Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Kondrat i Andrzej Zubrycki: Rynek Kościuszki jest pusty

Janka Werpachowska
Kazimierz Kondrat (z lewej) - śpiewający filozof i Andrzej Zubrycki, muzyk
Kazimierz Kondrat (z lewej) - śpiewający filozof i Andrzej Zubrycki, muzyk Wojciech Wojtkielewicz
Na tym placu przed Ratuszem przez całe lato powinna stać niewielka scena, na której każdy, kto potrafi, mógłby zagrać, zaśpiewać - mówi Andrzej Zubrycki.

Obserwator: Mówimy, że ktoś ma swoją filozofię życiową. Jak na to patrzy zawodowy filozof? Czy to jest uprawnione stwierdzenie?

Kazimierz Kondrat: Jak najbardziej. Każdy ma jakiś swój system wartości i to jest właśnie jego filozofia. Może ktoś taki nawet nie wiedzieć o istnieniu Platona czy Arystotelesa, ale oczywiście ma swoją filozofię życiową. Chociaż wcale sobie tego nie uświadamia.

Kiedy obserwuję to, co Pan robi w chwilach wolnych od pracy naukowej i dydaktycznej, jestem pewna, że w pańskiej filozofii życiowej znalazła się nieodparta potrzeba krzewienia tej szlachetnej nauki metodami nader niekonwencjonalnymi.

KK: - To prawda. Wykłady na uniwersytecie dostępne są wąskiej grupie studentów. Pomyślałem, że można przecież o poważnych zagadnieniach opowiadać całkiem niepoważnie. Ba, można nie tylko mówić - można o filozofii śpiewać.

Pomysł wydawałoby się przedziwny, jednak od kilku lat z powodzeniem udaje się go realizować. Razem z Andrzejem Zubryckim stworzyliście duet niepowtarzalny.

KK: - Rzeczywiście, myślę, ze to, co robimy jest unikalne na skalę kraju. Ja przynajmniej nie słyszałem o drugim takim projekcie.

Rozumiem, że Pan pisze poetyckie teksty swoich piosenek, pan Andrzej komponuje do nich muzykę.

Andrzej Zubrycki: - Nie, nie, wszystko jest dziełem Kazimierza. Ja tylko opracowuję aranżację i gram na gitarze najlepiej jak potrafię. Kazimierz śpiewa i równie sobie akompaniuje na gitarze.

Panie Kazimierzu, czy takie działanie nie jest przejawem kapitulacji nauczyciela akademickiego wobec powszechnie znanego faktu, że jako społeczeństwo nie lubimy czytać w ogóle, a filozofów w szczególności?

KK: Chyba jest w tym trochę prawdy. Ale nie ma co się obrażać na społeczeństwo. Trzeba szukać dróg dotarcia do niego. Kto dzisiaj przeczyta Tatarkiewicza? A na recital zatytułowany Stare Żytko przyjdzie. I usłyszy kilka songów poświęconych wielkim filozofom starożytności.

Czy możemy tu przytoczyć jakiś króciutki chociaż fragment któregoś utworu, żeby Czytelnik miał pojęcie, o czym mówimy?

KK: To może o ogrodach Epikura. Proszę bardzo:

Pewien hipis na głodzie we śnie znalazł się w ogrodzie na przedmieściach Aten, w ciszy pól.
Był to ogród Epikura a nie jakaś podła dziura, w którym wyciągano z duszy ból.
Ludzie wolni i niewolni, ci szlachetnie urodzeni, biedni i bogacze wszelkich ras,
Prostytutki, sępy, zbiry, czarodzieje, męty, świry do ogrodu mieli wolny wjazd.

Muzyka i współczesny język pomagają w przekazaniu poważnych treści. Bo ogród Epikura taki właśnie był. Każdy mógł przyjść, brać udział w rozmowach, dyskusjach. Wszyscy byli równi. Bo demokracja to przecież nie jest dzisiejszy pomysł. Swoje korzenie ma w starożytności.

Który z wielkich filozofów jest tym Pana ulubionym?

KK: Tomasz z Akwinu. Umberto Eco powiedział, że największa krzywda, jaką mu wyrządzono, to uczynienie go świętym. Przez to bowiem został w pewien sposób zaszufladkowany jako myśliciel katolicki. A to zbyt duże uproszczenie. Wbrew obiegowej opinii średniowiecze to nie były takie ciemne wieki. I wielka w tym zasługa Tomasza z Akwinu. W programie recitalu zatytułowanego Średnie Wieczko znalazł się utwór mu poświęcony: "Chudy wołek". Bo współcześni nazywali go Wołem z powodu potężnej postury.

Czym akurat Tomasz z Akwinu zasłużył sobie na tę szczególną sympatię, jaką go pan darzy?

KK:On przywrócił do życia myśl Arystotelesa i Platona, którzy w średniowieczu znaleźli się na indeksie jako przedstawiciele filozofii pogańskiej. Tomasz z Akwinu miał odwagę przeciwstawić się wielkim Kościoła. W swoich rozprawach udowodnił, że wiara i rozum nie wykluczają się; że chrześcijaństwo to jeden system filozoficzny, a myśl racjonalna - drugi, tak samo pełnowartościowy. I nie ma pomiędzy nimi sprzeczności. Tomasz z Akwinu miał wielką zdolność dokonywania syntezy. Ale był zdystansowany od swojego najbliższego otoczenia. Żył zaledwie 47 lat, a pozostawił 36 czy 37 tomów swoich dzieł.

Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy w swoich śpiewanych opowiastkach filozoficznych przedstawia Pan wielkich filozofów od tej bardziej prywatnej strony? Czy dowiadujemy się o ich grzeszkach, słabościach?

KK: Oczywiście. Między innymi mam przygotowany cały program poświęcony kobietom w ich życiu. To często są historie tragiczne. Weźmy chociażby Abelarda, który za swoją miłość do Heloizy zapłacił kastracją.

To już może nie zdradzajmy więcej. Kto ciekawy, przyjdzie na pański recital i posłucha tych śpiewanych historii. Wiem, że najbliższy koncert odbędzie się w Centrum Zamenhofa. A czy nie mógłby pan częściej występować w miejscach bardziej uczęszczanych? Wokół Rynku Kościuszki mamy tyle lokali, są wśród nich małe, kameralne, gdzie taki występ byłby jak najbardziej na miejscu.

KK: No, to jest problem na oddzielną rozmowę. Mamy piękny plac miejski, na którym nic się nie dzieje. Dużo o tym rozmawiamy z Andrzejem. Jego to szczególnie boli, bo mieszka w Białymstoku całe życie i bardzo się cieszył, kiedy centrum miasta przeszło taką metamorfozę. Niestety, rzeczywistość zawiodła jego oczekiwania.

AZ: Tak, to prawda. Znam wielu muzyków, którzy maja chęci i pomysły, ale ich inicjatywy odbijają się od muru niechęci, braku zainteresowania, urzędniczej inercji. Przecież na tym placu przed Ratuszem przez całe lato powinna stać niewielka scena, na której każdy, kto potrafi, mógłby zagrać, zaśpiewać. Okazuje się to niemożliwe, nie wiadomo dlaczego.

Z urzędnikami tak bywa, niestety, też nie wiem dlaczego. Ale czy nie na dogadać się z właścicielami lokali? Przecież muzyka na żywo przyciągałaby klientów.

AZ: Im też się nie chce. Wolą puszczać muzykę z płyt. Znam grupę ludzi, fascynatów bluesa, którzy raz na miesiąc w jednym z białostockich lokali robili spotkania, podczas których grali. Przychodzili ich znajomi, z osiemdziesiąt osób. Sala była pełna, zamawiali drinki, coś do zjedzenia. Wydawałoby się, czysty interes. Jednak właściciel restauracji nie był zainteresowany nawiązaniem jakiejś trwałej współpracy.

Przyjeżdżają do mnie goście z różnych stron i są bardzo zdziwieni, że na takim pięknym placu miejskim nic się nie dzieje. Bo sporadyczne imprezy, nawet Oktawa Kultur, to za mało, żeby powiedzieć, że w mieście kwitnie kultura.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny