Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy każdy szalikowiec to chuligan?

Wojciech Konończuk [email protected] tel. 085 748 95 31
Ale na meczu doszło do zadymy. Co się dzieje?
Ale na meczu doszło do zadymy. Co się dzieje? fot. Archiwum
Kto jest winien, że na trybunach stadionów wciąż bywa niespokojnie? Przede wszystkim ci, którzy stanowią prawo

Ja to na mecze nie chodzę, bo tylko w twarz można dostać. Rozróby, wyzwiska, a poziom gry beznadziejny. Prawda, że każdy z nas często słyszy takie wypowiedzi? Moim zdaniem, mijają się one z prawdą.

Na mecze Jagiellonii chodzę od prawie 30 lat, więc widziałem wiele. Widziałem wielkie tłumy w latach świetności, ale też (już jako dziennikarz) i 50 widzów, kiedy przyszło grać w IV lidze.
Pierwszy mit, który warto obalić, to atmosfera grozy na trybunach. Dużo niebezpieczniej jest w pubach, dyskotekach czy po zapadnięciu zmroku na ulicach miast. Stadion przy ul. Słonecznej słynie ze wspaniałych opraw, chociaż od czasu do czasu dochodzi do groźnych incydentów. Ale chuligani biją się prawie zawsze tylko między sobą.

Gonimy za sensacją

Niedawno znajomy kibic podniósł w rozmowie argument, że media z reguły skupiają się właśnie na takich incydentach, a nie piszą o wspaniałym dopingu kibiców.
Żyjemy w czasach, w których szuka się sensacji. Nikt nie pisze przecież, jak fantastycznie i bezpiecznie lata się samolotami, tylko dopiero wtedy, kiedy któryś z nich się rozbije. Wówczas nie schodzi to z czołówek gazet, chociaż przecież samolot jest najbezpieczniejszym ze wszystkich środków transportu. W mediach rzadko zdarzają się informacje, jak dobrze piratów drogowych ściga policja. Ale jeśli kilku funkcjonariuszy weźmie łapówkę - afera gotowa. Trudno, takie czasy. Sensacja goni sensację, więc trzeba po prostu unikać zadymy, żeby coraz więcej ludzi chciało oglądać mecze na żywo.

Mitem jest też stereotyp szalikowca-chuligana, takiego, którego nie obchodzi gra, a szuka wyłącznie rozróby. Jagiellonia dla wielu prawników, lekarzy, nauczycieli czy studentów to sposób na życie, czekanie od meczu do meczu. Kochają białostocką drużynę i gotowi są przez kilka nocy pracować nad elementem oprawy meczu, który pokazywany jest przez kilkanaście sekund. Kibice uczestniczą w akcjach krwiodawstwa, odwiedzają domy dziecka, pomagają byłym piłkarzom. Ostatnio białostoccy ultrasi zebrali prawie 4 tysiące złotych na rzecz rodziny zmarłego niedawno legendarnego bramkarza żółto-czerwonych - Mirosława Sowińskiego.

Gdzie leziecie?

Ale na meczu doszło do zadymy. Co się dzieje? Już się utarło, że winni są kibice, a policja to ci dobrzy. Nie do końca tak jest. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu, jeszcze na stadionie przy ul. Jurowieckiej, próbowałem z kilkoma innymi kibicami przejść do innego sektora. Okazało się, że przejścia w tym miejscu nie ma.
- Gdzieeee leziecieeee - zagaił rozmowę na oko dwudziestoletni funkcjonariusz. Jakby nie można było powiedzieć: "Przepraszam, tędy nie wolno iść. Przejście jest tu i tu".

Pewnie, że to żaden powód do burdy, ale ta krótka wymiana zdań pokazuje, jak niektórzy policjanci, szczególnie ci z oddziałów szturmowych, tak zwane "pieczarki", arogancko i lekceważąco traktują ludzi. Widok szalika działa na nich tak samo, jak mundur na chuligana. Są funkcjonariusze, dla których zadyma to rozrywka, okazja do pokazania się. Nie wierzymy z reguły, kiedy mówi się o brutalności służb porządkowych. Ten, kto nie chodzi na mecze, myśli, że to wymysł kibiców. Ale do dziś głośno jest o przejeździe fanów Jagi przez Kraków przy okazji meczu z Kmitą Zabierzów. Policjanci w kilka autokarów zapakowali kilkuset szalikowców, którym na dodatek w upale nie pozwolono otwierać okien. A słynna akcja w Zielonce po meczu z Legią Warszawa?! Najpierw kraj obiegła informacja, jak to dzicz kibicowska demolowała pociąg pod przywództwem jednego z radnych, a potem okazało się, że spory wkład w wydarzenia miały oddziały szturmowe, i oskarżenia po cichu były wycofywane. Czy to nie daje do myślenia?

Oczywiście większość burd prowokują chuligani. Problem w tym, że policja nie umie ich wyłuskać z tłumu tych prawdziwych kibiców. Wyznaje zasadę, że każdy w szaliku to bandzior. A to błąd.

Podobny pogląd reprezentuje Polski Związek Piłki Nożnej. Futbolowa centrala zamiast pomagać walczyć z burdami na stadionach, ma jedną metodę: zamknąć trybuny i ukarać klub grzywną. Panowie z ul. Miodowej w Warszawie od wielu lat są nader oporni na fakt, że dla tych, którzy prowokują bójki, zamknięcie stadionu nie ma znaczenia. Liczy się tylko rozróba, za którą na dodatek płaci ktoś inny. A karę - zakaz wejścia na stadion - przecież kiedyś odwieszą.

Anonimowi? Nie zawsze. Bezkarni? O tak!

Zadymy zdarzają się też w innych krajach, ale u nas dzieje się to stanowczo za często. Moim zdaniem, to efekt tego, że politycy zafundowali nam prawo przyjazne bandytom. Co by się stało, gdyby nagle ktoś na ulicy wyrwał kawałek bruku i rzucił w policjanta? Albo gdyby posłał petardę w tłum ludzi na przystanku autobusowym? Byłby ścigany jak przestępca i nie uniknąłby kary, prawda? A na meczach takie numery przechodzą. Stąd do grona kibiców przenikają typy spod ciemnej gwiazdy. Szukają tylko okazji do bójki. Na stadiony ściągają też organizacje przemycające chore filozofie. Zastanawiałem się, dlaczego. Czy tylko w tłumie czują się anonimowi i bezkarni? Z tą anonimowością bywa różnie. Przy okazji meczu z Kujawiakiem we Włocławku widziałem, jakim sprzętem dysponują policjanci. Na zdjęciach, które robili "podejrzanym", można by policzyć, ile taki ma piegów na nosie. I jestem pewny, że organy ścigania znają personalia bandytów stadionowych lub mogą je łatwo ustalić.

Ale panuje bezkarność. W kwietniu 2004 roku, po przerwanym meczu z Legią Warszawa, orzeczono kilkanaście zakazów stadionowych. Zadzwoniłem na policję.
- Co zrobicie, jeśli skazany zamiast pójść na komisariat, wybierze się na mecz? - zapytałem.

- Nic - usłyszałem. - Nie ma żadnych przepisów regulujących nasze uprawnienia w takim przypadku!!!

Jeśli dołożymy do tego fakt, że w naszym kraju za bandytyzm stadionowy kary są śmiesznie małe, przestaję się dziwić, że są zadymy. Wszyscy stawiają za przykład Anglię. Ale gdyby u nas chuligan był pewien, że nie uniknie kary i przez kilka lat nie wejdzie na stadion, w dodatku zapłaci grzywnę, i to taką, że długo nie będzie mógł związać końca z końcem, burdy by się skończyły, tak jak na Wyspach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny