Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halfway tak, ale nie za każdą cenę

Tomasz Maleta
Soko deklarowała ze sceny, że jest Żydówką i lesbijką
Soko deklarowała ze sceny, że jest Żydówką i lesbijką Jerzy Doroszkiewicz
Radni już w grudniu przeznaczyli dwa miliony na doroczne wsparcie Opery i Filharmonii Podlaskiej w ramach wydarzeń kulturalno-promocyjnych Białegostoku.

A festiwal w Połowie Drogi wpisuje się w takie działania znacznie bardziej niż niejedno przedstawienie operowe. Dopiero przy takiej ontologii ewentualne prezydenckie "Halfway jest nasz" zabrzmi dosłownie a nie przesadnie.

Tak jak Podlaska Oktawa Kultura od chwili zagoszczenia na Rynku Kościuszki stała się festiwalem-manifestacją starszego pokolenia białostoczan, tak po ubiegłorocznej edycji Halfway Festival śmiało można było zaryzykować stwierdzenie, że młody Białystok był na dobrej drodze do własnego festiwalu. Spójnego estetycznie i ideowo wydarzenia, które potrafiło przez trzy dni przyciągnąć pełną widownię. Pękający w szwach amfiteatr kontrastował w ostatnią niedzielę czerwca z pustym Rynkiem Kościuszki, na którym w tym samym czasie odbywał się darmowy koncert "Białystok dla Tolerancji". To przy Odeskiej bawił się do rana młody Białystok i jego goście z kraju.

Podkreślenie pełnej frekwencji na płatnych koncertach festiwalowych jest ważne jeszcze z jednego powodu. Organizatorzy wyciągnęli bowiem wnioski z pierwszej edycji (2012 roku), która mimo wysokiego poziomu artystycznego praktycznie była bez widzów. Swoje piętno zapewne odcisnęła wtedy fatalna pogoda, która zmusiła do przeniesienia imprezy do sali filharmonii przy Podleśnej. Siłą rzeczy pozbawiło to imprezą swoistego klimatu. Błędem było też rozbicie festiwalu na dwie, odległe o dwa tygodnie, tury. Na braku publiczności zapewne zaważyła też niezbyt udana promocja czy inne błędy organizatorskie. Planowanie koncertów w dniu, w którym odbywał się finał mistrzostw Europy w piłce nożnej, to klasyczne "stąpanie po minie".

W ubiegłym roku było już zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że organizatorzy nie bali uczyć się na własnych błędach i co ważne, ta nauka nie poszła w las. Najbardziej chyba obrazuje to raport Instytutu Monitorowania Mediów, który badał ilość publikacji na temat podlaskich festiwali.

- Nawet jeżeli impreza trwa tylko kilka dni, to w świadomości gości festiwalu szybko powstaje związek wydarzenia z miejscem. Festiwale to nie tylko kulturalny zysk dla miasta - to także biznes, turystyka i szansa na wielokierunkowy rozwój, co z kolei wpływa na pozytywny wizerunek lokalizacji - podkreślał w lipcu na łamach "Porannego" Łukasz Jadaś z IMM.

Halfway Festival dawał szanse na takie profity. Dlatego ważne było, by tę imprezę odpowiednio promować i konsekwentnie rozwijać. Zwłaszcza, że była klasycznym przykładem produktu Made in Białystok, pokazującym, że gdzieś w połowie drogi między Wschodem a Zachodem dzieją się wydarzenia godne najlepszych krajowych scen festiwalowych. Swoistą innowacją kulturalną, która ściągnęła do trudno dostępnego pod względem komunikacyjnym Białegostoku fanów i zespoły z najodleglejszych zakątków świata. Przykładem był chociażby występ amerykańskiej grupy Local Natives, który bez wątpienia stał się jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych ubiegłego roku w Białymstoku (choć muzycy zagrali stanowczo za późno, bo grubo po północy). Na dodatek festiwal Halfway jak żadne inne wydarzenie, które gościło w nowym gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej, najpełniej oddawał ducha drugiej części nazwy tej instytucji - Europejskiego Centrum Sztuki. A jednak festiwal został zatrzymany w połowie drogi między Wschodem a Zachodem.
***
W wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej" Roberto Skolmowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej, wyjaśnia: "Nie stać nas na ten festiwal. Nasze starania pozyskania sponsora spełzły na niczym - bo nie jest to, niestety, impreza, którą można zorganizować na stadionie i która dla sponsorów byłaby atrakcyjna. Jest mi strasznie przykro, ale gdy stoję przed dylematem - zrezygnować z organizacji festiwalu za 300-400 tysięcy, a zwolnić kilkudziesięciu pracowników, wybieram to pierwsze".

Z tym ostatnim stwierdzeniem trudno polemizować. W końcu perspektywa utraty pracy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, zawsze wzruszy. Szczególnie w naszym mieście czy regionie. Tylko jak to się stało, że instytucja dysponująca ponad 25 mln budżetem w ogóle stoi przed takim dylematem?

Odpowiedź znajdziemy w tej samej wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej": -"Bardzo żałuję festiwalu i jego atmosfery, zwłaszcza że moi pracownicy przygotowali wspaniały program, a słuchacze na niego czekają. Ale nie mogę zrobić inaczej. Problem w tym, że nasza instytucja, która ma największą w kraju widownię i przychód, jednocześnie ma jeden z najmniejszych budżetów w kraju, w porównaniu z innymi instytucjami tego typu".

Trochę to przewrotna argumentacja. Szczególnie jeśli sobie przypomnimy wypowiedź dyrektora dla Radia Białystok. W styczniu tego roku chwalił się, że od ministra kultury opera dostała w tym roku 700 tys. złotych więcej niż rok wcześniej (z 5 mln dotacja urosła do 5,7 mln). - To jest prezent za ten pierwszy rok pracy - cieszył się dyrektor Skolmowski.

Bez wątpienia spory udział w tym osiągnięciu miał ubiegłoroczny Halfway. Połowa bonusu od ministra wystarczyłaby na tegoroczną edycję festiwalu. Tym bardziej trudno zrozumieć, że padł on ofiarą cięć budżetowych, których - powtarzam to jeszcze raz - przy takim budżecie w ogóle nie powinno być.

***
Od samego początku było wiadomo, że nowy gmach Opery i Filharmonii Podlaskiej stanie się nie tylko symbolem miasta, ale też jego atutem wizerunkowym czy kartą przetargową w konkursach i rankingach. Bo choć jest to inwestycja województwa, to poprzez bardzo mocne zakorzenienie w krajobrazie, nie tylko kulturalnym - najbardziej białostocka z białostockich, wymagająca wspólnej kohabitacji obu samorządów. I dlatego dobrze, że miasto co roku wspiera operę finansową dotacją. W tym ponownie otrzyma 2 mln zł.

To, na co konkretnie pójdą pieniądze z gminnej kasy do instytucji przy Odeskiej, zależy od rodzaju usługi zamówionej przez miasto. To z kolei warunkuje umowa zawarta między dyrektorem a prezydentem. Zazwyczaj dzieje się to w ten sposób, że dyrektor opery przedstawia swoje propozycje, na które przystaje lub nie prezydent. Zresztą nie bez powodów pod koniec ubiegłego roku Tadeusz Truskolaski powtarzał "Traviatta jest nasza", co nawiązywało do współfinansowania tego przedstawienia przez miasto.

Wypowiedź dyrektora Skolmowskiego dla "Gazety Wyborczej" nie pozostawia złudzeń, że przedstawienia operowe po wielokroć wystawiane mają dla niego znacznie większą wartość niż jednorazowy festiwal, po którym odpływają pieniądze. Czy jednak zważywszy na wartość promocyjną tego wydarzenia dla miasta dającą nadzieję, że Białystok - po nieudanym mezaliansie z Pozytywnymi Wibracjami - może się zadomowić na krajowej mapie letnich festiwali, prezydent powinien li tylko czekać biernie na propozycje ze strony dyrektora opery czy może zagrać va bank i zapytać: a dlaczego część tej 2 milionowej dotacji opera nie mogłaby przeznaczyć na Halfway? Co więcej, powinien o to zapytać publicznie.

Bo doprawdy nie trzeba nowelizować budżetu i przeznaczać pieniędzy z oszczędności na odśnieżaniu (jak proponują radni PiS), by ruszyć do przodu zatrzymanych w połowie drogi. Co więcej, byłoby to niczym nieuzasadniona niegospodarność i rozrzutność. W końcu radni już przeznaczyli dwa miliony na doroczne wsparcie opery w ramach promocji wydarzeń kulturalno-promocyjnych Białegostoku. A ten festiwal wpisuje się w takie działania znacznie bardziej niż niejedno przedstawienie operowe. Nawet po stokroć wystawiane.

Władze Białegostoku nie powinny odmówić pomocy w podtrzymaniu przy życiu tegorocznej edycji. Tak jak w swoim czasie nie przekreślili marzeń słuchaczy Studium Wokalno-Aktorskiego, na którym dyrektor opery także postawił krzyżyk. Jednak wystąpienia w roli męża opatrznościowego nie powinno oznaczać nadzwyczajnej pomocy poza to, co zostało przyznane w przyjętej w grudniu uchwale budżetowej. Nie ma powodów, zważywszy na to, że budżet wszystkich miejskich instytucji kultury jest mniejszy niż opery, na taką nadzwyczajną hojność. Tu nie chodzi o ostracyzm, a pryncypialność. Dopiero przy takiej ontologii ewentualne prezydenckie "Halfway jest nasz" zabrzmi dosłownie a nie przesadnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny