MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gospodarstwo Agroturystycze roku 2019 w Polsce. Puszczykówka wygrała ogólnopolski plebiscyt (zdjęcia)

Kraina Puszczyka - Puszczykówka
W tym gospodarstwie można zamieszkać w pokoju urządzonym w stylu indiańskim lub Dzikiego Zachodu. Więcej, można zanocować w prawdziwym tipi. Kraina Puszczyka - Puszczykówka z Pokośna (gm. Suchowola) zwyciężyła w plebiscycie Mistrzowie Agro w kategorii Gospodarstwo Agroturystyczne roku 2019.

Gospodarstwo Agroturystyczne Puszczykówka pokonało wszystkie inne gospodarstwa agroturystyczne w kraju i zostało Gospodarstwem Agroturystycznym Roku Polski 2019. Wcześniej zostało najlepszym gospodarstwem w regionie.

– Tam gdzie ptaki przekrzykują się wzajemnie w miesiącach godowych, zakwitają jabłonie wiosną, latem cała przyroda wybucha zielenią, czerwienią, różem i wszystkimi kolorami tęczy, grzyby zapraszają amatorów jesienią, a zima dzwoni dzwonkami sań – tak opisują na stronie internetowej swoją Puszczykówkę Anita i Robert Piesieccy, właściciele gospodarstwa agroturystycznego Kraina Puszczyka - Puszczykówka w Pokośnie (pow. sokólski, gmina Suchowola).

Skąd wzięła się nazwa gospodarstwa agroturystycznego? Od puszczyka, który „jest zameldowany na stałe w stodole”. Tak powiedział Anicie i Robertowi poprzedni właściciel tego miejsca.

– My go nie wymeldowywaliśmy, a on się chyba do nas przyzwyczaił, bo nawet nasze wesele zorganizowane właśnie w stodole nie zdołało go wypłoszyć – żartują.

Anita i Robert Piesieccy swego miejsca na ziemi szukali bardzo długo. Wcześniej mieszkali w Białymstoku. Obydwoje byli zafascynowani kulturą Indian i jeździectwem. On prowadził wioskę indiańską w Jurowcach, a ona dobrze funkcjonujące SPA w Białymstoku. A, że teren, na którym znajdowała się wioska indiańska był dzierżawiony od klubu jeździeckiego, postanowili poszukać działki, którą mogliby kupić.

– Wiadomo, że jak się coś dzierżawi, to nie jest się do końca u siebie, nie można zrobić wszystkiego, tak jakby się chciało. Zaczęliśmy więc myśleć o tym, że warto mieć coś swojego – mówi Anita Piesiecka.

Kamil Żochowski, sołtys wsi Stare Żochy prezentuje miejsce rekreacji, z którego mieszkańcy bardzo chętnie korzystają

Mieszkańcy wsi Stare Żochy na nic nie narzekają. Chwalą dobr...

Zaczęli szukać swego miejsca na ziemi. Trwało to bardzo długo. Początkowo nie myśleli o przeprowadzce do gm. Suchowola, pani Anita nie chciała rezygnować ze swego biznesu, a dojeżdżanie 60 km do pracy też nie wchodziło w rachubę. Obejrzeć działkę w Pokośnie przyjechała dopiero po roku. Ale kiedy ją zobaczyła, wiedziała, że jest to miejsce, którego szukają.
W 2011 r. podpisali umowę, ale jeszcze przez dwa lata przyjeżdżali tu i porządkowali teren.

– Tam od 14 lat nikt nie mieszkał – opowiada. – Wszystko było zarośnięte, nawet dom. Nie dało się go obejść dookoła. Musieliśmy ciężko pracować – wszystko wykarczować, uporządkować.

