MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jeremi Mordasewicz: Światowa gospodarka hamuje. Czekają nas dwa trudne lata

Wojciech Nowicki
Nasze rolnictwo jest czterokrotnie mniej efektywne niż przemysł, na dodatek rozdrobnione - mówi ekspert Lewiatana. - Chyba każdy jest tego świadom. Więc wieś będzie się wyludniać. Coraz więcej osób przejdzie do sektora produkcji i usług, a także ucieknie ze wsi i małych miasteczek do dużych miast. Czekają nas zatem wielkie migracje. Ktoś, kto będzie próbował powstrzymać ten proces na siłę, doprowadzi tylko do gwałtownego wzrostu bezrobocia.
Nasze rolnictwo jest czterokrotnie mniej efektywne niż przemysł, na dodatek rozdrobnione - mówi ekspert Lewiatana. - Chyba każdy jest tego świadom. Więc wieś będzie się wyludniać. Coraz więcej osób przejdzie do sektora produkcji i usług, a także ucieknie ze wsi i małych miasteczek do dużych miast. Czekają nas zatem wielkie migracje. Ktoś, kto będzie próbował powstrzymać ten proces na siłę, doprowadzi tylko do gwałtownego wzrostu bezrobocia. Fot. PKPP Lewiatan
W dodatku silniej niż to przewidywali ekonomiści. A jeśli od kilkunastu miesięcy spada produkcja w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech, to nie ma mowy, byśmy tego nie odczuli - mówi Jeremi Mordasewicz, doradca Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

Kurier Poranny: Nie budowa autostrad, ale rozwój nowoczesnych technologii jest szansą naszego województwa - to Pańskie słowa. Wielu podlaskich przedsiębiorców, którzy czekają na porządną drogę do stolicy, ma na ten temat inne zdanie...

Jeremi Mordasewicz: Nie kwestionuję też potrzeby budowy dróg. Dziś jednak przepływ ludzi i towarów zastępuje przepływ informacji. Spora część gospodarki przenosi się do sieci. Bo ile czasu poświęcamy na dojazdy? Jeśli ktoś stąd narzeka na transport, niech przyjedzie do stolicy. Ja mieszkam i pracuję w Warszawie. Dotarcie samochodem z domu do pracy zajmuje mi od godziny do półtorej.

Szczyt kryzysu dotrze, Pana zdaniem, do Polski pod koniec przyszłego roku. Co zdarzy się w tym okresie?

- Czekają nas dwa bardzo trudne lata. Dlaczego? Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim nikomu jeszcze nie udało się wyeliminować cykli koniunkturalnych w gospodarce. Taki cykl trwa około ośmiu lat. Obecny rozpoczął się w 2001 roku, szczyt osiągnęliśmy w 2007 roku, w ubiegłym roku zaczął się zjazd w dół. Tak czy inaczej byłoby ciężko, bo wzrost produktu krajowego brutto obniżyłby się np. z 6,7 proc. do 3 proc. Ale na ten naturalny spadek wskaźników nałożył się jeszcze kryzys światowy.

Kryzys nie ominie na "bokiem"?

- Tsunami "złych długów", które przyszło ze USA i uderzyło w gospodarki Europy Zachodniej, do nas dotarło mocno osłabione. Ale Polska nie produkuje wyłącznie na potrzeby lokalnego rynku. Montowane u nas samochody trafiają do Europy Zachodniej. A jeśli sprzedaż samochodów spadła tam w ciągu miesiąca o jedną czwartą, jeśli bankrutują takie firmy, jak General Motors, to nasze zakłady motoryzacyjne mają powody do niepokoju. Inny przykład: meble. W ciągu kilku lat wyrośliśmy na potęgę meblarską. Ale cięcie budżetów domowych w kryzysie zaczyna się od rezygnacji z produktów luksusowych. Tych, na które bierzemy pożyczki i kredyty. Czyli samochodów i mebli.

Niemcy ostatnio kupują samochody na potęgę...

- Bo niemiecki rząd stać na wprowadzenie premii za złomowanie starych aut i napędzanie w ten sposób popytu. Tylko Niemcy są dużym krajem o silnej gospodarce. Jeżeli rząd niemiecki zechce pożyczyć 10 miliardów euro, dostanie je bez problemu. Z Polską jest gorzej. Gdyby nasz minister finansów chciał sprzedawać obligacje na dużą skalę, rynek dostałby czytelny sygnał, że nasza gospodarka ma kłopoty i gwałtownie potrzebuje gotówki.

Ekonomiści ręczą za solidne fundamenty naszej ekonomii...

- Nie jesteśmy tak uzależnieni od eksportu, jak Czesi czy Węgrzy, spadek popytu na zachodnich rynkach będzie miał dla nas mniejsze znaczenie. Mamy niższy deficyt budżetowy niż Węgrzy, którzy zapożyczyli się na potęgę i muszą teraz prosić międzynarodowe instytucje finansowe o pomoc. Nie braliśmy tyle kredytów, co mieszkańcy republik bałtyckich - Polacy zaczęli się mocno zadłużać dopiero w ubiegłym roku. Teraz kurek z kredytami zostanie przykręcony. I dobrze, bo łatwe pieniądze wielu przewróciły w głowach. Skąd wzięły się nasze "trudne kredyty"? Problemy ze spłatą rat mają młodzi ludzie - mieszkańcy dużych miast - bez życiowych doświadczeń. Zaciągając kredyty, nie wyobrażali sobie utraty pracy. Zdawało im się, że dochody będą wiecznie rosły.

Płacimy zatem za kredytowe rozpasanie Amerykanów?

- Sami też nie jesteśmy bez winy. Nie zgromadziliśmy pieniędzy, by wspomóc gospodarkę w obecnej schyłkowej jej fazie. W ciągu ostatnich dwóch, trzech lat płace rosły u nas dużo szybciej niż wydajność pracy. Doszło do przegrzania gospodarki, a teraz nastąpi powrót do normy.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny