Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Elżbieta Korolczuk: Jestem feministką. No tak!

Agata Sawczenko
Elżbieta Korolczuk urodziła się w Białymstoku. Tu skończyła I LO, Tu zdobyła wielu przyjaciół. Ale dopiero w Warszawie, podczas studiów, odkryła, czym chce się zajmować w życiu. I teraz nie boi się powiedzieć: Jestem feministką!
Elżbieta Korolczuk urodziła się w Białymstoku. Tu skończyła I LO, Tu zdobyła wielu przyjaciół. Ale dopiero w Warszawie, podczas studiów, odkryła, czym chce się zajmować w życiu. I teraz nie boi się powiedzieć: Jestem feministką! Archiwum prywatne
Pewna Amerykanka powiedziała kiedyś, że nazywają ją feministką zawsze wtedy, gdy zaczyna wyrażać swoje poglądy. To jest - przekorna trochę - ale fajna definicja - mówi Elżbieta Korolczuk.

Kurier Poranny: Feministka. Czy można tak o Tobie powiedzieć?

Elżbieta Korolczuk: Tak! Zdecydowanie! Myślę, że większość kobiet w tej chwili to feministki. Pytanie tylko, czy się identyfikują z tym ruchem społecznym, czy działają aktywnie, czy też nie. Ja zaczęłam się postrzegać jako feministka dopiero gdy zaczęłam angażować się społecznie. Chyba musiałam mieć poczucie, że zasłużyłam sobie na taką autoidentyfikację. Chociaż tak naprawdę myślę, że pojęcie feminizmu jest o wiele szersze, że jest to zbiór poglądów czy wizjia życia. Niekoniecznie musi się to łączyć z działaniami.

A wiele kobiet nadal zapiera się rękami i nogami, żeby nie łączyć ich z ruchem feministek. Elu, powiedz, jakie poglądy mają feministki...

Pewna Amerykanka powiedziała kiedyś, że nazywają ją feministką zawsze wtedy, gdy zaczyna wyrażać swoje poglądy. I to jest taka - przekorna dosyć - ale fajna definicja, pokazująca, że feminizm to jest sytuacja, w której kobiety mają własne zdanie na dany temat, nie boją się go wyrażać. Mają pewną wizję życia i nie boją się jej realizować.

Czyli feministka może zajmować się domem i wcale nie realizować się zawodowo.

Wiele jest takich feministek. Feminizm to dosyć pojemna definicja. W Polsce w ogóle się nie mówi o feministkach katolickich czy muzułmańskich. A są takie! W Stanach Zjednoczonych jest katolicka organizacja, która działa na rzecz praw reprodukcyjnych, m.in. prawa do aborcji. I to są osoby, które się identyfikują jako katolicy i jednocześnie jako osoby, które walczą o prawa kobiet. Zresztą w Polsce też jest coraz więcej takich głosów. To bardzo ciekawy nurt i wart poznania.

Nie wszystkie feministki muszą mieć takie samo zdanie na różne tematy?

Dokładnie! I nie mają. Jest wiele sporów na przykład wokół pornografii czy nowych technologii reprodukcyjnych. Myślę, że feminizm to jest w ogóle obszar debaty, niezgody. Ale takiego sporu i debaty, gdzie jest dużo szacunku do zdania drugiej osoby. I to mi się w feminizmie bardzo podoba.

A jak Ty stałaś się feministką?

Pamiętam, jak kiedyś mama zadała mi to samo pytanie. Odpowiedziałam: Mamo, a czy ty wierzysz w to, że kobieta powinna starać się zdobyć wykształcenie, mieć pracę, być niezależna? Mama na to: No tak! Więc pytałam dalej: A uważasz, że kobieta może mieć swoje zdanie, nie musi wisieć na facecie i się nim podpierać? Mama: No tak! Mamo, to ty też jesteś feministką! Mama się uśmiechnęła: No tak!

To mama tak Cię wychowała, że nie bałaś się powiedzieć: Jestem feministką?

Rzeczywiście mój feminizm mocno wyrasta z mojej historii rodzinnej. Moja mama urodziła się 2 września 1939 roku, wojna, dramatyczne warunki - szczególnie na tych terenach, gdzie: albo wchodzą Rosjanie, albo wchodzą Niemcy, różne potworności się działy. I moja babcia mocno musiała sobie z tym radzić, bo mój dziadek był z kolei bardzo chorowity i to na babcię spadało nie tylko wychowanie czwórki dzieci, ale i duża część pracy i obowiązków związanych z pracą na roli. Mama w wieku 14 lat wyjechała do Białegostoku, zaczęła pracować, sprzedawała w sklepie. Zrobiła maturę i studium handlowe już jako dorosła osoba. To jest tradycja ciężkiej pracy i osiągania wszystkiego swoim własnym wysiłkiem. I moja mama zawsze podkreślała wagę zaangażowania, pracy. Mama bardzo mocno motywowała mnie i moje dwie siostry do tego, żebyśmy osiągnęły coś więcej, żebyśmy nie musiały tak jak ona pracować fizycznie od najmłodszych lat, tylko żebyśmy mogły się kształcić, mogły coś lepszego osiągnąć, żebyśmy dostały przepustkę do lepszego świata. Ona zawsze w nas bardzo wierzyła. Zawsze mówiła: słuchaj, ty to możesz osiągnąć, ty jesteś zdolna, fajna, jeżeli tylko włożysz w to wystarczająco dużo wysiłku, to na pewno ci się uda. I to jest przekaz, który ja odczytuję jako przekaz feministyczny - wyraz wiary w moje możliwości, jako dziecka, ale też i jako dziewczynki. To jest taka kobieca energia i siła, która bardzo dużo mi dała w życiu. Taki głos, który mnie zawsze napędzał.

A później, jak już byłaś nastolatką...

Powiem szczerze, że w Białymstoku nie spotkałam się ani z feministycznymi lekturami, ani z aktywizmem. Moje czasy licealne to był czas transformacji, ogromnej niepewności, gdy ludzie musieli walczyć o przeżycie np. przemycając alkohol ze Wschodu. W naszej rodzinie też zaczęło brakować pieniędzy na podstawowe potrzeby. Choć dla nas, młodzieży licealnej, był to czas eksperymentów i poznawania świata . Byliśmy zajęci robieniem spektakli teatralnych, przesiadywaniem w Nocie albo w Famie i paleniem papierosów. Chodziliśmy na przeglądy filmowe do kina Ton, to było niesamowite dostać bilety na przykład na konfrontacje filmowe. Zajmowaliśmy się poezją, pisaliśmy, organizowaliśmy przeglądy filmów w jakichś zadymionych piwnicach, gdzie podawano w lampkach tanie wino marki Lambada. Oczywiście potwornie to było wszystko nadęte, bo uważaliśmy, że jesteśmy jedynymi, prawdziwymi egzystencjalistami na tym świecie. To była przestrzeń do eksperymentów, do wyobrażania sobie siebie. Mieliśmy poczucie, że ta nowa rzeczywistość otwiera się przed nami, że daje się nam szansę. Później się okazało, że to nie jest takie proste. Ale w Białymstoku spotkałam wielu ciekawych i ważnych dla mnie do dziś ludzi, przyjaciół. To są przyjaźnie, które podtrzymujemy do tej pory, chociaż myśmy się rozjechali po świecie. A Białystok się zmienił. Istnieją tu już różne feministyczne inicjatywy. Jest Stowarzyszenie 9/12, świetny projekt Dziew/czyny i Dni różnorodności Kobiet, jest bardzo prężny Podlaski Kongres Kobiet. Bardzo im wszystkim kibicuję!

No to jak Ty zaczęłaś działać?

Dopiero gdy zaczęłam robić drugi fakultet w Ośrodku Studiów Amerykańskich i trafiłam na Agnieszkę Graff. Byłam zresztą jej pierwszą magistrantką. I tam mi się po postu otworzyły oczy i umysł. I takie miałam poczucie: Łał! No nareszcie zobaczyłam coś, co mnie mocno zaangażowało, zetknęłam się z czymś, co było dla mnie świeże, fajne, angażujące, mobilizujące. Znalazłam swoje miejsce i ludzi, którym chce się działać, zmieniać świat. Od 2001 organizowałam warszawską Manifę.

Co teraz robisz?

Jestem socjolożką, badam ruchy społeczne, kwestie związane z rodzicielstwem i debatę wokół in vitro w Polsce. W tym roku ukazała się książka „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”, którą zredagowałyśmy z antropolożką dr Renatą Hryciuk. Teraz redaguję książkę o ruchach rodzicielskich w krajach postsocjalistycznych. To analiza różnych ruchów, i konserwatywnych, i związanych ze zdrowiem typu ruch antyszczepionkowy i ruchów ojcowskich. Pracuję nad nią z prof. Katalin Fabian, będzie wydana w 2016 roku w Stanach Zjednoczonych przez Indiana University Press. A druga publikacja dotyczy społeczeństwa obywatelskiego i ruchów społecznych w Polsce. Redaguję ją wspólnie z prof. Kerstin Jacobsson. Na co dzień pracuję w Szwecji, ostatnie dwa lata na Uniwersytecie w Goeteborgu, ale mój nowy projekt będzie realizowany na Uniwersytecie Södertörn w Sztokholmie. Ale jestem też jedną nogą w Polsce, uczę na Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim, co mi sprawa ogromną przyjemność. Angażuję się też w działania Stowarzyszenia „Dla Naszych Dzieci” - to samodzielne mamy walczące zmiany w działaniu Funduszu Alimentacyjnego i jestem w radzie Fundacji Akcja Demokracja - to bardzo ciekawa nowa inicjatywa mobilizująca ludzi do działań na rzecz równości i sprawiedliwości społecznej. I cieszę się, że mogę dołożyć swoją cegiełkę do pozytywnych zmian w Polce. Bo ja jednak jestem stąd.

Elżbieta Korolczuk - socjolożka, badaczka na Uniwersytecie w Goteborgu i wykładowczyni Gender Studies w Warszawie, współredaktorka (z Renatą E. Hryciuk) książek „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce” (WUW 2012) i „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka” (WUW 2015).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny