Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kariera posła Adama B.

Alicja Zielińska
Adam B. W latach 80. młody dynamiczny rolnik na 100 hektarach ziemi. W 1989 roku poseł na Sejm. Działacz PSL. Biznesmen. W 2001 roku wyjeżdża do USA. Poszukiwany przez komorników i policję listem gończym za niepłacone długi.

W ubiegłym roku Adam B. został aresztowany, prokuratura federalna w Chicago zarzuciła mu udział w aferze z nielegalnym załatwianiem prawa jazdy imigrantom.
Życiorys Adama B. z Nowosad w gminie Zabłudów mógłby posłużyć za temat na scenariusz filmowy. Tyle że z odwrotnym ciągiem zdarzeń: od milionera do pucybuta. Miał szansę i ogromne możliwości. Gdyby był konsekwentny, bardziej skuteczny, to zaszedłby wysoko.

Osadnik

W Nowosadach Adam B. pojawił się jako osadnik. Na początku lat 80. ekipa Gierkowska, żeby zatrzymać ludzi na wsi, wymyśliła program "Osadnicy". Polegał na tym, że młodzi dostają od państwa ziemię, bardzo korzystne kredyty, maszyny, materiały budowlane i budują drugą, lepszą wieś.
W gminie Zabłudów takich osadników było dziesięciu. Adam B. miał prawie 100 hektarów ziemi. Wskazywali go jako przykład sentymentalnego powrotu do korzeni. Stąd pochodzą jego rodzice. Wyjechali do Białegostoku, a on tam się sprowadził. Młody, przedsiębiorczy, żona nauczycielka. Adam B. siał zboże, sadził kapustę i jako rolnik wyróżniał się poziomem techniki.
- Wtedy rolnictwo było pod kreską, a osadnicy dostali ogromne pieniądze, co najważniejsze - dostęp do maszyn i materiałów budowlanych - mówi jeden z gospodarzy w Nowosadach. Niektórzy prosto z magazynów swoje przydziały sprzedawali innym, bo nie były im potrzebne. Przebitka na cenach była kilkakrotna.
Dzisiaj z dziesięciu osadników w gminie Zabłudów nie został żaden.
Burmistrz Zabłudowa Mieczysław Ładny pozytywnie wypowiada się tylko o jednym, Jerzym Rz. Zaczynał z Adamem B. - Ten człowiek bardzo dużo pracował, metodycznie, konsekwentnie i miał osiągnięcia. Sprzedał gospodarstwo w bardzo dobrym stanie.
O Adamie B. w żadnym razie tego powiedzieć nie można. Niewiele zbudował i niewiele po sobie zostawił.

Społecznik

Lubił przewodzić, działać. Słynna jest budowa drogi koło wsi Wojszki. Jak mówią tutejsi, budowano ją od cara Mikołaja i nie mogła powstać. Adamowi B. się udało. Skrzyknął mieszkańców i ruszyli do roboty. Chodziło o to, żeby zmusić "drogówkę". No i w następnym roku budowa ruszyła. Droga jest.
Miał sto pomysłów naraz. Gorzej było ze skutecznością. O takich jak on mówi się "szachworost". To takie miejscowe określenie człowieka, który jest szybki, nieprecyzyjny, niekonsekwentny. Słowem szałaput. Taki on był - dodaje jeden z mieszkańców Nowosad. - Potrafił zrobić bardzo dobre wrażenie. Ci, co go bliżej poznawali, rozczarowywali się, bo ponosili skutki jego pomysłów - mówi burmistrz.
- Adam B. jako działacz ZSL rzucił hasło: telefonizujemy gminę. Zebrano pieniądze - opowiada Ładny - i tyle. Dalej Adam B. już tym się nie zajmował. Przedsięwzięcie od początku było nierealne. Nie było centrali ani łączy.
Telefony założono dopiero w latach 1994-96. Drugie rozczarowanie burmistrza to gazyfikacja. - Przyszedłem tutaj w 1994 roku - wspomina Mieczysław Ładny. - Okazało się, że na terenie gminy ktoś buduje gazociąg. Jak to się stało? W 1989 roku w Zabłudowie powstał społeczny komitet gazyfikacji miasta i gminy. Jednym z filarów komitetu był oczywiście Adam B. Zakład gazowniczy odpowiadał, że nie ma szans na gazociąg wcześniej niż w 1995 roku, ale ekipa B. ani myślała słuchać.
Co? Sami zbudujemy! Gmina nie miała wyjścia, zalegalizowała inwestycję jako realizator czynu społecznego. Było to swoiste kuriozum prawne, bo nikt w Polsce nie budował gazociągu wysokiego ciśnienia za społeczne pieniądze. W 1992 roku rozszalała się inflacja, pieniądze zebrane w jednym miesiącu, w następnym miały już znacznie mniejszą wartość. Komitet się rozpadł, dwóch szefów wyjechało do Stanów, poszła wieść, że za pieniądze ze społecznych składek, okazało się to nieprawdą. Ale swąd został. Ludzie przestali płacić. W międzyczasie okazało się jeszcze, że zginęły dwa kilometry rur.
Gazociąg doszedł do wsi Kucharówka. Resztę kończyła gmina. Rezultat wielkiego czynu jest teraz taki - mówi burmistrz - że powstał gazociąg, a nie ma chętnych na gaz. Dlaczego? Bo gaz ziemny jest drogi, nawet ludzie w blokach go nie chcą. Taniej wychodzi propan butan.

Poseł

W 1989 roku Adam B. zajął się polityką. Z listy ZSL został posłem na Sejm kontraktowy. W zasobach archiwalnych Książnicy Podlaskiej jest teczka z ulotkami Adama B. z jego dwóch kampanii wyborczych. W 1989 roku B. startował pod hasłem: "Postaw na rolnika". Przedstawiał swoje atuty: Tylko 34 lata. Niezależny materialnie i służbowo. Wierzący. Uznaje prawo i sprawiedliwość, zdecydowany przeciwnik miernoty i przeciętności...
- Pamiętam jedno jego wystąpienie w telewizji, gdy był posłem - mówi burmistrz Ładny. - Próbował nakłonić rząd, żeby coś zrobił z odsetkami, bo inaczej rolnicy poginą. Ale była to mowa do pustej sali.
Po rozwiązaniu parlamentu w 1991 roku Adam B. dalej myślał o polityce, ale PSL nie wpisało go już na listę kandydatów. Spróbował sam jeszcze raz w 1997 roku. Pisał o sobie: "Absolwent SGGW. Intensywnie pracując na podwalinach gospodarstwa rolnego stworzyłem wielobranżowe przedsiębiorstwo, dobre wyniki ekonomiczne udało mi się osiągnąć dzięki maksymie, że praw ekonomii nie da się oszukać. Wychodzę z założenia, że bogaty obywatel to bogate państwo". Teraz jego hasłem było: "Zadbam o twoje lepsze jutro".
Nie przekonał wyborców. Dostał bardzo mało głosów. Marzenia o polityce się nie powiodły.
W interesach też mu nie za bardzo szło. Założona w Nowosadach firma budowlana produkowała lastriko, płytki, parapety. Ale ze sprzedażą było różnie. Wtedy już była konkurencja. Adam B. wyjechał do Norwegii.
Burmistrz Ładny wspomina, że po powrocie przyszedł do niego do urzędu z jakimś norweskim biznesmenem. - Dyskutowaliśmy o gminie, ale nie wyjawił celu swojej wizyty. Mówił, że jest towarzysko. Potem jeszcze raz pojechał do Norwegii. Wrócił, przeniósł się do Białegostoku. Prowadził z żoną sklep, chciał założyć bank - mówią w PSL. Aż wreszcie zniknął na dobre.
Dlaczego? - Bo zaczął mu się palić grunt pod nogami - mówi znacząco gospodarz z Nowosad. Nie chce się przedstawić.
Część ziemi Adam B. sam wcześniej posprzedawał, część przejęli komornicy za długi.
Do Urzędu Miasta i Gminy w Zabłudowie zaczęły przychodzić pisma od wierzycieli Adama B. Szukała go też policja. Adama B. już wtedy nie było w kraju.

Zniszczył naszą firmę

Elżbieta i Tadeusz Charyłowie z Białegostoku skutki znajomości z Adamem B. ponoszą do tej pory. W 1993 roku Elżbieta Charyło, lekarz psychiatra założyła firmę "Kajoka". Po dwóch latach uzyskała ona status zakładu pracy chronionej. Zatrudniała osoby niepełnosprawne z zaburzeniami psychicznymi. W 1997 roku podpisała umowa z Powiatowym Urzędem Pracy na zorganizowanie miejsc pracy dla siedmiu osób.
- My jako zarząd: ja, żona i syn dostaliśmy pożyczkę z PUR w kwocie 140 tys. zł, na zakup maszyn i urządzeń. I te stanowiska powstały - opowiada Tadeusz Charyło. W 1998 roku żona ze względu na stan zdrowia sprzedała część swoich udziałów w firmie mieszkańcowi Zamościa. Z nowym prezesem wszedł w układy Adam B. Rok później prezes sprzedał około 50 proc. udziałów Adamowi B. i ten przejął obowiązki szefa.
- Jako pracownicy zobaczyliśmy, że z firmy jest wyprowadzony majątek. Napisaliśmy do Powiatowego Urzędu Pracy, że niepokoimy się, czy jest spłacana pożyczka - mówi Tadeusz Charyło.
Obawy okazały się prawdziwe. Spółka Kajoka, przemianowana przez Adama B. na Abbaco popadła w zadłużenie, ludzie nie dostawali pensji, a niebawem zaprzestała prowadzić działalność. Charyłowie stracili pracę. Maszyny i urządzenia zakupione z pożyczki zniknęły. Tadeusz Charyło oskarża o ich wyprowadzenie z firmy Adama B. i jego żonę. Jaki finał? - Majątku nie ma,, pracownicy zwolnieni, z zaległymi pensjami. Pozostał kredyt do spłacenia. I z tytułu poręczenia nas wezwano do spłaty pożyczki - mówi Tadeusz Charyło. Ma pretensje do Powiatowego Urzędu Pracy o brak nadzoru. Złożył doniesienie do prokuratury.

Podejrzany

O Adamie B. długo było cicho. Aż do ubiegłego roku. W czerwcu prasa polonijna w Chicago zaczęła szeroko rozpisywać się o aferze z prawami jazdy. Co się okazało? Stoi za tym Adam B. Przyjechał do Stanów i postanowił zająć się biznesem, założył w Chicago firmę Bamba. Zajmowała się ona pośrednictwem imigracyjnym. Jak twierdzi prokuratura, pod tą przykrywką prowadzona była działalność niezgodna z prawem. Za dwa tysiące dolarów oferowała prawo jazdy niedostępne w stanie Illinois.
"Od paru lat w Illinois - podobnie zresztą jak w zdecydowanej większości stanów, "nielegalni" nie mogą wyrobić sobie prawa jazdy - pisze "Chicago Tribune". Do tego potrzebna jest ważna wiza plus przekonujące uzasadnienie, do jakich celów potrzebny jest dokument. A i wtedy nie zawsze obcokrajowiec dostanie "Drivers Licence". Kilka stanów ma bardziej liberalną politykę. Wykorzystała to firma Bamba. Klientami biura byli głównie imigranci z Europy Wschodniej, przebywający Stanach nielegalnie. Organizowano im wycieczki do Wisconsin, gdzie właśnie przepisy są bardziej łagodne. W rejonie Milwaukee zakładali fikcyjne konta bankowe w celu uzyskania czeków personalnych z adresami w tym stanie i udawali stałych mieszkańców". Bamba, jak pisze prasa, stosowała prostą metodę. Kupowano od miejscowych prawo do posługiwania się ich adresem. Pod adres ten przychodziła następnie oficjalna korespondencja do imigranta, łącznie z prawem jazdy.
Prokuratura federalna w Chicago zarzuciła, że Bamba obsłużyła kilkaset osób, a zyski mogły iść w miliony dolarów.
Adam Babul wraz z trójką wspólników został aresztowany pod zarzutem oszustwa, a jego biuro przy 3144 Austin zamknięto. - Z naszych ustaleń wynika, że Bamba Inc. to był biznes, obliczony głównie na działania oszukańcze - powiedział dla "ChT" zastępca prokuratora federalnego, Patrick Collins.
Policja i FBI, jak pisze gazeta, rozpracowały grupę przy pomocy 25-letniego Rafała M. , który w zamian za łagodniejszy wymiar kary, zgodził się na współpracę z prokuraturą.
Przy okazji tej afery prasa sporo uwagi poświęca Adamowi B. jako biznesmenowi. Jaki był? "Adam B. stwarzał wokół siebie atmosferę dynamicznego przedsiębiorcy, który ma ogromne możliwości finansowe i szerokie wpływy. Wspomina producent telewizyjny Bogdan D. z telewizji Polskiej Chicago na kanale 34. - B. zgłosił się do mnie w zeszłym roku. Przedstawiał się jako osoba, która wiele może. Proponował spółkę telewizyjną. Mówił też, że chce działalność rozszerzyć o radio i wydawnictwo prasowe. Miał to być prawdziwy koncern medialny. Chciał, bym we wspólne przedsięwzięcie wniósł swój sprzęt, studio i pieniądze. "A z czym pan wchodzi?" - zapytałem. Odpowiedział: "Ja w aporcie wnoszę swoją firmę. Nazwa "Bamba" warta jest kilka milionów dolarów". Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. O milionach mówił zresztą często. "Potrzeba na biznes milion, dwa?" - pytał. "Nie ma sprawy! Dziesięć? Też da się załatwić, tylko trzeba z tydzień poczekać..."
Windą do nieba
- Taki był - przytakuje burmistrz Mieczysław Ładny. - Trochę szkoda. Adam B. tą swoją wielką aktywnością zdeptał się.
Prof. Adam Dobroński, działacz PSL mówi, że zapamiętał Adama B. jako przedstawiciela pokolenia okresu Gierka: - Tamtej władzy byli potrzebni młodzi, ambitni i pełni wiary w sukces. I Adam załapał się na tę windę do nieba. Dzięki temu czerpał profity, chociażby w postaci tanich kredytów. Niestety prawda jest taka, że to pokolenie zostało nieco zmanierowane. Ci młodzi wierzyli w swoją szczęśliwą gwiazdę. Mieli dużo pomysłów, a mniej przykładali się do ich realizacji. Adam czuł się w tym jak ryba w wodzie. Był działaczem z nadmiarem inicjatywy i to zarówno gospodarczym, jak i politycznym.
Działacz PSL, niegdyś kolega Adama B. ma o nim jak najgorsze zdanie: - Kiedy nie był posłem, był normalnym człowiekiem. Potem odbiło mu całkowicie. Nie chcę go znać. Powiedziałem mu to wprost, że skrzywdził wielu ludzi.
W Nowosadach nic po nim nie zostało. - Nie ma go, wyjechał do Ameryki - mówi Jan Gierejko, który jedzie przez wieś ciągnikiem. - Żona też wyjechała, a córki gdzieś w mieście. Latem przyjeżdża tu szwagier. Kiedyś i ja u niego pracowałem - pokazuje na zabudowania.
Przy końcu wsi mieszka brat Adama B. Drzwi otwiera kilkunastoletnia dziewczyna.
- Wujek wyjechał, nic o nim nie wiemy - ucina krótko rozmowę. Nie utrzymujemy kontaktów.

* * *

Przy wjeździe do wsi Nowosady stoi tablica: Terrazyt, lastriko, stopnie, parapety, płytki, farby. Telefon... Tyle pozostało po firmie byłego posła Adama B. Pod domem śnieg równo przykrywa całe podwórze. Żadnych śladów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny