Środa, godzina 11. Kilkaset metrów za blokami, w zagajniku, przy ognisku siedzą dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Joanna i Karol są tu od maja, w sierpniu dołączyli Ewa z Januszem.
Pokazują obejście. Ogrodzone sosnowymi gałęziami. W środku dwa namioty pokryte folią. Wydzielone miejsca na spanie i na część użytkową, jak określają. Trzymają tam ubrania i rzeczy potrzebne do gospodarstwa. Utrzymują się ze zbierania puszek. Jedzenie i ubrania znajdują na śmietniku. Kąpią się u znajomych.
Mieli domy
Jak doszło do tego, że zostali bezdomnymi? Młodsza z kobiet, Joanna tłumaczy, że z mężem nie ułożyło się. Potem żyła w konkubinacie, ale też nie wyszło, bo mężczyzna znalazł sobie inną i musiała odejść. Ma 40 lat. Pochodzi z Bielska Podlaskiego. Tam mieszkają jej rodzice i dorosłe dzieci - syn i córka. Nie wiedzą, że znalazła się w takiej sytuacji. Nie chce od nich pomocy. - Mogłabym mieć inne życie, ale wybrałam takie. - Nikogo nie obwiniam o to, co się stało - mówi. Dwa lata temu złączyła się z Karolem.
Karol opowiada, że mieszkał przy Nowogródzkiej. Jak rodzice zmarli, wyjechał do babci na zimę. Mieszkanie było komunalne, urzędnicy stwierdzili, że zbierało się tu podejrzane towarzystwo, była melina i dostał eksmisję. Teraz nigdzie nie jest zameldowany, bo razem z meblami wywieziono dokumenty i gdzieś przepadły.
Ewa i Janusz są małżeństwem od 32 lat. - Rodzice mieli dom, po śmierci mamy ojciec ożenił się, sprzedał wszystko i przeniósł się do bloku - tłumaczą. Mają trzech synów, ale nie mogą na nich liczyć, bo synowie mają swoje rodziny i swoje wydatki. Przez 19 lat mieszkali w Bagnówce, gospodarz zmarł i spadkobierczyni kazała się wyprowadzić. Zamieszkali w Białymstoku, ulicę dalej. Gospodarz lubił wypić, awanturował się, nie dało się tam żyć.
Kobieta, którą spotykamy w lesie nie ma o nich dobrego zdania. Zna oboje. - Ona z porządnej rodziny, ale stoczyła się - mówi.
Chcą mieszkać razem
Ewa i Janusz twierdzą, że starali się o mieszkanie komunalne, ale ciągle dostawali odmowną odpowiedź. Joanna nie ma stałego zameldowania w Białymstoku. - W opiece społecznej usłyszałam, że mi nie przysługuje - mówi.
Na co liczą? - Chcielibyśmy, aby władze zapewniły mam jakiś kąt, gdzie moglibyśmy razem zamieszkać - mówią. - Do noclegowni nie chcemy iść. Tu mamy swoje rzeczy, co z nimi zrobimy? Zresztą w noclegowni nie można być w ciągu dnia. Na wynajęcie stancji nas nie stać.
Sami muszą chcieć
W Urzędzie Miejskim nie znają sprawy bezdomnych z ul. Trawiastej. - Na pewno zimą nie muszą mieszkać w lesie. Mamy noclegownię, zapewniamy dach nad głową wszystkim bezdomnym, którzy się zgłoszą - mówi Tadeusz Arłukowicz, rzecznik prezydenta Białegostoku.
O lokal zastępczy będzie trudno. W Zarządzie Mienia Komunalnego czeka w kolejce 560 rodzin. W pierwszym rzędzie mieszkania otrzymują osoby z wypadków losowych (np. pożary), po eksmisji na podstawie wyroków sądowych i ci co złożyli wnioski. - Warunek to zameldowanie w Białymstoku od co najmniej 5 lat - mówi Eugeniusz Zysk, zastępca dyrektora ZMK.
- Musimy sprawdzić, dlaczego te osoby znalazły się w takiej sytuacji, skąd pochodzą - dodaje Zdzisława Sawicka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - W Białymstoku liczbę bezdomnych szacuje się na 400 do 500 osób. Problem nie w tym, żeby zapewnić im schronienie, tylko zachęcić, by skorzystali z pomocy, jaką im oferujemy.
Jej zdaniem, bezdomność to często wybór, styl życia i nawyków. - Takie osoby nie chcą inaczej żyć - podkreśla dyrektor Sawicka.
Więcej jutro w Magazynie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?