Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Kubie już nie ma rumu ani trzciny cukrowej. Kubański pisarz Leonardo Padura przyjechał do Polski.

Danuta Nowicka
Po trzech dniach pobytu w waszym kraju mam głowę tak pełną wrażeń, że wolałbym się nie wypowiadać, tym bardziej że bardzo mnie drażni, kiedy zagraniczny turysta po kilku dniach spędzonych na plaży zapewnia, że poznał Kubę. Nie lubię, kiedy mówi się o stereotypach.
Po trzech dniach pobytu w waszym kraju mam głowę tak pełną wrażeń, że wolałbym się nie wypowiadać, tym bardziej że bardzo mnie drażni, kiedy zagraniczny turysta po kilku dniach spędzonych na plaży zapewnia, że poznał Kubę. Nie lubię, kiedy mówi się o stereotypach. Fot. Sławek Mielnik, nto
Lubię mieszkać w domu - mówi pisarz - który postawiłem na miejscu domu moich rodziców. Nie opuściłem go od 54 lat i chcę tu pozostać do końca.

Leonardo Padura przyjechał do Polski na zaproszenie wydawnictwa Znak. Urodził się w 1955 roku. Przez niektórych krytyków uważany jest za najlepszego pisarza kubańskiego. Za serię powieści kryminalno-obyczajowych "Cuatro estaciones" ("Cztery pory roku") otrzymał wiele nagród. Po niej powstały powieści o poecie kubańskiego romantyzmu Jose Marii Heredii i "Adios Hemingway". Ostatnią książkę poświęcił zabójcy Lwa Trockiego, Ramonowi Marcaderowi.

Danuta Nowicka: Gdzie my, gdzie Kuba... A jednak polski czytelnik Pana powieści czuje się bardzo swojsko. Na ulicach Hawany lat 80. stoją kolejki, ludzie narzekają na reglamentację artykułów.

Leonardo Padura: To zrozumiałe, ponieważ w obu krajach panowała podobna sytuacja ekonomiczna, ta zaś wymusiła identyczne nastroje i zależności. Akcja czwartej, a zarazem ostatniej części cyklu kryminalnego "Pory roku" kończy się w 1989 roku, miesiąc przed upadkiem muru berlińskiego. Następuje moment, kiedy bohater, posępny porucznik z wydziału śledczego, Mario Conde, decyduje się zostawić pracę w policji. Rozpoczyna się huragan nie tylko meteorologiczny, ale i symboliczny. To sygnał zmian, których oczekujemy na Kubie.

Pana powieści kryminalne, w tym dwie pierwsze, a zarazem jedyne przetłumaczone na język polski, "Gorączka w Hawanie" i "Wichura w Hawanie", powstały krótko potem, pomiędzy rokiem 1990 a 1997.

- Kiedy jeszcze nie wiedziałem, czy "Wichura w Hawanie" będzie opublikowana, a huragan ucichnie. Widzi pani, nasz główny problem to chora ekonomia. Jej funkcjonowanie hamuje biedota, czynnik bezproduktywny. To ludzie, którzy zatracili chęć i potrzebę, by pracować i czegoś się dorobić. Jedynym sposobem ich zaistnienia są manifestacje.

Wracając do wątku polskiego: w obu książkach są i inne polskie akcenty: zupa grzybowa z dodatkiem buraków - nie mam pojęcia, o jaką chodzi, bo chyba nie o barszcz wigilijny - polski fiat i gitara made in Poland.

- Tak czy inaczej, zupa grzybowa z burakami uchodzi na Kubie za specjał z Polski. Co do pozostałych produktów, to już przeszłość. Produkowaliśmy pewne rzeczy niedostępne na Kubie, żeby je eksportować do krajów socjalistycznych, z krajów socjalistycznych importowaliśmy inne. Handel wymienny kwitł do czasu zmiany ustrojowej w Europie i teraz polskie samochody, gitary i inne rzeczy stały się niedostępne. Kiedyś sprowadzaliśmy wiele polskich filmów, ale i to się skończyło.

Ze swoim dość odważnym opisem rzeczywistości nie jest pan na Kubie osobą non grata? Wielu pańskich kolegów wyemigrowało.

- Kubańscy pisarze osiedlili się w różnych częściach świata, m.in. w Meksyku i w Hiszpanii. Wielu boleśnie przeżywa rozłąkę z ojczyzną i daje upust nostalgii. Co do mnie - na ich miejscu czułbym się w pewien sposób sparaliżowany, poza Kubą przeżywam rodzaj blokady kreatywności. To jeden z powodów, dla których zdecydowałem się zostać. Muszę tam żyć, żeby pisać, oddychać kubańskim powietrzem, by tworzyć. Nie zerwę kontaktu z tutejszą rzeczywistością, jakakolwiek by ona była.

Nie tylko nie opuścił Pan Kuby ani Hawany, ale i Mantilli, robotniczej dzielnicy, w której się Pan urodził.

- Lubię mieszkać w domu, który postawiłem na miejscu domu moich rodziców. Nie opuściłem go od 54 lat i chcę tu pozostać do końca. Jest to miejsce położone z dala od centrum, z dużymi okna-mi, a więc skąpane w słońcu, z ogromną biblioteką. Mamy patio, w którym rośnie mango, papaja, banany i inne tropikalne owoce. Mogę tu spokojnie pracować, spotykać się z przyjaciółmi, cieszyć się dobrymi relacjami z sąsiadami.

Ma Pan poczucie bezpieczeństwa w domu, ale czy także w kraju? Już raz został Pan usunięty z redakcji za poglądy.

- Zapatrywania zachowuję dla siebie. Nie dzielę się nimi wówczas, kiedy piszę, a przynajmniej nie wprost. Stwarzam czytelnikowi pewne ramy, a on niech je wypełni treścią, zgodnie z tym, co widzi na Kubie lub poza nią.

Krytyka ocenia "Cztery pory roku" jako nowe słowo w powieści kryminalnej, nowy rozdział w historii gatunku. A przez wszystkie cztery powieści przewija się postać Maria Conde, porucznika z wydziału śledczego hawańskiej policji.

- Prawdę mówiąc, Mario Conde nie jest dobrym policjantem. Nie odróżnia Matisse'a od Cezanne'a, nie wie nic na temat technik operacyjnych. Jest zbyt inteligentny, by nie zrezygnować z tego zawodu.

Podobno Conde to Pana alter ego?

- Owszem, posiada wiele moich cech, ale daleko mu do tego, by być moim alter ego. Jest typowym reprezentantem mojego pokolenia, odzwierciedla wszystkie frustracje, niepokoje, nadzieje, które ono przeżywało. Chcę jednak stanowczo podkreślić: ja mam swoje życie, on - swoje. Jestem pisarzem, który miał wiele szczęścia, w przeciwieństwie do Maria zawsze byłem bardzo zdyscyplinowany i ciężko pracowałem na to, by moje książki zostały zauważone i przetłumaczone na 17 języków. Nie uważam się za najlepszego pisarza swojego pokolenia, ale na pewno najbardziej pracowitego.

W przeciwieństwie do porucznika Conde nie lubi Pan rumu, nie pali cygar, nie przepada za kobietami?

- Wszystko to uwielbiam, niemniej rumu prawie nie piję, jestem zwolennikiem jednożeństwa - wciąż mam tę samą żonę, z którą przyleciałem do Polski - i mam zamiar rzucić palenie.

Polacy kojarzą Kubę z kraksą ekonomiczną, dyktaturą Castro, emigracją - nawet za bardzo wysoką cenę, plantacjami trzciny cukrowej, rumem.

- Nie wszystko jest jeszcze aktualne. Od 50 lat nie produkuje się rumu, upraw trzciny cukrowej także nie ma.

Wiązano jakiekolwiek nadzieje z wymianą na fotelu prezydenckim?

- Ludzi nie interesuje, czy u steru władzy jest Fidel Castro czy Raul, przede wszystkim chcieliby polepszenia bytu.

Co z Pana wyobrażeń o Polsce - zakładam, że Pan je miał - okazało się fałszywe, co się potwierdziło?

- Po trzech dniach pobytu w waszym kraju mam głowę tak pełną wrażeń, że wolałbym się nie wypowiadać, tym bardziej że bardzo mnie drażni, kiedy zagraniczny turysta po kilku dniach spędzonych na plaży zapewnia, że poznał Kubę. Nie lubię, kiedy mówi się o stereotypach.

Nad Pana powieściami unosi się zapach bazylii, majeranku, octu balsamicznego, króliczego mięsa. Gotuje Pan?

- Nie gotuję. Mamy tu do czynienia w większym stopniu z grą wyobraźni niż z realiami. Wszystkie przepisy matki przyjaciela Maria Conde, Josefiny, pochodzą z obcych źródeł, m.in. z książek kucharskich, tym bardziej że niektóre z dań są niemożliwe do zrobienia na Kubie z braku produktów. A czy lubię dobrze zjeść? Czy doceniam jedzenie? I to jak!

Jakieś nowe polskie danie może trafić do Pana jeszcze nienapisanej powieści?

- Po dzisiejszym obiedzie w Starce mógłbym odpowiedzieć twierdząco i wskazać np. na golonkę, ale zamawiając ją, spodziewałem się kawałeczka mięsa, jak w Hiszpanii, a tymczasem na stół trafiła porcja dla oddziału wojska. Ledwo się ruszam!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny