Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryzys. Nadchodzi czy już u nas jest?

Aneta Boruch
Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą.
Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą.
Jakie były przyczyny globalnego kryzysu finansowego, jakie będą jego skutki dla naszej gospodarki i Podlasia i jak z niego wybrnąć?

Adam Poliński:

W przypadku gdyby kryzys przeniósł się na budżet miasta, w dłuższej perspektywie mogłoby to oznaczać cięcie w inwestycjach.
W przypadku gdyby kryzys przeniósł się na budżet miasta, w dłuższej perspektywie mogłoby to oznaczać cięcie w inwestycjach.

W przypadku gdyby kryzys przeniósł się na budżet miasta, w dłuższej perspektywie mogłoby to oznaczać cięcie w inwestycjach.

Prof. dr hab. Robert Ciborowski, dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania: UwB Jeśli chodzi o dzisiejszą sytuację, to, moim zdaniem, obecny kryzys jest bardzo podobny do tego z lat 1997-98. Otóż w tamtym okresie kryzys tak naprawdę został spowodowany przez to, że rządy niektórych krajów, chodziło tu zwłaszcza o kraje Dalekiego Wschodu, w bardzo dużym stopniu zaczęły gwarantować kredyty dużym korporacjom produkcyjnym. A banki nie mogą pożyczać w nieskończoność. Przychodzi taki moment, jak w pokerze, że trzeba powiedzieć "sprawdzam", czyli powiedzieć "dość". I tak zrobiono. To oczywiście spowodowało ogromny kryzys. Po raz pierwszy mieliśmy chyba do czynienia z sytuacją, którą ekonomiści nazywają "moral hazard". Jest to taka sytuacja, że wiele podmiotów podejmuje ryzyko, nie patrząc na jego konsekwencje, wiedząc, że jeśli im się nie uda, to państwo za te błędne decyzje zapłaci z pieniędzy podatników.
Dzisiejszy kryzys podobny jest do tego, co mieliśmy 20-30 lat temu. Jakie mogą być najbardziej niebezpieczne konsekwencje współczesnego kryzysu finansowego? Najgorsza rzecz, która nas może spotkać: może powrócić stagflacja. Zjawisko, o którym zapomnieliśmy już dawno, bo ostatni okres stagflacji mieliśmy na początku lat 70. Wtedy w krajach rozwiniętych okres stagflacji spowodował 10-letni okres spowolnienia gospodarczego.

Nie zdziwmy się, gdy za parę miesięcy wskaźniki inflacji zaczną iść w górę. Dodatkowo kryzys dotknie firmy produkcyjne, co już widać. To spowoduje, że zaczną one działania od ograniczania zatrudnienia. A więc pojawią się dwa zjawiska, które de facto od lat 70. nie występowały, mianowicie rosnące bezrobocie i rosnąca inflacja. Wejdziemy w okres stagflacji. Obym się mylił. Mam nadzieję, że się mylę. Odpukam we wszystko, co niemalowane. Ale taki okres, jeśli już się pojawia, niestety, trwa latami.

Podmioty sfery finansowej i realnej muszą uwzględniać rachunek ekonomiczny. Z ich punktu widzenia liberalizacja jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Oczywiście konsekwencją tego jest to, że parę firm upaść musi, rynek musi się wyczyścić, przede wszystkim z tych, którzy działają najmniej efektywnie, najsłabszych. No i niezbędny jest powrót do częściowo już zapomnianej polityki propodażowej. Oszczędzanie znów staje się cnotą.

Prof. dr hab. Henryk Wnorowski, prezes zarządu Polmos Białystok: Ja ciągle bronię tezy, że prześciganie się w czarnowidztwie chwały nie przynosi. I broń Boże, nie możemy w to uwierzyć. Jeśli uwierzymy, że ten kryzys jest, no to on będzie. A ja się mogę dziś zgodzić co najwyżej na kryzys finansowy. Mnie osobiście bardzo bliskie są poglądy profesora Ciborowskiego. Oczekiwanie, że państwo nam pomoże, jest chyba trochę złudne.

Moim zdaniem, w polskiej gospodarce na razie kryzysu nie ma. Ale już jest niedobrze, jeśli chodzi o produkcję przemysłową, bardzo spadają inwestycje. I to nie jest za dobre. Ale jeśli chodzi o naszą gospodarkę, dobre jest to, że ciągle jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym. Więc drodzy państwo kupujmy, pozwalajmy naszym żonom kupować, mówmy sąsiadom i wszystkim innym, niech kupują jak najwięcej. To będzie dobrze.

Adam Poliński, wiceprezydent Białegostoku odpowiedzialny za inwestycje: Wartość projektów, które miasto pozyskało w trakcie 2007 roku, jest imponująca. Kwota dofinansowania przekracza miliard złotych. To oznacza konieczność zabezpieczenia odpowiednio dużego wkładu ze strony miasta do tych projektów. Kwotowo to gigantyczna suma. Co może być problemem? To, że nie znikają te bieżące potrzeby inwestycyjne, czyli tak przyziemne kwestie jak konieczność wymiany okien czy termomodernizacja żłobka, przedszkola czy szkoły. Kolejny istotny element, z którego miasto się utrzymuje, to subwencje, które są związane z kondycją budżetu państwa. W momencie gdy następują cięcia w budżecie centralnym, one również przekładają się na bieżące dochody budżetu miasta. Ograniczenie środków z budżetu centralnego oznacza jedno: niestety, cięcie w inwestycjach. I tu się troszkę nam atmosfera zagęszcza. Bo z jednej strony pozyskaliśmy dużo środków z zewnątrz, przygotowujemy dobrze duże projekty. W przypadku gdyby kryzys przeniósł się na budżet miejski, w dłuższej perspektywie ograniczyłby wysokość nadwyżki, mogłoby to stanowić istotne ograniczenie w inwestycjach.

Robert Ożarowski:

Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą.
Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą.

Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą.

Robert Ożarowski, przedsiębiorca budowlany: Do tej pory banki z deweloperami się kochały. Od trzech miesięcy się nienawidzą. Myślę, że to bardzo zły symptom tego, co się dzieje na rynku. To obraz budownictwa z Warszawy. Ale myślę, że to kwestia kilku miesięcy, gdy dojdzie to do Białegostoku i dane z naszej branży będą naprawdę bardzo malały. Oczywiście zgadzam się z panem profesorem, że rynek musi się wyczyścić, muszą wypaść z obiegu ci, którzy źle robią, zbyt drogo. Trzeba oszczędzać i myślę, że dzięki temu kryzysowi rzeczywiście w naszych firmach do takich działań dojdzie. A rozwiązanie, które chciałem zaproponować? My, przedsiębiorcy, potrzebujemy po prostu kredytów na godnych warunkach. To pozwoli nam zrealizować zamierzenia inwestycyjne. Jeżeli bank włączyłby się i w porozumieniu z deweloperem narzuciłby politykę cenową, to dużo łatwiej byłoby znaleźć na nich nabywców. Deweloperzy mają z czego zejść, tu mogę państwu trochę tej kuchni zdradzić.

Witold Karczewski, przedsiębiorca, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej: Kryzys w podlaskiej gospodarce już jest. Nastąpiło spowolnienie, przedsiębiorcy ograniczają produkcję, w związku z tym wzrośnie bezrobocie. Czego oczekujemy? Żeby banki zachowały się normalnie, żeby był łatwy dostęp do kredytu. Wszyscy dziś podczas debaty mówili, jakie są przyczyny kryzysu, rysowali wykresy. A gdzie wszyscy byli kilka miesięcy czy pół roku temu? Można było przewidzieć, że tak będzie, bo to, co dzieje się na świecie, wpływa również na Polskę. Ile lat chudych nas czeka? Wszystko zależy od tego, jak zachowają się banki. Sądzę, że trzy lata nam to zajmie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny