyczyn), zresztą nie tylko w latach recesji. Ponadto zasilanie OFE traktowane jest jak wydatki publiczne i podwyższa deficyt budżetowy. Stąd sensowna skądinąd wcześniejsza formuła przeniesienia pieniędzy na obligatoryjne zakupy obligacji przez OFE do ZUS uległa - jak się zdaje - niekorzystnej modyfikacji. Innymi słowy, problem zostanie zapewne rozwiązany w nie najlepszy sposób, nie najlepiej zaprezentowany zainteresowanym, ku ogólnemu niezadowoleniu każdej ze stron. Czyli wyjdzie jak zawsze.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?