Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Bartoszuk, ojciec kazirodca: Córki nie przeproszę

Fot. Anatol Chomicz
Przed wyrokiem myślałem tylko o tym, aby jak najmniej dostać - mówi Krzysztof Bartoszuk
Przed wyrokiem myślałem tylko o tym, aby jak najmniej dostać - mówi Krzysztof Bartoszuk Fot. Anatol Chomicz
Krzysztof Bartoszuk, nie ma zamiaru przepraszać córki. - Ona mnie szantażowała. Miała 19 lat i mnie szantażowała. A ja już wiedziałem, że to wszystko się wyda. Że już niedługo.

Pogodziłbym się z wyrokiem, gdybym dostał pięć lat. A dziesięć to za dużo. Za morderstwa tyle nie dostają.

To pierwszy wniosek, jaki wyciągnął po procesie Krzysztof Bartoszuk, ojciec skazany za wielokrotne gwałty na córce oraz fizyczne i psychiczne znęcanie się nad rodziną.

Drugi wniosek wyciągnął taki: nie przeprosi córki. Nigdy w życiu!

Trzeci - odsiedzi swoje i wyjedzie z kraju. Bo nie wierzy już w polską sprawiedliwość.

Ale zanim to się stanie, chce krócej siedzieć. Ogłoszony przed trzema tygodniami wyrok nie jest prawomocny. Bartoszuk ze swoim obrońcą od razu zapowiadali, że będą składać apelację.

Ostatnio takie zapewnienie złożyła też prokuratura - chce surowszej kary. Sąd przyjął m.in., że do gwałtów nie dochodziło ze szczególnym okrucieństwem.

Córka zmieniła zeznania i wycofała się z twierdzeń, że była bita i wiązana. Ojca nie uznano także winnym rozboju.

Nie jestem zboczony

Na określenie: Fritzl z Podlasia Bartoszuk reaguje nerwowo.

- Proszę tak mnie nie nazywać. Ja zwierzakiem się nie czuję. Nie jestem zboczony seksualnie - mówi.

I wcale nie stara się powiedzieć tego ściszonym głosem, choć w sali widzeń białostockiego aresztu dzień wizyt, więc ludzi sporo. Żałuje, że nie zabrał z celi akt sprawy, pokazałby wtedy, co tak naprawdę było, czego nie. Dlatego chciał rozmawiać z dziennikarzami.

Jarosław Kopczuk, dyrektor Aresztu Śledczego w Białymstoku, opowiada anegdotę, jak to więzień wychodzi z kryminału i żegna się z wychowawcą tymi słowami: Tak długo szedłem w zaparte, że w końcu i sam uwierzyłem, że jestem niewinny.

- Bo niewielu z tych, co do nas trafiają, potrafi zmierzyć się z czynem, który popełnili. Najprościej więc porównywać swoje grzechy do grzechów innych. Wtedy okazuje się, że tamci wyrządzili większe zło, więc ja jestem dobry - mówi dyrektor Kopczuk. - A tutaj zanim nie zapadnie prawomocny wyrok, my nikogo skazywać nie możemy. Z kolei po wyroku nie możemy uniewinniać. I tłumaczy, że ze względu na charakter przestępstwa w wypadku Bartoszuka wnikliwie dobrano mu grupę osadzonych, z którymi może się kontaktować.

Koledzy z celi

Bartoszuk na kolegów z celi nie narzeka.

- Siedziałem w celi z mordercą. Normalny gość z Białegostoku. I jeszcze z drugim siedziałem, kobietę zabił. Tu nikogo nie interesuje, za co kto siedzi.

Odwiedziła go matka, brat.

- Dzisiaj też brat powinien przyjechać - ma nadzieję na kolejną rozmowę.
Najbardziej boli Bartoszuka fakt, że ma sprawę medialną. - Gdyby było inaczej, dostałby mniej - powtarza. Dzień przed wyrokiem i jak wieźli go do sądu na jego ogłoszenie, myślał tylko o tym, żeby jak najmniej dostać.

Może powinien okazać większą skruchę? Jego obrońca Maciej Głębicki jeszcze na początku procesu twierdził, że podsunął mu myśl, aby przeprosić córkę. Ale tak się nie stało.

Wręcz przeciwnie. Bartoszuk ma coraz większe do niej pretensje.

- Ona mnie szantażowała. Miała 19 lat i mnie szantażowała. A ja już wiedziałem, że to wszystko się wyda. Że już niedługo. Sam na siebie jednak nikt nie donosi. Miałem sam na siebie na policję iść?

Alicja urodziła ze związku ze swoim ojcem dwoje dzieci, które oddane zostały do adopcji. Ojciec z własnego dzieciństwa nie zapamiętał nic szczególnego.

- Miałem je takie jak wszyscy. Jak każdy dzieciak z wioski, musiałem najpierw porobić wszystko, co było do obrządku w gospodarce. I kieszonkowego, jak moje dzieciaki, nie miałem!

Potem była pierwsza miłość, ale dziewczyna wyjechała do Szwecji. Teresę, żonę, poznał na weselu na Dolnym Śląsku, u rodziny. Było wszystko w porządku, ale podskakiwać zaczęła, jak do pracy do apteki poszła, towarzystwo poznała, rozwódki jakieś tam.

- Nie piłem, oddawałem pieniądze - powtarza.

- Będziemy czekać kilka tygodni na uzasadnienie wyroku i pisać apelację - adwokat Bartoszuka nie może być rozmowny, bo sprawa w dużej części jest niejawna. I nie zmieniło tego upublicznienie kilku kwestii z uzasadnienia orzeczenia.

- Powiem tylko, że była pewna opinia biegłych, bardzo obszerna, i sąd wziął ją pod uwagę. Według mnie ta historia pokazuje, jak nie radzą sobie rodziny w pełnieniu swej funkcji. A pomoc uruchamiana jest wówczas, gdy wybucha afera - tłumaczy mec. Głębicki.

Nasłuchał się za zamkniętymi drzwiami o problemach Bartoszuków, i o ojcu, i o matce. Gruba czerwona teczka Bartoszuka pęka już w szwach. Mecenasowi bardzo żal najmłodszego syna. Wie, że ojciec przyjął taką postawę, że źle mówi o swojej córce.

Bartoszuk dowiedział się o pieniądzach, które Alicja otrzymała od jednej stacji telewizyjnej za to, że wystąpiła w reportażu.

Żałuje jej pan tych pieniędzy czy zazdrości?

- Nie żałuję, ale za prawdę ich nie wzięła. I pani też niech niczego nie przekręci.

Chce się jeszcze panu tych sądów? Odpokutowałby pan krzywdę swego dziecka w więzieniu. Bo jak można sypiać z córką.

- Ja nie sypiałem. Wchodziłem do pokoju, potem wychodziłem. Na noc nie zostawałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny