Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj pracuje cały rok. Na pomoc potrzebującym zawsze jest czas.

Agata Sawczenko
Anna Samborska jest pedagogiem w szkole. Lubi pomagać. – Tak wychowali mnie rodzice.
Anna Samborska jest pedagogiem w szkole. Lubi pomagać. – Tak wychowali mnie rodzice.
W czasie Świąt zapominamy o Bożym świecie, a wiele osób potrzebuje naszej pomocy.

Święty Mikołaju, przynieś mi wrotki, plecak z Hello Kitty, nową sukienkę, bratu figurkę Spidermana
i nową MP4, a moim rodzicom dużo pieniędzy, żeby mogli pojechać na wymarzoną wycieczkę. Życzeń do Świętego Mikołaja mamy mnóstwo. No bo kiedy jest czas, żeby poprosić o jakąś głupotę, kosztowną drobnostkę? Tak naprawdę nie musimy jej mieć. Gdy rozbłysną światełka na choince, gdy zapachną pierogi, gdy z dreszczykiem podekscytowania zaczynamy rozpakowywać prezenty - zapominamy o Bożym świecie. No bo co może być ważnego w tym momencie, gdy jest tak świątecznie, tak fajnie?

Że jakaś głuchoniema matka siedzi przy skromnym wigilijnym stole z dwójką niepełnosprawnych dzieci? Że są dzieci, które nigdy nie uczestniczyły w tradycyjnej wigilii i dałoby się nawet im wmówić, że tort jest potrawą wigilijną, bo dla ich rodziców priorytetem jest mieć co wlać do kieliszka? Że są ludzie samotni, biedni, chorzy, nieszczęśliwi? Och, i tak nikt nie zbawi całego świata. Czy na pewno?

Cieszy mnie ich uśmiech

Józefa Łupińska do Hospicjum Miłosierdzia Bożego przychodzi już piąty rok. - Z potrzeby serca - zapewnia. Bo nigdy nic takiego się nie zdarzyło, co mogłaby nazwać bodźcem. Może to, że poszła na emeryturę? Albo to, że ma przygotowanie medyczne?

Pani Józefa przychodzi trzy razy w tygodniu, w sobotę na cały dzień, gdyż pracy w hospicjum jest dużo. Trzeba chorych przebrać, przewinąć, umyć, nakarmić, zmienić im opatrunki, potrzymać za rękę. Czasami być z nimi, gdy odchodzą. To trudne, ciężkie. Bo to i praca fizyczna, a i mało kto potrafi obojętnie patrzeć na cudze cierpienie. A za zapłatę musi wystarczyć nieczęsty uśmiech chorego. Ale pani Józefa nigdy nie ma dość, nigdy się nie krzywi, nie fuknie. Przecież nie o to tu chodzi. - Ja się tu spełniam - mówi z przekonaniem. - To miejsce, wbrew pozorom, uczy, jak żyć.

Najfajniejsze jest słowo: dziękuję

Anna Samborska jest pedagogiem w szkole. W jej gabinecie dzieci pełno cały czas: przybiegają do niej na przerwie, na lekcjach, przed zajęciami, po.

- Czasami ciężko je wygonić - śmieje się pani Anna. I przyznaje, że lubi pomagać. Takie społecznikowskie wychowanie dali jej rodzice. Mama była w harcerstwie, tata też. Pani Anna też została harcerką. To pomaganie, żywa reakcja na cudzą krzywdę i niedolę zostały do dziś. Szkolny wolontariat prowadzi już od 1991 roku. Cały czas coś robią z dzieciakami: zbierają pieniądze, w marketach pakują zakupy jako dziewczynki z zapałkami, pomagają kolegom odrabiać lekcje, opiekują się niepełnosprawnymi intelektualnie osobami dorosłymi.

- W ten sposób uczymy dzieci tolerancji, integracji - przekonuje pani Anna. - Chodzi tu o pokazanie dzieciom świata osób niepełnosprawnych. Chodzi o przełamanie barier - tłumaczy.

Cały czas coś robią: współpracują z fundacjami, sami wykonują, a później sprzedają ozdoby świąteczne. Angażują się w akcje typu Bank żywności, Podziel się posiłkiem. Od lat współpracują ze stowarzyszeniami Ku Dobrej Nadziei, Szansa.

- Z całej Polski napływają prośby do naszego klubu wolontariusza o wsparcie. To fajne. Nikomu nie odmawiamy pomocy - mówi pani Anna.

Ostatnią akcję dzieciaki przeprowadziły w sobotę. Chodziły po klatkach, informowały o zbieraniu darów na świąteczną paczkę.
- I dzięki temu ludzie poprzynosili potrzebne rzeczy.
Skąd pani Anna ma tyle energii?
- Czasami sama nie wiem - śmieje się. - Chyba od dzieci. One ciągle mnie nakręcają, podsuwają nowe pomysły. Tak się człowiek nakręca, w taki rytm wpada, że to po prostu koniec świata!
Nie ma w ogóle przez to czasu wolnego. Ale to nie szkodzi.
- Najfajniejsze jest słowo dziękuję - uśmiecha się.

To taki odruch

Dzięki pracownikom białostockiego browaru w minioną sobotę Święty Mikołaj odwiedził dzieci ze Świetlicy Dziennego Pobytu przy Domu Pomocy Społecznej. Prawdziwa wigilia, na której nie zabrakło wspólnego kolędowania przy tradycyjnym stole, została zorganizowana w ramach pracowniczego programu Kompanii Piwowarskiej "Ekipa nie tylko od święta". Kompania pieniądze na akcje charytatywne daje cztery razy do roku. Ale tylko na te, w które naprawdę zaangażują się pracownicy firmy. Białostocka ekipa Mikołajów pieniądze dostała już nie pierwszy raz. Dlaczego? Bo nie szkoda im czasu na pomaganie innym.

Co nimi kieruje?
- Nie wiem - wzrusza ramionami Elżbieta Cimicka. - To po prostu taki odruch.
Bo czasu się nie liczy. Tak można ustawić sobie wszystkie sprawy, że na pomaganie zawsze go wystarczy.

- To kwestia priorytetów - mówi pani Elżbieta. - My jesteśmy na tyle zmotywowani, że nawet nie zadajemy sobie pytania: po co?
Wystarczy im uśmiech tych, którym pomogli. Cieszy to, że dzieci ciągają Świętego Mikołaja za spodnie, pytając, czy przyniósł im prezent. Cieszy szczęście, radość.
- Dla tej radości dzieci to warto coś robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny