– Kiedyś tego nie było – narzeka Bogdan Górski, właściciel jednego z najstarszych zakładów samochodowych w Suwałkach. – Żeby otworzyć firmę, należało najpierw skończyć odpowiednie szkoły.
Prywatnych warsztatów jest w mieście i najbliższych okolicach około stu. Do tego dochodzą też zakłady znajdujące się przy salonach samochodowych. Konkurencja jest więc ostra.
Zaoszczędzone paliwo
Bogdan Górski zaczynał w 1980 roku. W mieście działało wówczas tylko kilka zakładów.
– Fiaty, wartburgi, trabanty, syrenki – to wszystko wtedy naprawiałem – wspomina.
Był pierwszym w mieście mechanikiem po policealnym studium samochodowym w Białymstoku. Stosunkowo szybko zdobył sobie uznanie wśród klientów.
– Najgorzej było wtedy z częściami zamiennymi – opowiada. – Zdobywało się je naprawdę spod ziemi.
Dzisiaj z tym problemu już nie ma. Gorzej natomiast z dostępem do wiedzy na temat najnowocześniejszych samochodów. Poszczególne firmy chronią swoje tajemnice. Chcą w ten sposób napędzić klientów do własnych stacji serwisowych.
– Samochody są coraz bardziej skomplikowane, mają dużo elektroniki – mówi Bogdan Górski. – Za tym wszystkim trzeba wciąż nadążać. A bez fachowej literatury się nie da.
Górski radził sobie w czasach PRL z częściami zamiennymi, daje radę także teraz. Jest w stanie naprawić każdy pojazd. Także ten najnowocześniejszy. Jego specjalność, to taka regulacja silnika, by maksymalnie ograniczyć zużycie paliwa. – Niemal każde auto może spalać mniej przynajmniej o litr – twierdzi.
Znaczna liczba klientów przyjeżdża takimi samochodami, które w ogóle nie powinny być dopuszczone do ruchu. – Jak ktoś kupić stary pojazd, to powinien pokazać go najpierw fachowcowi – radzi Górski. – Bo potem jest wiele rozczarowań.
Narzeka też na spustoszenia, jakie w pojazdach dokonuje sypana zimą na nasze drogi sól. – W Niemczech też przecież posypują, ale tamtejsze auta wyglądają zupełnie inaczej. Nasza sól wręcz te samochody pożera – mówi.
Potrzeba paru lat
Ile zarabia mechanik? Właściciel dobrze funkcjonującego zakładu na pewno narzekać nie może. Choć to nie to, co w czasach PRL. Ale wtedy były też inne relacje cenowe, inaczej też zarabiało się w firmach państwowych, inaczej – w nielicznych prywatnych.
Płace w suwalskich motozbytach kształtują się natomiast od 1 do 3 tys. zł. Tę pierwszą kwotę otrzymują nowo zatrudnieni. Drugą – fachowcy z wieloletnim stażem, posiadający także uprawnienia diagnostyczne.
W Motozbycie znajdującym się na ul. Wojska Polskiego jest kilkunastu mechaników. Kilku z nich ma już ponad 10-letni staż.
– Żeby stać się dobrym mechanikiem potrzeba przynajmniej czterech, pięciu lat – uważa Ryszard Makarewicz, szef firmy.
Podobnego zdania jest Romuald Stasiński z Motozbytu na ul. Sejneńskiej. – Choć czasami zdarzają się osoby, które niezbędną wiedzę zdobywają znacznie szybciej – dodaje.
Jednak na 10 osób zgłaszających się do pracy, nadają się dwie-trzy.
Źle uczą
Zarówno Bogdan Górski, jak i szefowie motozbytów narzekają na jakość nauki przedmiotów zawodowych w szkołach.
– Te dzieciaki praktycznie nic nie umieją – uważa Górski, który uczniów przyjmuje na praktyki od wielu lat. – Uczą się głównie przedmiotów nie związanych z zawodem.
– W programach jest zdecydowanie za mało praktyki – dodaje Ryszard Makarewicz.
R. Stasiński mówi zaś, że wszystko zależy i tak od indywidualnych predyspozycji. – Bo do tego zawodu trzeba mieć po prostu serce – dodaje.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?