W pokoju tematycznym lub w tipi

Najpierw myśleli, że pierwszych gości uda się przyjąć najszybciej za pięć lat. Ale udział pana Roberta w programie „Ugotowani” (zaserwował naleśniki „Przysmak Mustanga”), sprawił, że musieli przyspieszyć. To była dla nich dobra reklama, której byłoby szkoda nie wykorzystać. Zaczęli od wioski indiańskiej, w której przyjmowali wycieczki. Kiedy wzięli się za remont domu, przygotowali gościom trzy tematyczne pokoje (Hocoka - pokój indiański; Old West - pokój w stylu Dzikiego Zachodu; Sunka Wakan - pokój dla miłośników koni oraz jeździectwa) i ruszyli z agroturystyką. Piesieccy oferują też noclegi w tipi. Cieszą się one bardzo dużym zainteresowaniem.

– Zbudowaliśmy wiatę, w której goście mogą gotować, jest tam też prysznic – opowiada właścicielka Puszczykówki.

W gospodarstwie jest mnóstwo zwierząt. Najpierw pojawiły się konie. Z miasta przyjechał pies i kot, który żyje do dzisiaj i ma się dobrze, pomimo 17 lat. Pies już odszedł, ale w jego miejsce pojawiły się nowe. Jest ich siedem. Gospodarze mają owczarki niemieckie i szetlandzkie. Chowają też m.in. indyki, kozy, owce, kaczki, a nawet skunksa.

Do Puszczykówki przyjeżdża dużo rodzin z dziećmi.

– Rodzice mogą odpocząć od zgiełku miasta, poczytać książkę lub pobujać się w hamaku, a dzieci w tym czasie bawią się bezpiecznie – mówi Anita Piesiecka. – Mogą korzystać z placu zabaw, pod naszym nadzorem postrzelać z łuku lub wiatrówki. Ale zawsze największą atrakcją dla najmłodszych jest ranne i wieczorne karmienie zwierząt, na które chodzą razem z moim mężem.

Puszczykówka to miejsce dla każdego. Są tu organizowane imprezy integracyjne dla firm, wesela, komunie, chrzciny, a także wieczory kawalerskie i panieńskie. Przyjeżdżają tu ornitolodzy, gdyż gospodarstwo znajduje się na trasie przelotów ptaków oraz miłośnicy Biebrzy. Miejsce to jest też chętnie odwiedzane przez wycieczki organizowane przez szkoły i przedszkola. Sezon na nie rozpoczyna się w maju. A wakacje to czas dla zielonych szkół. Na jednodniowe wypady przyjeżdżają tu także kolonie. Zwiedzają minizoo, muzeum rękodzieła indiańskiego, później czeka na nich cały „pakiet” gier i zabaw. Mogą spróbować swoich sił na zrobionym w lesie torze przeszkód – tzw. ścieżce zdrowia. Jest też ognisko.

W Krainie Puszczyka można także nauczyć się jazdy konnej.

– Konie mamy bardzo spokojne, dobrze ułożone - opowiada pani Anita.

O każdym z nich może dużo powiedzieć. Nubira jest koniem sportowym z linii skokowej. Jej pradziadek Szaser był mistrzem w skokach i ustanowił rekord Polski w skoku na 205 cm. Nubira jest takim „koniem profesorem”, dobrze sprawdza się w hipoterapii.
W Puszczykowskiej stajni jest też córka Nubiry – czteroletnia Nana oraz wałach Adil, który brał udział w rajdach na odległość 120 km i odnosił w tej dyscyplinie wiele sukcesów (był mistrzem Podlasia). A na malutkie dzieci, bojące się wsiąść na dużego konia, czeka kucyk szetlandzki Django.

Nie tęsknią za miastem

Pani Anita przyznaje, że nie tęskni za miastem i dawnym zajęciem.

– Powrót do miasta, to chyba najgorsze, co mogłoby nas spotkać – uważa. – Kiedy przyjeżdżamy do Białegostoku, wracamy do domu wymęczeni. Teraz widzimy, jak wiele bodźców w mieście na nas oddziałuje, w jakim napięciu tam człowiek żyje. Ale jak się żyje tam na co dzień, to się tego nie odczuwa.

Choć dodaje, że mieszkanie na wsi też nie jest sielanką, bo wraz z mężem pracują teraz więcej, niż wówczas, gdy mieszkali w mieście. Ale jest to innego rodzaju praca, w innym otoczeniu, nie jest taka stresująca.

Mistrzowie Agro odebrali nagrody

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny