Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk. Kobiety z dziećmi uciekały przed kibolami z Gdańska (zdjęcia, wideo)

Marta Gawina, (nys) [email protected]
Mecz Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk. Do takich przepychanek doszło w środku stadionu.  Metalowe zabezpieczenia nie były żadną przeszkodą dla agresywnych kibiców.
Mecz Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk. Do takich przepychanek doszło w środku stadionu. Metalowe zabezpieczenia nie były żadną przeszkodą dla agresywnych kibiców. KWP Białystok
Kibice gości wnieśli na stadion race, niszczyli bramki metalowe, chcieli doprowadzić do bójki. Ochrona na stadionie zawiodła. Spokój musiała przywrócić policja. Po niedzielnym meczu Jagiellonia obiecuje wyciągnąć wnioski dotyczące bezpieczeństwa

To był mecz podwyższonego ryzyka. Dlatego służby porządkowe liczyły aż 400 osób. Taki jest wymóg. W Białymstoku nie ma takiej liczby ochroniarzy. Dlatego współpracujemy z firmą z Warszawy, która ściąga służby porządkowe z całej Polski. Często są to ludzie, którzy po raz pierwszy pojawiają się na stadionie podczas meczu - przyznaje Agnieszka Syczewska z zarządu Jagiellonii Białystok.

Zadyma na meczu Jagiellonia - Lechia. Bójka kiboli i policja na stadionie (wideo, zdjęcia)

To główny organizator niedzielnego meczu Jagi z Lechią. Na spotkaniu pojawiło się blisko 18 tysięcy kibiców w tym ponad tysiąc z Gdańska. I to właśnie przy sektorze gości w przerwie meczu doszło do groźnych przepychanek. Te rozegrały się głównie w środku stadionu. Nie zdały egzaminu metalowe zabezpieczenia oddzielające kibiców przyjezdnych. Kraty zostały wyłamane. Część wystraszonych kibiców, głównie kobiety z dziećmi, chowały się w toaletach. Ochroniarze nie byli w stanie powstrzymać naporu agresywnej grupy.

- Gdy kibice próbowali zacząć rozróbę, ochrona uciekła na trybuny - opowiada Mateusz, kibic, który widział zajście.
Organizatorzy meczu musieli wezwać na pomoc policję. Ta uspokoiła sytuację. - Służby porządkowe to nie jest zwarty oddział policji. Mogą podejmować tylko wstępne interwencje. A tu mieliśmy do czynienia z agresywnym tłumem - podkreśla Zbigniew Pypczyński kierownik ds. bezpieczeństwa Jagiellonii Białystok, który wezwał na stadion policję.

Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 4:2. Tak kibicował Białystok [ZDJĘCIA]

Jednak zarzutów pod adresem ochrony jest więcej. - Służba porządkowa nie sprostała również wymaganiom w zakresie kontroli osób wchodzących na teren obiektu. Na stadion i trybuny zostały wniesione przez przyjezdnych materiały pirotechniczne - mówi Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji.

- Race leciały w kierunku naszych sektorów. Jedna z nich wybuchła tuż przy nas - opowiada jedna z uczestniczek niedzielnego spotkania.

Organizatorzy meczu obiecują wyciągnąć wnioski z ostatniego meczu w tym sezonie.

- To co się stało, powinno zmobilizować wszystkie służby do zmiany lokalizacji sektora gości - podkreśla Agnieszka Syczewska. Zdaniem przedstawicieli Jagiellonii powinien znajdować się on na górnym poziomie - łuku od ul. Ciołkowskiego. - Kibice gości nie mieliby żadnej możliwości zejścia - dodaje Agnieszka Syczewska.

Na zmianę muszą zgodzić się policjanci oraz Polski Związek Piłki Nożnej.

Mają też zostać sprawdzone metalowe bariery, które bez problemu zostały w niedzielę sforsowane. Za ich ustawienie odpowiada inwestor, czyli spółka Stadion Miejski. W poniedziałek zapytaliśmy ją m.in. o te metalowe barierki. Żadnej odpowiedzi nie dostaliśmy.

Kolejna sprawa to kontrola kibiców przed wejściem na stadion. Tu też zostaną sprawdzone procedury. - Wnoszenie rac to problem nie tylko Białegostoku - przypomina Zbigniew Pypczyński.

Pojawiały się też sugestie, że przynajmniej na meczach podwyższonego ryzyka powinna być stale obecna policja. Teraz, zgodnie z ustawą, wchodzi dopiero na wniosek organizatora. - Nie zawsze obecność policji stabilizuje sytuację. Czasem dochodzi do zachowań prowokacyjnych - przypomina kierownik ds. bezpieczeństwa Jagiellonii Białystok.

Były bowiem przypadki, że kibice nawet zwaśnionych drużyn łączyli siły przeciwko funkcjonariuszom.

Kibice z Gdańska persona non grata, ale i służba porządkowa do wymiany

Usilnie chciałem zabrać córkę na niedzielny mecz. Bo też lepsza okazja chyba szybko się nie powtórzy. - Przecież tam się biją - upierała się. - Kiedyś tak było, ale nie teraz - przekonywałem ją bezskutecznie. Wprawdzie policja mecz z Lechią uznała za trzeci kolejny o podwyższonym ryzyku, ale po tym, co działo się w trakcie gry z Wisłą i Górnikiem znowu zapowiadał się sielankowy piknik. Dlatego nie tylko ja apelowałem, by zmniejszyć strefę buforową odgradzającą białostoczan od sektora zajmowanego przez kibiców gości. Ci co prawda tym razem zapowiadali swój przyjazd w sile 1200, ale i tak prewencyjnie zaplanowane wolne krzesełka wydawały się niespotykanym marnowaniem miejsca. Ostatecznie bufor (jedynie od łuku od strony ul. Ciołkowskiego) pomniejszono o 518. I w pełni spełnił swoje zadanie. Niestety, słabe ogniwo w systemie zabezpieczeń ujawniło się nie na trybunach, ale w holach pod sektorami 13 -14.

Od początku przerwy dochodziło do wymiany zdań miedzy fanami Lechii a - odgrodzonymi od nich barierkami - białostoczanami. Wśród sympatyków żółto-czerwonych było wiele matek z dziećmi, które kwadrans bez gry wykorzystały na wizytę w strefie konsumpcyjnej czy w toalecie. Spokojnie spacerowały sobie, by nagle z przerażeniem w oczach zabierać pociechy pod pachy i rozpaczliwie szukać miejsca do schronienia się. Bo kilkudziesięciu kiboli Lechii przełamało barierę i ruszyło do ataku. Na dodatek służba porządkowa, zamiast starać się stworzyć kordon rozjemczy, sama salwowała się ucieczką na trybuny. Do czasu wkroczenia policji najmłodsi zostali narażeni na traumę, którą długo będą pamiętać. Nic dziwnego, że druga połowa meczu to było uspokajanie płaczących, przestraszonych dzieci. Całe szczęście, że żółto-czerwoni wspaniale odwrócili losy spotkania, co na pewno zmniejszyło chęć rewanżu ze strony tych bardziej krewkich sympatyków Jagi. Niektórzy w odwecie już w czasie przerwy próbowali szturmować barierki na trybunach. Ale bufor wytrzymał.

System zawiódł gdzie indziej i z tego należy wyciągnąć wnioski. Po pierwsze: białostockie zakazy stadionowe dla wszystkich przyjezdnych kibiców, a kara powinna być bezwzględnie wyegzekwowana. Także jako ostrzeżenie dla innych pseudokibiców. Nie po to zbudowaliśmy stadion za 256 mln, by teraz dewastowała go rozwydrzona hołota. Nie po to też białostoczanie zewsząd słyszeli, że warto chodzić na mecze z rodzinami, by teraz mimo woli znaleźć się w potrzasku zagrożenia dla zdrowia. Musimy też mieć pewność, że ochrona jest sprawna, operatywna i przekonana do zadania, do którego została zakontraktowana. Bez tej zmiany ewentualne głosy, że policja zbyt restrykcyjnie podchodzi do spraw bezpieczeństwa nie mogą liczyć na większe grono sojuszników. I na wizytę na stadionie chyba nie tylko mojej córki. Piszę to nie tylko jako ojciec, ale widz z miejscem w sektorze 14.
(nys)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny