Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Jędrzejewski, główny udziałowiec Grupy Kapitałowej Kopex

Wojciech Jarmołowicz
Krzysztof Jędrzejewski
Krzysztof Jędrzejewski Wojciech Wojtkielewicz
Czuję się spełniony. Wiem, co chcę robić w życiu. Wiem, w co chcę się angażować. Mam także - ze względu na swój status - możliwości finansowe, by to realizować - mówi jeden z najbogatszych Polaków Krzysztof Jędrzejewski, główny udziałowiec giełdowej Grupy Kapitałowej Kopex.

Ilu zatrudnia Pan ludzi?
Krzysztof Jędrzejewski:
Łącznie na świecie jest to około 6 tysięcy osób - dotyczy to tylko grupy Kopex. Do tego oczywiście są też inne firmy, których jestem udziałowcem.

Zaczynając działalność biznesową wyobrażał Pan sobie, że będzie to taki ogrom pracowników?

- Oczywiście to przerosło moje wyobrażenie, zarówno w momencie, gdy zaczynałem swoje kontakty z branżą górniczą, jak i wtedy, gdy kończyłem studia - a były to studia ogrodnicze w Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego. Myślałem, że moje życie będzie dużo spokojniejsze.

To znaczy?

- Już pod koniec studiów założyłem centrum ogrodnicze i wyobrażałem sobie, że w tych roślinkach i kwiatkach będzie przyjemnie, spokojnie. I że ta działalność wystarczy na zarobienie takich pieniędzy, by normalnie żyć.

Ale życie przyniosło inne scenariusze.

- To prawda, moje życie tak potoczyło się, że nie zawsze to były moje wybory. Tak jak mówiłem, na studiach założyłem centrum ogrodnicze, później działalność hurtową sprzedaży artykułów ogrodniczych - razem ze wspólnikiem, później była spółka zaopatrująca supermarkety i zajmująca się eksportem. Natomiast starszy brat od momentu startu giełdy papierów wartościowych zaczął na niej inwestować i tu się dorobił sporych pieniędzy.

W 2001 roku brat poprosił mnie o pomoc, bo komuś pożyczył pieniądze i miał problem z odzyskaniem długu. W rezultacie nie udało się odzyskać pożyczki, ale brat przejął pakiet kontrolny nad spółką Zabrzańskie Zakłady Mechaniczne, produkującą kombajny górnicze. Wtedy firma ta zatrudniała około 800 osób. Wejście i brata i moje w branżę górniczą było więc absolutnie przypadkowe. I tak zacząłem bratu pomagać w prowadzeniu tego biznesu - były to np. comiesięczne spotkania na Śląsku.

Ponieważ mój osobisty biznes na początku XXI wieku szedł niestety coraz słabiej, w 2004 roku zapadła decyzja, bym wszedł do zarządu spółki i na miejscu pilnował rozwoju firmy. Zajmowałem się wypływami finansowymi z firmy. Od tego też czasu firma zaczęła się dynamicznie rozrastać poprzez kolejne akwizycje - w 2006 roku został kupiony Kopex jako firma giełdowa. W 2007 roku nastąpiła tzw. transakcja przejęcia odwrotnego i to był rok, gdzie ZZM zarobiła ponad 500 mln zł. A co za tym idzie, spółka miała za co się rozwijać, kupować. W roku 2008 po śmierci brata przejąłem w spadku jego udziały w tym biznesie.

Czy studia ogrodnicze pomogły Panu w osiągnięciu sukcesu w biznesie górniczym?

- Trochę sobie żartuje, że jest jedna rzecz, która łączy górnictwo i ogrodnictwo: i tu, i tu grzebie się w ziemi. Ale na poważnie - dużo mi dało liceum, byłem w klasie matematyczno-eksperymentalnej, gdzie uczyło się przede wszystkim logicznego myślenia, natomiast studia - oprócz wiedzy szczegółowej, branżowej, dają wiedzę ogólną, która bardzo się przydaje. Zostałem finansistą, bo była taka potrzeba.

Często śledzi Pan notowania Kopeksu?

- Oczywiście, że jestem z tym w miarę na bieżąco, ale nie jest to coś, co wpływa na mój nastrój. Po pierwsze nie obracam akcjami spółki, po drugie nie planujemy żadnych emisji papierów wartościowych. Śpię spokojnie.

Ale przecież m.in. na podstawie wartości akcji powstają rankingi majątku - według nich jest Pan na 13. miejscu w Polsce. Nie obchodzi to Pana?

- Nie jest to dla mnie bardzo istotne, choć nie ukrywajmy - dzięki temu mam przypiętą jakąś metkę, etykietkę majętnego człowieka.

Nie wierzę, że jest to dla Pana obojętne.

- Jest takie stereotypowe wyobrażenie o bogatym człowieku: ma kupę pieniędzy, może je spokojnie wydawać na wszystkie zachcianki. Z mojej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. Ja w zasadzie nie mam kupy pieniędzy, mam kredyty. To prawda, mam udziały w wielu firmach, po śmierci brata było to ponad 20 spółek, ale nie postrzegałem i nie postrzegam tego majątku poprzez tylko posiadania akcji, ale poprzez wielką odpowiedzialność.

Moje uczucia po śmierci brata były absolutnie odmienne od tego, co sobie inni wyobrażają. Otóż dotarło do mnie, że teraz to ja muszę decydować o firmie - jej rozwoju, przetrwaniu, losach jej pracowników, odpowiedzialności przed innymi wspólnikami i akcjonariuszami. Drugie uczucie to była złość, że zostałem z tym sam.

Czyli pieniądze nie są dla Pana wartością?

- Nie. Są narzędziem. Można je wykorzystywać do realizacji innych celów i przekonań, które się ma. Dla mnie biznes nie jest najważniejszy. Jestem obecnie dużo bardziej zaangażowany w działalność społeczno-ewangelizacyjną, współpracę i współdziałanie z różnymi fundacjami i stowarzyszeniami. A to wszystko wynika z tego, że wierzę w Boga, i w wierze są osadzone moje wartości.

Oficjalnie Pan przyznaje, że nie czyta książek biznesowych, nie fascynują Pana biografie wybitnych menedżerów, a jednocześnie mówi Pan, że dużo czyta. To co to za opowieści, które tak Pana fascynują?

- Interesują mnie przede wszystkim relacje międzyludzkie, ciekawi ludzie. Fascynują mnie osoby, które zajmują się bezdomnymi, alkoholikami itp., robią to z pasją. Oczywiście, znów ktoś powie, że w tle są tylko pieniądze. Nic bardziej błędnego - ja się z tymi pasjonatami spotykam, znam ich, widzę jak pracują, jak dużo serca dają innym. Jak im doradzę, to ja także skorzystam z ich doświadczeń. Wzajemnie się poznajemy, ale dzięki temu ja lepiej poznaję siebie. A teraz jeśli chodzi o książki, to są to poradniki o życiu oraz książki o ludziach, o ich emocjach, doświadczeniach, motywacjach.

Długo Pan pracuje?

- Dziś sprawuję nadzór właścicielski nad spółkami, więc nie wymaga to poświęcania wielu godzin. Raz w tygodniu jadę na jeden dzień z noclegiem na Śląsk. Jeśli więc tak podliczyć moje zaangażowanie biznesowe, to jest to dwa-trzy dni w tygodniu. Oczywiście jestem też pod telefonem czy mailem. Pozostały czas poświęcam na działalność pozabiznesową.

Ma Pan więc czas na hobby.

- Moim hobby jest zbieranie wspomnień. Mam różne pomysły, jak je zbierać. Przez wiele lat do butelek wkładałem ja albo dzieci kartkę z zapisanym jakimś zdarzeniem. Każda butelka to był oddzielny rok. Bardzo dużo też fotografuję i dziś - wykorzystując właśnie zdjęcia - robię prezentacje z podkładem muzycznym.

Wierzy Pan ludziom w biznesie?

- Dla mnie jest to absolutnie punkt wyjścia. Mam taką zasadę, że każdemu człowiekowi wierzę i ufam na wstępie. Ale do tej wiary konieczne są także kontrola i ocena. Bez tych rzeczy nie będzie dobrych efektów w firmie. Druga rzecz, to taki dobór współpracowników, by oni wyznawali te same wartości, co ja. To ułatwia pracę.

A boi się Pan popełniania błędów?

- Błędy w zarządzaniu biznesem - na przykład nietrafione inwestycje, czy zła ocena rynku - owszem bolą, ale dużo trudniejszą rzeczą jest popełnianie błędów w zarządzaniu ludźmi, bo to oni są solą całej działalności. Ja do biznesu podchodzę trochę jak do gry - jest plansza, są pionki, są rywale. Po trzech godzinach kończymy grę - ktoś wygrał, ktoś zarobił, ktoś przegrał i odchodzi od planszy z niczym. I co? Wracamy i bierzemy się za coś normalnego - każdy, kto coś robi, prędzej czy później taki błąd popełni.

Mówił Pan o odpowiedzialnym biznesie, o wartościach, którymi się Pan kieruje w życiu i biznesie. Nośnym hasłem jest teraz CSR, czyli biznes odpowiedzialny społecznie. Jednak wielu menedżerów traktuje to z przymrużeniem oka. Mówią: najpierw musi zgadzać się kasa. Co Pan na to?

- CSR dzielę na dwa obszary: część ludzi i firm traktuje CSR jako marketing i dobry PR, czyli nadal jest to obszar działalności biznesowej, a część ludzi i firm robi to ze względu na przekonania. Mnie ten pierwszy obszar zupełnie nie interesuje. Ale jest jedna rzecz, która jest tutaj bardzo istotna - otóż biznes jest po to, by przynosić zyski. Firma nie jest od tego, by prowadzić działalność charytatywną, czy na różny sposób pomagać ludziom - kształcić ich, rozwijać itp. Dopiero właściciele, którzy prowadzą dochodową działalność mogą sobie pozwolić na pomaganie potrzebującym. Natomiast firma w swojej działalności powinna opierać się na wartościach, jednocześnie wspierając pracowników w rozwoju osobistym.

Prowadzi Pan biznes w różnych krajach, na różnych kontynentach. Ile Kopex ma spółek poza granicami Polski?

- Spółek około 10, natomiast fabryki mamy w RPA, Australii, Chinach i Serbii.

Gdzie było najtrudniej?

- Każdy rynek jest inny, specyficzny. Ale wydaje się, że Chiny są dość trudne, np. z powodu mentalności Chińczyków - oni nie mogą stracić twarzy, czyli robią wszystko, by tylko nie przyznać się do błędu. Były też problemy przy negocjacjach - coś uzgadniamy przy kontraktach, coś już jest wpisane w dokumenty, a następnego dnia okazuje się, że to co zostało ustalone trzeba zmieniać, poprawiać, wracać do rozmów.

Czuje się Pan spełniony?

- Myślę, że tak. Wiem, co chcę robić, wiem, w co chcę się angażować. Mam także - ze względu na swój status - możliwości. To wynika także z tego, że po odejściu żony przeszedłem terapię indywidualną i to bardzo mi pomogło zrozumieć własne motywy działania, zrozumieć samego siebie.

Krzysztof Jędrzejewski

Krzysztof Jędrzejewski, z majątkiem szacowanym na ponad miliard złotych, zajmuje 13. miejsce na liście 100 najbogatszych Polaków sporządzonej w 2012 roku przez magazyn "Forbes". Stoi na czele grupy kapitałowej Kopex, która jest trzecim na świecie producentem maszyn i urządzeń dla górnictwa. 45-letni biznesmen posiada także znaczne pakiety akcji, m.in. Rafametu oraz Mostostalu Zabrze. W ubiegłym tygodniu był gościem Podlaskiego Klubu Biznesu.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny