MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Sopoćko - droga do świętości

Marta Gawina [email protected] tel. 085 748 95 13
Siostra Wanda (od lewej) i siostra Kinga nigdy nie wątpiły, że ojciec ich zakonu będzie błogosławionym
Siostra Wanda (od lewej) i siostra Kinga nigdy nie wątpiły, że ojciec ich zakonu będzie błogosławionym
Myślałam, że przyjedzie do nas człowiek taki dumny, wysoki. W końcu profesor. Tymczasem był skromniutki, pokorniutki, w starej sutannie.

Miał ze sobą wytartą teczkę. Pewnie pamiętała jeszcze pierwszą wojnę światową. Dobrze, że w ogóle się zamykała. Ale taki właśnie był ks. Michał Sopoćko - wspomina siostra Wanda ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.

Od roku jest w Białymstoku. Księdza Sopoćkę spotkała osobiście w 1965 roku w Myśliborzu. Tam znajduje się macierzysty dom zgromadzenia. Ona sama była wtedy kandydatką do zakonu. - Zawsze chciałam być siostrą zakonną. Pewnie dlatego, że urodziłam się ze złożonymi rękami. Tak mi zawsze opowiadała moja mama - śmieje się siostra Wanda. - Choć kiedy powiedziałam jej, że idę do zakonu, nie była zadowolona. Myślała, że jako jej najmłodsze dziecko, zostanę w domu. Ale wtedy przypominałam: Mamo, przecież ja się urodziłam ze złożonymi rękami - wspomina.

Wielkość mierzona pokorą

Dlaczego wybrała Zgromadzenie Jezusa Miłosiernego, które założył właśnie ks. Sopoćko?
- Przez koleżankę. Wiesz, Wanda, mam taki adres, może chcesz tam pojechać. Ja tam byłam. I nic więcej mi nie powiedziała. Zgodziłam się. Pojechałam do Myśliborza. Przyjęła mnie matka generalna - siostra Benigna, nasza współzałożycielka. Jak chcesz, to cię przyjmujemy, powiedziała. Zostałam - opowiada siostra Wanda.

Przyznaje, że wybrała zgromadzenie, które w tamtym czasie musiało borykać się z wieloma problemami. - To był czas notyfikacji kultu Miłosierdzia Bożego. Nie można było oficjalnie mówić w Kościele o prywatnych objawieniach siostry Faustyny, której Sopoćko był spowiednikiem, odmawiać koronki do Bożego Miłosierdzia. Tylko prywatnie, w kaplicy. I myśmy tak robiły - przypomina siostra Wanda.
Ale w domu zakonnym o ojcu Michale mówiło się dużo. Jego wizyta w Myśliborzu to była radość, ale jeszcze większy zaszczyt.

- Sama przygotowywałam pokój dla ojca. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego wrażenia, kiedy go zobaczyłam. Myślałam, że przyjedzie do nas człowiek taki dumny, wysoki. W końcu profesor. Tymczasem był skromniutki, pokorniutki, w starej sutannie. Miał ze sobą wytartą teczkę. Pewnie pamiętała jeszcze pierwszą wojnę światową. Dobrze, że w ogóle się zamykała - wspomina zakonnica.

Doskonale pamięta też jego ciepły, ale równocześnie badawczy, przenikliwy wzrok. Jakby chciał z duszy człowieka coś wyczytać. Kiedy zaczął rozmawiać z siostrami, interesowało go wszystko: rodzina, wykształcenie i powód, dla którego młode dziewczyny wstąpiły do zgromadzenia.

- Na koniec powiedział o wielkości powołania i że trzeba codziennie modlić się o wytrwanie. Jak już wychodziłyśmy, zapytał: A może wy śpiewacie pieśni o Miłosierdziu Bożym? Odpowiadamy: Oczywiście, że śpiewamy. Tekstu teraz nie pamiętam, ale on się tak bardzo wzruszył. Pewnie nie z naszego śpiewu, bo ten był taki byle jaki, ale z treści pieśni. Zresztą on zawsze miał łzy w oczach, głos mu drgał, kiedy mówił o Bożym Miłosierdziu - dodaje siostra Wanda.

Święty za życia

Teraz, po czterdziestu latach, postać ks. Sopoćki ciągle pomaga jej zrozumieć świat. Bo on wszystko przyjmował z wielką pokorą.
- Był bardzo posłuszny władzom Kościoła i pokornie przyjmował wszystko, co go spotykało. Byle tylko cześć Bożego Miłosierdzia rozbrzmiewała. Siebie przekreślił całkowicie, byle tylko wypełniać wolę Bożą - mówi siostra Kinga.

Od pięciu lat mieszka w Białymstoku, w domu zakonnym przy ul. Poleskiej. I to miasto, i to miejsce są dla niej szczególne. W Białymstoku ks. Sopoćko mieszkał blisko 30 lat, w tym kilka ostatnich właśnie przy Poleskiej. I tutaj zmarł.
- Ale nadal człowiek czuje, jakby on tu był. Szczególnie w kaplicy, gdzie odprawiał msze święte, i w jego dawnym pokoju - nie ma wątpliwości siostra Kinga.
Pomieszczenie jest niewielkie. Znajdziemy w nim pamiątki po ks. Sopoćce. Jest sutanna, na podłodze obok łóżka stoją buty. Naprzeciwko drzwi jest biurko, a na nim nieodzowne okulary księdza, maszyna do pisania. Ojciec Michał bardzo dużo pisał. Wydał kilkadziesiąt pozycji. Najwięcej o Bożym Miłosierdziu.

- Dużo ludzi przychodzi zobaczyć ten pokój. Żegnają się, klękają. Bo wiedzą, że mieszkał tu święty człowiek - dodaje siostra Kinga.
Wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego dzięki swojemu spowiednikowi. To jemu zwierzyła się, że chce iść do zakonu. Dał jej dwie możliwości: adres do sióstr elżbietanek w Poznaniu albo... - Możliwość zgłoszenia się do naszych sióstr w Szczecinie. Tam wtedy mieszkałam. I wybrałam nasze siostry właśnie ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Znałam je tylko z widzenia. Nic więcej nie wiedziałam. Bardzo szybko się przekonałam, że tam jest moje miejsce - dodaje siostra Kinga.

Ona też spotkała ks. Michała w Myśliborzu. Ale był tam wtedy bardzo krótko.
- Właściwie widziałam go tylko przy ołtarzu, jak odprawiał mszę świętą. Dużo oczywiście o nim słyszałam od naszej matki generalnej Benigny. I po tym opowiadaniu oczekiwałam kogoś nadzwyczajnego. A przy ołtarzu stał taki niepozorny człowiek. I kiedy odprawiał nabożeństwo, widać było tę jego olbrzymią pokorę wobec Boga - dodaje siostra Kinga.

Cóż wielkiego zrobiłem

- W naszej parafii nikt nie wiedział, że to był profesor. Skromniutki, cichy, wiecznie w starej sutannie, zniszczonych butach - wspomina Teresa Matysewicz. Poznała ks. Sopoćkę na początku lat 70., kiedy duchowny mieszkał już przy Poleskiej. Jej syn szedł wtedy do komunii.
- Pewnego dnia jedna z sióstr mówi do mnie, żebym poprowadziła w kościele różaniec. Speszyłam się, bo różaniec oczywiście odmawiałam, ale nie umiałam poszczególnych tajemnic. Powiedziałam, że nie umiem, z tego wszystkiego to nawet się rozpłakałam. Słyszał to ks. Sopoćko, który właśnie szedł Poleską. Powiedział do mnie: Chodź, dziecko. Ja cię nauczę różańca. I tak trzy razy obeszłam z nim jego trasę modlitwy. Od zakonu do miejsca wykolejenia się pociągów przy Poleskiej. Bo to była jego codzienna trasa modlitwy. Z brewiarzem, różańcem - opowiada pani Teresa.

I tak ją uczył dziesiątkę po dziesiątce, wspominając też o Bożym Miłosierdziu. Do dziś kobieta tę naukę pamięta. Głęboko też wierzy, że to dzięki ks. Sopoćce Białystok uniknął katastrofy w 1989 roku. To wtedy wykoleiły się cysterny przewożące ciekły chlor. Gdyby doszło do ich rozszczelnienia, zginęłoby nawet 80 procent mieszkańców naszego miasta.

- Ale ten pociąg przejeżdżał przez trasę wymodloną przez ks. Michała. Dlatego ocaleliśmy - dodaje Teresa Matysewicz.
Rzadko rozmawiała z księdzem o prywatnych sprawach. - Bo nie był wylewny. Wkraczał tylko wtedy, kiedy widział człowieka i jego potrzebę. Pomógł i koniec. Kiedyś układałam kwiaty przed kaplicą. Przyszedł jakiś biedny człowiek. Bez butów na nogach, stopy miał owinięte szmatami. Długo rozmawiał z ks. Sopoćką. W pewnej chwili kapłan poszedł do swojego pokoju. Kiedy wyszedł, dźwigał pod pachą pudełko z nowymi butami. Dostał je od sióstr, żeby w końcu wyglądał trochę bardziej przyzwoicie. I te nowe buty oddał biednemu - wspomina Teresa Matysewicz.

Kiedy siostry zakonne zaczęły protestować, ks. Sopoćko odpowiedział: - Ja mam buty, a ten człowiek nie. Cóż wielkiego zrobiłem, że oddałem? - dodaje pani Teresa.
I mimo całej swojej prostoty i skromności potrafił przyciągać ludzi. Na msze, które odprawiał w kaplicy, przychodziły tłumy. A że świątynia była mała, ludzie stali na zewnątrz. I nikomu nie przeszkadzał deszcz, mróz.

- Do parafii przy Poleskiej trafiłam z fary. Na początku nie bardzo mi się podobało, bo taka mała kaplica. Ale raz ktoś mi powiedział: Idź, posłuchaj kazania ks. Sopoćki, zmienisz zdanie. I zmieniłam. Ksiądz bardzo często nam powtarzał, że nie tylko trzeba wierzyć w Boże Miłosierdzie, ale samemu je czynić - daje Teresa Matysewicz.
Ksiądz Michał Sopoćko zmarł w 1975 roku. Miał 87 lat. Ale dopiero trzy lata później została zniesiona notyfikacja dotycząca szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego z objawień siostry Faustyny.

- Ksiądz Sopoćko już nie doczekał jej zniesienia, choć myślę, że bardzo mocno wierzył w to, że tak się stanie. Szczególnie że ludzie mimo zakazu odmawiali koronkę do Miłosierdzia Bożego. Nigdy nie przewodniczył jej ks. Michał, bo nie mógł. W naszej kaplicy robiła to osoba prywatna - wspomina pani Teresa. - Moim zdaniem, gdyby nie było księdza Michała, to nie byłoby też świętej siostry Faustyny Kowalskiej. On był jej spowiednikiem. On jej uwierzył, choć wielu uważało, że jest kobietą chorą psychicznie. On robił wszystko, żeby był kult Miłosierdzia Bożego - nie ma wątpliwości pani Teresa.

Odwołanie notyfikacji było ważnym wydarzeniem także dla Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. - Ja dowiedziałam się o tym w Warszawie, będąc na studiach. Spotkałam na lotnisku naszą matkę przełożoną. Co za radość, mówi do mnie. Jest już odwołanie notyfikacji kultu. Możemy teraz otwarcie się modlić i mówić o Bożym Miłosierdziu - wspomina siostra Kinga.
- Ja bardziej pamiętam rok 1981. Wtedy Ojciec Święty Jan Paweł II wydaje encyklikę o Bożym Miłosierdziu. To była dopiero radość! Bo to głos papieża - dodaje siostra Wanda.

Droga do świętości

Proces beatyfikacyjny ks. Sopoćki rozpoczął się w 1987 roku. W grudniu 2007 roku Watykan zatwierdził cud za jego wstawiennictwem. - Młody człowiek wypił truciznę. To była śmiertelna dawka. Mimo to nic mu się nie stało. A wszystko dzięki modlitwom jego najbliższych. Oni prosili o to Boga za przyczyną ks. Sopoćki - przypomina siostra Dominika Steć ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.
Zatwierdzenie cudu otworzyło drogę do beatyfikacji. Watykan wyznaczył jej miejsce i czas: Białystok, 28 września. Uroczyste nabożeństwo zostanie odprawione przed sanktuarium Miłosierdzia Bożego przy ul. Radzymińskiej. Tu znajduje się grób ks. Michała.
- Myśmy zawsze wiedziały, że nasz ojciec będzie beatyfikowany. Bo to był człowiek, który po to żył. Z pokorą - mówi siostra Wanda. - Niedzielna uroczystość to dla nas wielkie święto.

- I na pewno ks. Michał będzie świętym. Bo ludzie już teraz modlą się za jego wstawiennictwem. Ci wytrwali doznają cudów - przypomina Teresa Matysewicz. Ona sama jest codziennie rano na mszy świętej w kaplicy przy ul. Poleskiej. Także dla księdza Michała. Bo tam ciągle czuć jego obecność.

Już w sobotę specjalny dodatek dotyczący niedzielnej beatyfikacji ks. Sopoćki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny