Na ulicy Lipowej, Sienkiewicza czy Rynku Kościuszki dorożkarze sami zaczepiali przechodniów i proponowali kurs za mniejszą cenę. Spadała ona często nawet do 50 groszy, albo i niżej. Obie strony były z tego całkiem zadowolone.
Kiedyś jeden z reporterów "Echa Białostockiego" zapytał sędziwego Hone Sybirskiego: "Jak się wam, dorożkarzom, opłaca jeździć za 30 groszy do dworca, przecież konia zmęczycie za złotówkę!" Nestor dryndziarzy znad Białej odparł mu wtedy przytomnie: "Ja i tak muszę jechać na dworzec, z pasażerem czy na pusto. Tam przyjeżdżają pociągi i coś się wtedy ekstra zarobi. A w mieście mogę stać przez cały dzień i ani złamanego feniga do domu nie zawiozę.
Wiosną 1933 roku miał jednak Sybirski kurs ze śródmieścia na dworzec, którego się długo nie zapomina. Było wczesne popołudnie. Dorożka Sybirskiego stała w pobliżu hotelu "Ritz", a on sam kiwał się smętnie na koźle w oczekiwaniu na umówionego klienta. Wtem z jednego z domów przy ul. Kilińskiego wybiegł tęgawy jegomość w rozpiętym płaszczu i z kapeluszem w ręku.
Zobaczył on pojazd Hone Sybirskiego, wskoczył do środka i rzucił gromko: Na dworzec! Kiedy dorożkarz próbował wyjaśnić, że jest zajęty, ów gość wyciągnął tylko z kieszeni pięciozłotowy banknot, wepchnął go Sybirskiemu i kazał czym prędzej "poganiać szkapę".
Co było robić? Pięć złotych to przecież całodobowy zarobek, a i to jak się ma fart! Sybirski zdzielił więc czym prędzej konia batem i ruszył w kierunku dworca. W duchu modlił się tylko, żeby umówiony wcześniej klient zasiedział się w restauracji, dopóki on nie wróci pod "Ritza".
Dopiero w drodze wydało się, co było powodem pośpiechu szczodrego grubasa. Przez Białystok miał przejeżdżać sam marszałek Józef Piłsudski . Co roku jeździł on tą trasą do Wilna, ale podróże te trzymane były w ścisłej tajemnicy. Ludzie dowiadywali się o nich później z gazet. W kwietniu 1933 roku wyjazdowi Marszałka nadano jednak specjalny rozgłos.
W Wilnie obchodzona miała być właśnie 14 rocznica zdobycia tego miasta. Z tego powodu szykowano tam koncentrację i przegląd oddziałów wojskowych, które brały udział w wydarzeniach 1919 roku.
Tak naprawdę jednak Józefowi Piłsudskiemu chodziło o zademonstrowanie polskiej siły Hitlerowi, który właśnie doszedł do władzy w Niemczech.
Na wszystkich stacjach między Warszawą a Wilnem pociąg z doczepioną salonką marszałka Piłsudskiego spotykały wiwatujące głośno tłumy ludzi. W Białymstoku było oczywiście to samo.
Oprócz licznie zgromadzonych mieszkańców miasta, na przybycie pociągu oczekiwał, jak zwykle, wojewoda białostocki Marian Zyndram-Kościałkowski. Żona wojewody przysłała Marszałkowi i towarzyszącym mu osobom specjalny obiad. Po piętnastu minutach postoju pociąg ruszył dalej, przez Czarną Wieś i Sokółkę do Grodna.
O tym wszystkim jednak Hone Sybirski dowiedział się później z opowiadań innych dorożkarzy. Po wyładowaniu pasażera na dworcowym postoju, ruszył czym prędzej z powrotem. Zdążył w ostatniej chwili. Jego umówiony klient opuszczał właśnie chwiejnym krokiem podwoje hotelowej restauracji "Ritz".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?