Kurier Poranny: Kilka lat dzieciństwa spędziła Pani w Białymstoku. Wśród znanych białostoczan niemal zawsze wymieniamy Panią. Nie ma Pani tego dość?
Kayah: Nie przeszkadza mi to, a czasem jest wręcz bardzo miłe. Zaszczycono mnie nawet tytułem Honorowego Obywatela Ziemi Podlaskiej. Ostatnio byłam w Białymstoku i tak wzruszyła mnie świadomość, że w pobliżu jest podstawówka numer 10, do której chodziła moja mama, widok kościoła św. Rocha i farnego, Lipowej i Bojar, że stałam godzinę na balkonie i ocierałam łzy. Tu biegałam jako dziecko, tędy chodziła moja babcia, tu moja rodzina zmagała się z przewrotnym losem. Tu spędzałam najpiękniejsze święta mojego życia.
W którymś z wywiadów powiedziała Pani, że jako nastolatka miała Pani bardzo niskie poczucie własnej wartości. Jak w końcu udało się Pani wydobyć tę prawdziwą kobiecość, z której zresztą Pani słynie?
- Nie wiem czy udało mi się to pokonać, do dziś mam wątpliwości. Tylko że z wiekiem nabywam się nie tylko dystansu do świata, ale i do siebie samej. Skupiam się teraz o wiele bardziej na tym, czego nie widać. Mniej zwracam uwagi na to, co inni o mnie mówią, co myślą. Macierzyństwo naturalnie wydobywa kobiecość, choć wielu z nas wydaje się, że pozbawia nas lekkości i dziewczęcości. Dziś czuję się nie tyle kobieco, co dojrzale. A tym samym, mam nadzieję, że mądrzej.
Plotkuje się o Pani operacjach plastycznych - że lubi Pani poprawić naturę.
- Jedyne nieprawdziwe, co mam, to tipsy. Dłużej się trzyma na nich lakier, a ja nie mam czasu na częste malowanie paznokci. Plotkowało się o moich ciążach, partnerach i wielokrotnie o bajońskich zarobkach. Jestem artystką. Mnie interesuje jedynie odbiór mojej pracy. Resztę uważam za ekskrementy, w których paplać się nie mam zamiaru. Niech inni to robią, skoro są na takim poziomie.
I kolejne plotki: Sebastian Karpiel-Bułecka. Zwykli ludzie wiedzą "na pewno" tylko tyle, że pracowaliście razem przy płycie "Kayah i Bregovic". A brukowce wciąż donoszą: o waszych romansach, rozstaniach, powrotach, cytują nawet mamę Sebastiana. Dementi nie ma. Cicho sza.
- Od kiedy "Kurier Poranny" jest tak podniecony plotkami? Przecież czytają was też mądrzy ludzie, których interesuje drugi człowiek, niekoniecznie przez pryzmat brukowców. Sama znam w Białymstoku mnóstwo takich osób. Nie komentuję bzdur, moje życie intymne jest intymne, co znaczy, że pozostaje w moim sercu i w domu.
A Sebastianowi proszę już dać święty spokój. Uważam, że krzywdzi się go, dostrzegając jedynie kolejne głupkowate rewelacje na temat jego życia prywatnego. To wielce utalentowany muzyk i jako taki powinien funkcjonować w prasie. Czuję się trochę zakłopotana, bo to już drugie pytanie na temat beznadziejny, a więc ludzkiej głupoty i zawiści, jak i nierzetelnego dziennikarstwa, zamkniętego w podłej plotce. Czy nie nagrałam przypadkiem nowej płyty?
Gdy Pani syn był malutki, pracowała Pani nad płytą "Kayah i Bregovic". Potem też: kolejne płyty, koncerty, prowadzenie wytwórni płytowej. Czy pracując tak intensywnie, można być dobrą mamą?
- Pracując intensywnie, można być dobrą mamą. Można być mamą na pełnym etacie i źle wychowywać własne dziecko, nie mieć dla niego cierpliwości i podsuwać negatywne wzorce. Wbrew pozorom wcale nie bywam rzadko w domu. To kolejne legendy. Jedynie specyfika mojej pracy jest taka, że działam nieregularnie i po miesiącu siedzenia w domu nie ma mnie tydzień, a przynajmniej nie w porach aktywności rodzinnej. To bywa kłopotliwe i rodzi poczucie winy. Ale proszę mi wierzyć, że ludzie, którzy mają ograniczony czas dla siebie, bardzo dbają o jego jakość. Nasze wspólne chwile są świętem, radością i dzieleniem się każdym okruchem.
Ma Pani w swoim dorobku już ponad 10 płyt. Każda jest inna. Co decyduje o tym, jaki styl muzyczny Pani wybiera, w jakim klimacie powstają piosenki?
- Nie zastanawiam się, jakie panują trendy, jakie są oczekiwania rynku, jedynie komponuję i piszę, co mi gra w duszy. Jestem artystką szczerą: co w sercu, to na płycie. Gdy powstaje płyta, zbieram piosenki, potem je ubieram w formy, aranżuję i właściwie od mojego ówczesnego nastawienia, nastroju zależy, jaki będą miały charakter. Piosenki powstają na kanwie wydarzeń, do których później się dystansuję, nazywam emocje i refleksje, jakie mi przyniosły. To wszystko przenoszę na papier. Nie będę pisać radośnie, gdy mi nie do śmiechu. To chyba oczywiste. Zdecydowanie spełniam się bardziej w minorowej tonacji, zadumie i jesiennych barwach.
Jaka jest "Skała" - Pani najnowsza płyta?
- Uff! Myślałam, że już mnie Pani o to nie zapyta. Dziękuję! "Skała" jest płytą akurat na jesień, nastrojową, dojrzałą i mądrą. Utrzymana w akustycznej konwencji, spokojna, chwilami melancholijna, ale i bardzo optymistyczna. Nie spodziewajcie się fajerwerków, tylko rzetelnej muzyki. I mocnych tekstów.
Dedykuję ją ludziom wrażliwym, mądrym, o otwartym sercu. I przewrotnie dodam, że chyba nie tym, którzy fascynują się doniesieniami spod stołu o moim życiu prywatnym. Jest tych fajnych ludzi już przeszło 25 tysięcy, co mnie niezwykle cieszy. Jaka jest "Skała"? Po pięciu dniach sprzedaży już złota! Znaczy to, że jest nadzieja, że w naszym kraju mamy i myślące społeczeństwo, są wrażliwcy, są indywidualiści, ludzie myślący i czujący. I za to im dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?