Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa: W sumie podoba mi się Polska, choć nie jestem zadowolony

Jacek Deptuła, Gazeta Pomorska
"To proste - jak nie ma sposobu na ciosy powyżej pasa, to się wali niżej."
"To proste - jak nie ma sposobu na ciosy powyżej pasa, to się wali niżej." Fot. Adam Chelstowski/Forum
70 procent moich łez to jakaś choroba, a 30 procent - to rzeczywiście emocje - mówi były prezydent Lech Wałęsa.

Jacek Deptuła, Gazeta Pomorska: Panie prezydencie, stronę internetową Instytutu Lecha Wałęsy otwiera cytat z Marszałka Piłsudskiego: "Gdzie indziej wodza, który zwyciężył, spotykają honory i zaszczyty, bo on państwo wyratował. U nas inaczej - wódz ma iść w błoto i tylko gdy dostatecznie się błota napije, ma być godnym Polski". Czy 20 lat temu przypuszczał Pan, że te słowa mogą odnosić się również do Pana?

Lech Wałęsa: Wtedy nie myślałem o Piłsudskim, natomiast zależało mi na narodzie, który przez wieki był zdradzany, wykorzystywany i sprzedawany, przede wszystkim przez sąsiadów. Zastanawiałem się wtedy, jak szybko naród się oczyści, bo wszystko, co się dziś przydarza - z moją sytuacją włącznie - to są normalne objawy choroby zniewolonego, wykorzystywanego narodu, który wyrwał się z kajdan. Tak więc nic mnie tu nie zaskakuje. Sądziłem tylko, że szybciej zaczną działać mechanizmy wyjaśnień i oczyszczeń. A to, że będzie ciężko, było dla mnie oczywiste.

Nie przewidywał Pan jednak, że sztandar Solidarności nie tylko wyląduje w muzeum, ale w błocie, podobnie jak symbol milionowego ruchu - "nieznany mężczyzna z wąsem"?

- To też trzeba zrozumieć. Ktoś w paryskiej "Kulturze" dał taką definicję, że demokracja to nic innego jak wojna każdego z każdym, ale w żelaznych ramach prawa. Mamy więc do czynienia z wojną - żeby zająć pierwsze miejsce, żeby być lepszym od innych, choć nie ma się do tego ani zdolności, ani talentu. To jest normalne. Problem w tym, że można walczyć pomysłami, słusznymi ideami i mądrością albo głupotami typu agenci, kwity czy teczki. U nas tak wyszło, że Kaczyński i spółka zaczęli walczyć przeszłością, agenturą, bo nie potrafią walczyć czym innym. A jak się skomplikowała sytuacja ekonomiczna i polityczna, to spowodowało, że mądrością nie można dużo osiągnąć, więc poszła walka nie w tę stronę. I to trzeba zrozumieć, choć nie wolno się na to godzić.

Kto w III Rzeczpospolitej otworzył puszkę Pandory? Komuniści, premier Olszewski, bracia Kaczyńscy, małżeństwo Gwiazdów, Adam Michnik, Anna Walentynowicz?

- Obojętnie, kto otworzył, bo ona i tak jest już otwarta. Powtarzam panu - nasza historia była tak skomplikowana, że do tego musiało dojść. Byliśmy zdradzani, prowadzeni przez agentów i w związku z tym narosły ogromne pokłady nieufności, niewiary w ludzi, którzy zwyciężali, braku zaufania nawet do najwspanialszych wydarzeń. Tylko że szybciej i mądrzej trzeba było to wyjaśniać - tak, żeby sprawy nie ciągnęły się latami. Ja mam sprawę w sądzie od czterech lat i nie mogę niczego wyjaśnić. To mi się nie podoba, ale w jakiś sposób działa oczyszczająco.

Jednak 20 lat wolności to chyba dostatecznie długo, by pozbyć się wzajemnych uprzedzeń, a nawet nienawiści. Tymczasem ona się nasila z roku na rok!

- Gdyby tylko sama Polska się wyrwała z komunizmu, gdyby nam się udało w '80 roku, w tamtym klimacie zgody i solidarności, to by łatwiej poszło. Ale potem był stan wojenny, później dołączyły do nas wszystkie zniewolone kraje i to spotęgowało negatywne zjawiska. W stanie wojennym społeczeństwo się podzieliło, zdradzało, bo był OPZZ, różne PRON-y i to wpłynęło, że jesteśmy tak zatwardziali i nienawistni. Gdyby nie stan wojenny, inaczej potoczyłyby się losy Polski.

Problem w tym, że stan wojenny był ponad ćwierć wieku temu, a w polskiej polityce coraz więcej partyjniactwa, prywaty, szlachetczyzny i metod poniżej pasa...

- To proste - jak nie ma sposobu na ciosy powyżej pasa, to się wali niżej. Ale nie jest to tylko problem klasy politycznej, lecz także zaplecza, mas. Naród źle wybiera, nie chodzi na wybory, nie chce być polityczny, nie chce do partii należeć. I to powoduje wiele wykrzywień. Gdyby masy posłuchały mnie i poparły system prezydencki lub wchodziły do partii politycznych - byłoby inaczej.

Prof. Karol Modzelewski w rozmowie z dziennikarzem powiedział, że w przededniu wydarzeń bydgoskich w 1981 roku powiedział mu Pan, iż będzie prezydentem Polski. Modzelewski był zdumiony: Rosjanie u granic, Polska w środku państw Układu Warszawskiego, a pan o prezydenturze. Już wówczas Pan to przewidywał?

- (śmiech) Wtedy możliwości rozwiązań miałem wszystkie opukane i przemyślane, patrzyłem tylko, które będą zrealizowane. Miałem opracowane wizje fantastyczne i miałem inne, bardziej realistyczne - co z Polską, co z narodem, jak zareaguje Związek Radziecki? Analizowałem, jak to się układa i którą wersję realizować. Przywódca, który chce kierować milionami, musi to wiedzieć. Nie może się dać zaskoczyć, choć życie i tak zawsze zaskakuje. Ale powinien wiedzieć, co robić na głównych kierunkach, i ja się starałem być dobrym przywódcą.

To dlatego domagał się Pan silnej władzy prezydenckiej? Żałuje Pan, że się nie udało?

- Nie, nie! To trzeba wyjaśnić: ja naprawdę nie chciałem być prezydentem. Pan się uśmiecha i tak jak wielu innych ludzi, w to nie wierzy. Tylko że ja zaraz na początku się zorientowałem, że mamy wszystko przegrane, Okrągły Stół był przegrany...

Pan żartuje, Panie prezydencie - przegrany?!

- Jasne! Przecież Jaruzelski miał mieć sześcioletnią kadencję, Mazowiecki - a tylko na niego komuniści się zgadzali - to bardzo porządny człowiek, ale legalista. On by nigdy nie złamał porozumień Okrągłego Stołu. Pan sobie wyobrazi: sześć lat Jaruzelskiego, Mazowiecki robi trudne i brudne reformy - i przegrywa z Tymińskim już po roku. Panie, a co by było za sześć lat?! Przegralibyśmy wszystko, ludzie by nas wyrzucili sami, bo te reformy ktoś musiał zrobić. Więc Jaruzelski ma następnych pięć lat i... i nas nie ma! Wtedy ja próbuję to zmienić, a nikt nie chce mnie poprzeć. No i na koniec jeszcze Mazowiecki ustawia się przeciwko mnie.

Przecież ja nie mogłem głośno powiedzieć, że chcę dobić komunizm, ja mogłem tylko im zabrać najwyżej ministerstwa obrony i spraw wewnętrznych. I dalej ściana. A wszyscy mówią, że ja miałem tylko ambicje i chcę być prezydentem.
Panie, to była najgorsza rzecz, jaką mogłem zrobić! Dzisiaj boję się myśleć, że gdybym tego nie zrobił przeciw wszystkim kolegom, gdybym nie zrobił wojny na górze w taki sposób, panie, co by dzisiaj było? Niech pan zapyta Jaruzelskiego, czy z jego kompetencjami prezydenckimi on by wyszedł z Układu Warszawskiego?!

Fantazja. A przecież to było tylko w jego kompetencjach. Dalej: Mazowiecki - legalista i formalista. Dopiero w tym kontekście można zrozumieć, dlaczego zostałem prezydentem. Proszę też pamiętać, że na dodatek zostałem zdradzony przez Mazowieckiego, Geremka i właściwie wszystkich. I tak to wyszło, a ja musiałem sobie z tym poradzić, doprowadzić do wyprowadzenia wojsk rosyjskich i innych rozwiązań.

Dlaczego Pańscy oponenci nie dostrzegają bodaj największego sukcesu III RP - wyprowadzenia Rosjan z Polski? Prócz Piłsudskiego tylko Panu udało się to w ostatnich 200 latach.

- To proste: za wszystko zapłaciliśmy za małą cenę. Jak jest mała cena, to się ją lekceważy. Gdyby polała się krew, gdyby były barykady, zwycięstwo zapłacone krwią i zgliszczami - to by się u nas naprawdę doceniało. Taki nasz charakter. Więc lekceważy się piękne zwycięstwo pod moim przewodem. Tak piękne, że aż podejrzane. Oni do dziś nie mogą uwierzyć, że tak wielkie zwycięstwo zostało osiągnięte bez tragedii i ofiar.

Jak udało się Panu przekonać Borysa Jelcyna?

- Rozmowy były trudne, ale mam na to proste wytłumaczenie. Jelcyn był trochę bezradny wobec potężnej fali wolności w Europie i miał jedną szczęśliwą dla mnie cechę. Otóż kiedy mu coś udowodniono na argumentach - on to przyjmował. Przecież mógł grać inaczej, mógł powiedzieć: W porządku, ma pan rację, ale muszę zapytać doradców, ministrów. A on nie. Kiedy mu tak udowodniłem dokładnie, że nie mogą być dłużej w Polsce, to on to przyjął. Dlatego tak dużo z nim osiągnąłem.

Potem spaprałem trochę, bo trzeba było pociągnąć dalej, ale nie miałem czasu. Myślę, że mogłem ułożyć stosunki z Rosją lepiej, tylko nie zdążyłem. Bo wiele rzeczy odkładałem na druga kadencję. I, kurczę, nie udało się!

Więc co uważa Pan za swój największy sukces?

- Widzi pan, ja jako jedyny nie mogę wybierać, wszyscy inni mogą jakieś punkty sobie wpisać. Ja nie mogę, bo stałem na czele tego łańcucha zdarzeń. Ja ten łańcuch konstruowałem, więc nie mogę dziś wyjmować jednego ogniwa i powiedzieć, że to mój sukces. Jak wyjmę część, to reszta też poleci. Nawet te dyskusje, spotkania, Okrągły Stół, dwudziestolecie wolności - nie mogę brać w tym udziału, dlatego że jako jedyny byłem - mówiąc wprost - nieuczciwy...

Oszukiwał Pan nie tylko komunistów?

- Jako jedyny musiałem iść na kompromisy, bo ja to wszystko firmowałem, planowałem swoją robotę na dzisiaj i lata naprzód, w zależności od czasu i ludzi, z którymi rozmawiałem. To były etapy - tu coś się podpisywało, jak choćby porozumienie z tym Malinowskim z ZSL i Jóźwiakiem z SD. Ale podpisując, już myślałem o następnym ruchu. Przyznaję - to było nieuczciwe, niewychowawcze, nie fair...

Ale mówi Pan, że jako przywódca miał dalekosiężną wizję.

- Zgoda, ale po co wizja masom? Niepotrzebna jest, psuje, komplikuje cały plan, a ludzie tego i tak nie rozumieją. Tak jak i tego, że jako przewodniczący ruchu musiałem z bezpieką rozmawiać, manipulować. Ja byłem przywódcą, musiałem kryć, mieć swój plan, a dziś wielu mówi, "cholera, patrzcie - rozmawiał z esbekami".

A że wcześniej coś tam podpisał? Przecież to była gra, kto kogo przechytrzy, może i ten esbek napisał coś później, gdzieś tam człowiek się wyłożył, a on to wyczuł i dopisał. Gdybym był zwykłym związkowcem, to wiadomo, że nie warto było z nimi rozmawiać, łatwiej by było podczas przesłuchań - wszystko to prawda, ale ja czułem się pierwszy. Niestety, inni też czuli się pierwsi, a naprawdę nie byli, dlatego oni nie zrozumieją tego, który naprawdę przewodził. Najedzony głodnego nigdy nie zrozumie.

Dlaczego przez 20 lat nie udało się żadnej władzy puścić - jak Pan to nazwał - w skarpetkach oszustów i przestępców w białych kołnierzykach? To kwestia złego prawa, "układu", nieudolności wymiaru sprawiedliwości?

- Nie! Pan sobie przelicz: trzy miliony było "czerwonych", plus jeszcze rodziny - razem 12 milionów ludzi zaangażowanych w jakiś sposób w komunizm. I teraz po naszej stronie nie ma żadnego programu, żadnych kadr i doświadczeń, a tam sami zawodowcy. Wygraliśmy fuksem, przypadkiem, ale te 12 milionów nie zmieniło się z poniedziałku na wtorek! Czy pan wie, że ja jeszcze pół roku, będąc prezydentem, byłem podsłuchiwany? Oni byli tak silni, przez pół wieku stworzyli kastę tak mocną i zorganizowaną, że nie do pomyślenia było wiele rzeczy. Wszystko trzeba było rozbroić ostrożnie jak saper, zdecydowanie, ale chytrze, żeby się nam nie stało kuku. Na każdym poligonie, wszędzie, gdzie można było postawić trybunę, były podłożone ładunki wybuchowe. Tylko wystarczyło pstryknąć i całego rządu i naszej pracy by nie było.

Oczywiście nikt dziś już tego nie pamięta, ale ja o tym wszystkim wiedziałem. I dlatego nic więcej, nic szybciej i nic mądrzej wtedy nie dało się zrobić. Bo gdyby się dało, to ja bym to zrobił. Dziś można trochę więcej, ale przecież też nie tak do końca.

W jednej z gazet, na pierwszej stronie, zobaczyłem Pańskie wielkie zdjęcie, kiedy ociera Pan łzę, i tytuł: "Triumf i łza Lecha Wałęsy". W minionym dwudziestoleciu więcej było triumfu czy łez?

- (śmiech) Przy panu nie płaczę, ale mam chore oczy. 70 procent tych łez mam teraz z jakiejś niezdiagnozowanej choroby, a 30 procent to rzeczywiście emocje. Więcej triumfu czy łez? Gdyby ktoś 20 lat temu powiedział, że dożyję takich czasów - nawet tych - nie uwierzyłbym za żadne skarby. A kiedy jest, jak jest - i z dzisiejszą wiedzą - kurczę, myślę, ile popsuliśmy, ile można było zrobić lepiej. Ale łatwo mówić z dzisiejszego punktu widzenia, o czym nie pamiętają Kaczyńscy i spółka.

W sumie podoba mi się Polska, choć nie jestem zadowolony. Podoba mi się nawet z tym niezadowoleniem ludzi i IPN-ami. Mamy wolny kraj, który od nas zależy i od naszej mądrości.

Więc jestem za, a nawet przeciw.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny