Ciężko wywalczone zwycięstwo jest niezwykle cenne, bo białostocka drużyna albo spędzi zimę w czołowej ósemce, co było jej planem, albo będzie tuż za nią.
Gospodarze pokazali wczoraj dwa oblicza. Do przerwy grali słabo i nie mogliby czuć się skrzywdzeni, gdyby przegrywali 0:1, czy nawet 0:2. Po zmianie stron kibice oklaskiwali już taki zespół, jaki chcieliby widzieć zawsze - grający szybko, z polotem i stwarzający sporo okazji podbramkowych.
Widzewiacy przegrali dotąd wszystkie mecze wyjazdowe w tym sezonie i wyszli na boisko z mocnym postanowieniem przerwania fatalnej passy.
Długo wszystko układało się po ich myśli. Pomagali im w tym żółto-czerwoni, którzy co prawda mieli przewagę w posiadaniu futbolówki, ale grali głównie w poprzek boiska. Liczne dośrodkowania padały łupem rosłych stoperów Widzewa, a przy każdym przechwycie na bramkę gospodarzy sunął szybki kontratak.
Łodzianie szybko powinni objąć prowadzenie. Już w 6. minucie strzał Eduardsa Visnakovsa obronił Krzysztof Baran, potem łotewskiego napastnika zdecydowanym wślizgiem zatrzymał Martin Baran. W 27. minucie słowacki defensor pozwolił się wyprzedzić rywalowi, który jednak mając przed sobą tylko Barana fatalnie chybił.
Widzew najbliżej szczęścia był w 27. minucie. Lewą stroną uciekł Marcin Kaczmarek, precyzyjnie dośrodkował, a z narożnika pola bramkowego huknął z woleja starszy z braci Visnakovsów - Aleksejs. Golkiper żółto-czerwonych w sobie tylko znany sposób sparował piłkę na poprzeczkę.
Gospodarzom trudno było znaleźć sensowną odpowiedź na groźne wypady łodzian. Jedyny przed przerwą celny strzał oddał Georgi Popchadze, Mateusza Piątkowskiego ubiegł Maciej Mielcarz. Ito wszystko.
- Bijemy głową w mur - przyznał w przerwie Tosik.
W szatni trener Piotr Stokowiec widocznie wytłumaczył swoim podopiecznym, że prowadzone w jednostajnym tempie akcje, kończone wysokimi dośrodkowaniami, to woda na młyn Widzewa. Jagiellonia zaczęła grać inaczej. Podeszła wyżej do rywali, a po odbiorze piłki szybkimi podaniami po ziemi starała się dojść do sytuacji strzeleckich.
Poskutkowało. Już w 51. minucie z pięciu metrów chybiłAlexis Norambunea, po chwili niecelny strzał oddał Dani Quintana. Żółto-czerwoni rozpędzali się, a Widzew gasł. Znakomita indywidualną akcję przeprowadził Piątkowski, ale piłkę z bramki wybili obrońcy. Potem minimalnie pomylił się Bekim Balaj, a Mielcarz obronił strzał Martina Barana.
W końcu stało się jednak to, co się stać musiało. Po rzucie rożnym akcję zamknął Gajos, popisując się efektownym szczupakiem.
Łodzianie próbowali jeszcze coś zrobić, ale dobrze dysponowana w drugiej odsłonie Jagiellonia na nic już im nie pozwoliła.
Dostawcą filmów jest T-Mobile Ekstraklasa/x-news.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?