Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Mozil: Mam sentyment do Podlasia

Anna Kopeć
Czesław Mozil – wokalista, kompozytor i muzyk grający głównie na akordeonie guzikowym. Mieszkał i wychowywał się w Danii. Swoje występy podnosi do rangi spektakli muzycznych. To wielobarwne widowiska z wirtuozerskimi popisami instrumentalnymi oraz freestyle'ową konferansjerką rodem z kabaretu artystycznego.
Czesław Mozil – wokalista, kompozytor i muzyk grający głównie na akordeonie guzikowym. Mieszkał i wychowywał się w Danii. Swoje występy podnosi do rangi spektakli muzycznych. To wielobarwne widowiska z wirtuozerskimi popisami instrumentalnymi oraz freestyle'ową konferansjerką rodem z kabaretu artystycznego. Archiwum
Lubię kamerę, kamera mnie uwielbia, a to że mi za to płacą i innym jeszcze się podoba to tylko się cieszyć. Inaczej trudno do tego podejść, bo to inna rzeczywistość - mówi Czesław Mozil.

Umówienie się z Panem na rozmowę niemal graniczy z cudem. Nad czym Pan tak pracuje?

Czesław Mozil: Właśnie kończymy zdjęcia do teledysku. To duża produkcja, która premierę będzie miała w listopadzie, czyli właściwie rok od ukazania się płyty. A co do braku czasu, to zdarzyła mi się impreza, potem padła bateria w iPhonie. Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi, to bywają takie momenty w życiu, które są strasznie trudne.

W Białymstoku zagra Pan repertuar z najnowszej płyty z utworami Czesława Miłosza. To alternatywny sposób na poznanie twórczości naszego noblisty?

- Sądzę że tak. Za dziesięć lat poloniści, którzy będą przybliżać uczniom wiersze Miłosza będę załączać do nich nasze teledyski z YouTube. Nie spodziewałam się, że ta poezja trafi tak dobrze, jeśli chodzi o odbiór. Ale jest cudna. Teksty są trudne, dlatego nie ma tam hitów, piosenki nie mają takich struktur zwrotka-refren, zwrotka-refren-refren. To by było krzywdzące, nie było fair wobec Czesława Miłosza. Nagrywanie tej płyty było dla mnie wielką frajdą, może dlatego, że wcześniej nie czytałem jego wierszy.

Dobrze, że się Pan przyznaje.

- Trzeba umieć głośno powiedzieć, że czegoś się nie zrobiło, bo inaczej nie będziemy widzieli swoich błędów. W Polsce jest tak, że każdy próbuje udowodnić, że jesteśmy w czymś dobrzy, że potrafimy, że się znamy na tym i na tym. Potem się okazuje, że to niekoniecznie prawda. Dlatego chociażby na scenie politycznej widzimy ludzi, którzy nie potrafią przyznać się do błędów. W Polsce jeśli ktoś przyznaje się do braku wiedzy, to uznawane jest to za słabość. Nie wiem skąd to pochodzi, ale to jest strasznie smutne.

A skąd w ogóle się wziął pomysł, żeby zaśpiewać wiersze Miłosza?

- W roku jubileuszu noblisty dotarło do mnie, że mamy wiele wspólnego. Nazywam się Czesław, jestem emigrantem, mieszkam w Krakowie, niedaleko miejsca, w którym Miłosz spędził ostatnie dziesięć lat swojego życia. To wystarczyło. Pomyślałam sobie, że wreszcie poznam jego wiersze, które moja mama uwielbiała, a ja nigdy nie miałem na to czasu.

Ma Pan swoje ulubione miasto w Polsce?

- Cudowne jest to, że Polska jest taka duża. Uwielbiam Kraków jestem tu zameldowany, ale czasem muszę uciec do Warszawy. W stolicy można być trzeźwym, a w Krakowie to bardzo trudne. To jedno z tych miast w Europie, a może i na świecie, gdzie jest najwięcej knajp obok siebie, w takim małym zagęszczeniu. A ja mieszkam między Kazimierzem a Rynkiem, tutaj bal jest codziennie. Kilka tygodni temu zawitałem na mój pierwszy bankiet w życiu. W Warszawie. Generalnie nie bywam na takich imprezach, bo nie mam czasu, ale to był bankiet pewnego magazynu dla mężczyzn. Pomyślałem, że pójdę tam nie tylko dlatego, że udzieliłem im wywiadu, ale również dla moich przyjaciół. Pobawimy się. Około 2 w nocy zgadaliśmy się żeby wyruszyć dalej. To był poniedziałek, więc pytam warszawiaków gdzie jedziemy, do której knajpy żeby jakoś tę imprezę zacząć. I zaczynamy się kłócić, bo nikt nie wiedział co może być w poniedziałek o godz. 2 otwarte. Dla mnie to jakiś absurd, w Krakowie to byłoby niemożliwe. Dlatego czasem dobrze jest stamtąd uciec.

Ale to chyba Kraków jest Panu najbliższy.

- Mam wielki sentyment do tego miejsca, z tego powodu, że dzięki niemu Polska stała mi się bliższa. Kiedy miałem 17-18 lat mój bliski kolega zaczął tu studiować, często do niego przyjeżdżałem. Nagle taki emigrant jak ja, widzi, że niczym się nie różnimy. Tak samo zależało nam na dobrych studiach, na przyszłości, podobnie patrzymy na kobiety.

Jak Pan wyobrażał sobie Polskę, kiedy nie mieszkał jeszcze w Polsce?

- Byłem świadkiem wielu zmian w Polsce. To nie tak że przyjechałem tu jako nastolatek. Od dziesiątego roku życia przyjeżdżałem do rodziny na Śląsk. Polska nigdy nie była dla mnie obca. Wbrew pozorom wydaje mi się, że znam ją lepiej niż niejeden rodak. Nie tylko pod względem geograficznym, ale też trochę z dystansu. Trochę z boku postrzegałem zmiany chociażby mentalności. Nie mówię, że miałem jakąś przewagę nad innymi, ale na pewno dzięki temu mogę inaczej podejść do pewnych spraw.
Na takie postrzeganie rzeczywistości duży wpływ pewnie ma także Pana mieszana rodzina.

- No tak. Moja mama jest Polką, ojciec Ukraińcem, mieszkaliśmy w Danii. Jestem wdzięczny, że mam te dwa kraje w życiorysie, które mieszam w swojej świadomości. To jest cudowne. Pracuję z fantastyczną mieszana ekipą. Reżyser i operator są Duńczykami. Miałem niesamowitego fuksa do poznawania w Polsce ciekawych ludzi. Chociażby takie z pozoru głupie spotkania w Kielcach z moją koleżanką Katarzyną Pielużek. Dzisiaj razem pracujemy. Jest świetnym scenografem i kierownikiem planu.

A Podlasie Pan zna?

- Mam ogromy sentyment do Podlasia. Znam Supraśl, mam tam wielu przyjaciół. Grałem tu parę lat temu. W Białymstoku brakuje mi klubu na 400-500 osób, w takim miejscu chciałbym zagrać.

Jaka jest różnica między muzyką polską i duńską?

- Taka, że w Polsce nie ma zagranicznych hitów. W Danii jest kilka artystów, którzy mają wielkie przeboje śpiewane po angielsku. A w Polsce? Kto ostatnio nagrał przebój, który odniósł wielki sukces zagraniczny?

A publiczność różni się?

- Nie ma różnicy między duńską a polską publicznością, tak jak nie ma między krakowską a białostocką. Na koncert przychodzą ludzie świadomi tego, co robimy.

Gra Pan mnóstwo koncertów, ostatnio znów Pan otrzymał nominacje do Fryderyków. Uważa się Pan za gwiazdę polskiego show-biznesu?

- W zeszłym roku miałem siedem nominacji, a nie dostałem żadnej nagrody, a trzy lata temu dostałem trzy Fryderyki. Mam pewien dystans do nagród. Jestem pracoholikiem i chcę, żeby wszystko wyszło dobrze, a jeśli ktoś to docenia, to bardzo miłe. Jestem już jednak na innym poziomie. Nie jestem buntownikiem, który każdemu chce pokazać, że coś potrafi. Teraz chciałbym trzymać jakiś poziom dla swoich bliskich i słuchaczy.

Zatem nominacja do nagrody specjalnie Pana nie poraziła?

- No nie, Fryderyki to nagroda, do której trzeba mieć dystans. Jest kilka nominacji, które udowadniają, że dzieje się coś dobrego, stąd wśród nominowanych chociażby Julia Marcell.
Ale proszę mi wytłumaczyć dlaczego teledysk nominowany w kategorii Wideoklip Roku jest coverem? Dlaczego nie ma kategorii Najlepsza Płyta Live? Powiem szczerze, że w tej nagrodzie już nie chodzi o docenienie najlepszych. Ta nagroda wiele straciła, ewidentnie potrzebna jest zmiana jej formuły. Nie może być tak, że hitem roku jest przeróbka wielkiego przeboju sprzed lat.

Nie da się ukryć, że jest Pan także osobowością telewizyjną. Co Panu daje udział w muzycznym show?

- Robię to, bo jestem w tym świetny. Lubię kamerę, kamera mnie uwielbia, a to że mi za to płacą i innym jeszcze się podoba, to tylko się cieszyć. Inaczej trudno do tego podejść, bo to inna rzeczywistość. Wiadomo, że najważniejsze są koncerty, ale media o tym nie mówią, bo to ich nie obchodzi. Nie pisze się o tym, że jadę z Warszawy do Supraśla zagrać dla 100 osób, bo to nie jest fajny temat dla mediów ogólnopolskich, które próbują nas przekonać że Polska jest Hollywoodem.

Na koncertach widać, że oddaje się Pan w całości temu, co robi. A jakie stany emocjonalne towarzyszą Panu przy komponowaniu?

- Często jest to taki stan zjazdu albo fizycznego i psychicznego odcięcia się od rzeczywistości, że czasami nawet nie pamiętam niektórych scen i sytuacji. Trudno to wytłumaczyć, bo sam nie do końca wiem, jak to się dzieje.

Grupa Czesław Śpiewa wystąpi w niedzielę w sali koncertowej Opery i Filharmonii Podlaskiej. Na koncert niestety nie ma już biletów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny