Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cyrk Zalewski to życie na kółkach (zdjęcia)

Agata Sawczenko [email protected] tel. 85 748 96 59
Cyrk Zalewski to życie na kółkach
Cyrk Zalewski to życie na kółkach Wojciech Wojtkielewicz
Codziennie inne miasto i inny widok za oknem. Dziewięć miesięcy w trasie. Tak żyją cyrkowcy. Żeby wytrzymać to tempo, trzeba naprawdę kochać sztukę cyrkową.

[galeria_glowna]
W niedzielę byli w Białymstoku. Dali dwa przedstawienia. Ostatnie skończyło się po 19, ale wyjście widzów wcale nie oznacza, że mają labę. Trzeba przecież jeszcze złożyć namiot (zajmuje to - bagatela! - dwie i pół godziny), bo już następnego dnia kolejny występ, na który trzeba dojechać do Wysokiego Mazowieckiego. Dlatego najważniejsza jest organizacja: cały cyrk to przecież ponad 60 osób i 25 samochodów. Trzeba wstać o czwartej rano, szybko się pakować i ruszać w drogę. A w nowym miejscu wszystko od początku: przyjazd, rozłożenie namiotu cyrkowego (to trwa jeszcze pół godziny dłużej niż złożenie), rozstawienie bufetu, toalet, kasy - całej infrastruktury tego miniaturowego cyrkowego miasteczka. I można już czekać na artystów. Bo ci mogą pospać nieco dłużej. I przyjeżdżają na nowe miejsce trochę później. Parkują kempingi i się zadomowiają. Nawet kwiatki w doniczkach wystawiają na parapety!

- Bo to przecież nasz dom - śmieje się Aneta Zalewska, która wraz z mężem Kamilem dowodzi teraz Cyrkiem Zalewski.

To nasz dom

Sezon w Cyrku Zalewski trwa dziewięć miesięcy. Zaczyna się pod koniec lutego, kończy - w zależności od pogody - nawet w połowie listopada. W ciągu sezonu dają aż 265 przedstawień. Codziennie więc są w innym miejscu, codziennie w podróży. I codziennie mogą podziwiać inny widok za oknem.

- Jednego dnia śniadanie na Krupówkach, następnego na Błoniach Krakowskich. Czy ktoś tak ma? Ja! - mówi Aneta Zalewska. - I kocham to życie. Za nic nie chciałabym go zmienić. To nie jest praca, to nie jest przyczepa - pokazuje. - Ja wolę być tu niż gdzie indziej, zamknięta w czterech ścianach. I myślę, że gdyby pani pojeździła z nami chociaż z tydzień, to nie chciałaby już wrócić do swojej pracy - uśmiecha się.

Cyrk to jedna wielka rodzina, nie liczy się, jakiej kto jest narodowości, jaką wykonuje pracę, jest artystą, czy pracownikiem technicznym.

- Wieczory są nasze. Grillujemy, oglądamy filmy, gramy na Play Stations. Mamy czas do rana, o której pójdziemy spać, i czy będziemy spać dwie czy pięć godzin, to nasza sprawa - śmieje się pani Aneta.

- A dziś może wyskoczymy do kina. Grają Iron Mana - proponuje Kamil Zalewski, mąż pani Anety.

Aneta najbardziej lubi w cyrku Wielkanoc. Robią ogromny stół pod namiotem. Schodzą się wszyscy, każdy przynosi jakąś potrawę regionalną. To jest taki czas magiczny. Siadają wszyscy do stołu. Jest wspaniale. Ciężko potem odejść od tego stołu. Siedzą pół dnia. Tyle jest tych tematów do rozmów.

Często cyrkowcy jeżdżą ze swoimi rodzinami. I nierzadko bywa, że zakochują się we współpracownikach. Niektórym wystarczy chwilka na spotkanie miłości życia wśród cyrkowej publiczności. Nawet wtedy nie rezygnują z pracy w cyrku - zwykle trafiają na osobę, która decyduje się wieść z nimi życie w ciągłej podróży.

W cyrku wychowują się też dzieci. Teraz w Cyrku Zalewskich też jest ich kilka. Do jednego z akrobatów z Grupy Szewczenko przyjechała właśnie żona z trzymiesięcznym maleństwem i 12-letnią córką. Clown Charlie Rigetti też nie umie żyć bez rodziny. Jeździ z żoną, kilkunastoletnimi synami-bliźniakami i kilkumiesięcznym niemowlęciem. Adriana Spindler pokazuje w cyrku swoje lwy morskie, a jej brat Gino - słonie afrykańskie. Gino i Adriana cyrk mają we krwi. Ich ojciec tresował słonie, które odziedziczył właśnie 18-letni Gino.
- Ja wiem, że każdemu się wydaje, że wychowywanie dzieci w cyrku jest nienormalne. Ale przecież u nas jest wszystko jak w domu. Mamy prąd, wodę, piękne kempingi. Niczego nie brakuje. A że codziennie inne podwórko? To właśnie jest fajne! - przekonuje pani Aneta. - Fakt, to inne nieco życie, ale naprawdę warte tego poświęcenia, wstawania o różnych porach, tych jednodniówek. Coś magicznego w tym jest.

Dzieciństwo jak z bajki

Kamil Zalewski, syn Ewy i Stanisława - założycieli Cyrku Zalewski - też się wychował w cyrku. Jest już ósmym cyrkowym pokoleniem w tej rodzinie. - W rodzinie Nowotnych - uściśla. - Bo z cyrkowej rodziny pochodzi moja mama.

Początki cyrkowej historii Nowotnych sięgają 1820 roku. To wtedy pierwszy Nowotny został artystą cyrkowym - w Czechach. - Mój dziadek był Czechem, choć całe życie czuł się Polakiem. Ożenił się z moją babcią Polką, poznali się właśnie w cyrku.

I razem też cyrk prowadzili. Różne były koleje jego losów: najpierw zabrała go wojna, potem komuna.

- A od 20 lat jest Cyrk Zalewski, który założyli moi rodzice. Byli akrobatami - mówi pan Kamil. W dzieciństwie jeździł z rodzicami aż do trzeciej klasy podstawówki. Potem zostawał z babcią w Warszawie - żeby chodzić do szkoły. Ale wakacje to już raj: rodzice dogadywali się z dyrektorem szkoły i przedłużali mu je zwykle o co najmniej miesiąc.

- To był jeden wielki plac zabaw. Codziennie nowa przygoda, atrakcje, nowi koledzy - wspomina. A także nowe kraje, okazja do nauki języków obcych. Z nowymi kolegami trzeba było się dogadać. Zresztą cyrk zawsze jest przecież międzynarodowy, występują tu artyści z całego świata. Z jednej strony dzięki temu, że wychowałem się w wielokulturowym duchu, to nie mam uprzedzeń nacjonalistycznych, rasistowskich. Z drugiej - czuję się przez to wszędzie dobrze: i za granicą, i w Polsce. Nie mam problemów z komunikowaniem się w obcych językach. Czy gramatycznie, czy nie - ja po prostu muszę się dogadać - śmieje się pana Kamil.
Dzieciństwo z rodzicami to też czas spędzony wśród zwierząt. W Cyrku Zalewski od zawsze są konie i wielbłądy, ale ze swoimi pupilami przyjeżdżają przecież również artyści. Jest więc zawsze gwarno.

Z ojca na syna, z męża na żonę

- Ja miałem wybór - zresztą jak chyba każde cyrkowe dziecko - co chcę robić w życiu - opowiada Kamil Zalewski. - Skończyłem zwykłe studia, kierunek: biznes i administracja, niezwiązane za bardzo ze sztuką cyrkową, chociaż w obecnych czasach jest to bardzo ważne, żeby wiedzieć, jak prowadzić firmę. Mogłem robić, co chciałem, a jednak ten bakcyl cyrku gdzieś został w sercu zakorzeniony i stwierdziłem, że spróbuję swoich sił. I tak do tej pory wędruję po Polsce z naszą fabryką na kółkach określa obrazowo.

Jego rodzice - i rodzice cyrku - również nadal jeżdżą ze wszystkimi. Stanisław Zalewski pomaga zajmować się zwierzętami. Wspólnie z żoną dba o to, by cyrk zawsze miał atrakcyjnych artystów i program.

- To mama wyszukuje ich w agencjach, nawiązuje nowe kontakty lub odświeża stare i podpisuje kontrakty - podkreśla Aneta.

Bycie w cyrku, a bycie artystą cyrkowym to dwie zupełnie inne rzeczy.

- Są ludzie, którzy jeżdżą z nami od lat - zapewnia Aneta. - To nasza administracja: kierownicy trasy, reklama, ekipa techniczna, która się składa ze spawaczy, elektryków, akustyka, muzyków. Jest kuchnia, zaopatrzenie. Natomiast program artystyczny musi się co roku zmieniać, więc kontrakty z artystami podpisywane są tylko na sezon.

Dlatego grupa Diorio - brazylijskich motocyklistów - akrobatów już wie, że w listopadzie pojedzie do Finlandii. Wszyscy inni też już mają podpisane kontrakty na kilka lat do przodu. Czasem pomiędzy kolejnymi kontraktami mają zaledwie tydzień wolnego. Czasem - kilka miesięcy. Wtedy mogą nawet zajechać do normalnego domu, który przecież każdy z nich ma.

- My mamy swój pod Warszawą. Tam też stacjonują nasze zwierzęta - mówi Aneta.
- A ja słyszałem, że najfajniej mają Czesi. Wszyscy cyrkowcy mają domy na jednej ulicy. Jak się zjeżdżają po sezonie, to opowieściom nie ma końca - dodaje Kamil.

Pana młodego zamknęli w stajni

Aneta doskonale zna życie "na kontrakcie". Do cyrku trafiła ze sportu. Trenowała akrobatykę sportową, gdy kolega zaproponował jej wyjazd do Anglii.

- Tam jest zupełnie inaczej, bo cyrk w jednym miejscu stoi nawet tydzień - opowiada Aneta. Ale w Polsce podoba jej się o wiele bardziej. Dlatego cieszy się, że Kamil zaproponował jej pracę na stałe w Cyrku Zalewski.

- Potrzebowałem dziewczyny do krojenia na pół - mówi pół-żartem Kamil.
Pracują razem od siedmiu lat. Pokaz magii i iluzji to ich wspólna specjalność. Ufają sobie, wierzą sobie.

- Na tym polega nasza praca - mówi Aneta. - Gdy kiedyś wykonywałam ewolucje na szarfach, sama obecność Kamila sprawiała, że czułam się bezpieczna.

Wspólna praca przerodziła się w uczucie. Wszystko zaczęło się zmieniać.
- Powoli wprowadzałam się do kempingu Kamila. Nawet nie zauważył kiedy, a już jego szuflady pełne były moich rzeczy - śmieje się Aneta.

Ślub wzięli półtora roku temu. Był taki sam, jak ich cyrkowe życie - bajkowy.

- Zaplanowaliśmy go na wrzesień, bo wtedy właśnie organizujemy w Warszawie międzynarodowy festiwal sztuki cyrkowej. Gości było mnóstwo i to z całego świata. A przygotowania na żywo transmitowała jedna z telewizji. Jako że umówiliśmy się z Kamilem, że w sukni zobaczy mnie dopiero na ceremonii, w czasie wejść na żywo, zamykaliśmy go w stajni, żeby nie podglądał - śmieje się Aneta. I opowiada, że kawalkadą - z końmi i wielbłądami, przeszli przez Stare Miasto. A po ślubie, przed weselnym przyjęciem, zaprosili jeszcze wszystkich na chwilę do cyrku - na pokaz koni. Oni jeździli w ślubnych strojach.

- Nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłam, ze będę miała tak wspaniały ślub.

Nie u każdego błyszczą cekiny

Czy cyrk się zmienia?

- Oczywiście: szybciej jeździ, częściej się przemieszcza. I korzysta z nowocześniejszych rozwiązań, niż były kiedyś - odpowiada Kamil. Wszystko idzie do przodu, z duchem czasu: jest lepsze oświetlenie, muzyka, akustyka. Zmieniają się trendy. I artyści też. Na przykład Trio Szewczenko z Białorusi. Program trzech akrobatów ma niewiele już wspólnego z tym, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni na cyrkowych przedstawieniach.

- To cyrk przyszłości, już bez cekinów, z makijażem, ze specjalnie napisaną muzyką i choreografią. Jest bardziej poważna, ale podoba się publiczności - opowiada Kamil.

W tym roku atrakcją przedstawienia są trzej artyści z Brazylii. Prezentują widowisko na wskroś nowoczesne, aż zapiera dech w piersiach.

- Marzeniem mego męża jest zrobić taki program, który nie będzie składanką różnych numerów, tylko od początku do końca stworzy jedną całość, opowie historię - zdradza Aneta Zalewska.
Kiedy będzie można przyjść na takie przedstawienie?

- Tego nie wiem. Ale na pewno kiedyś będzie. Czasu na jego przygotowanie mamy mnóstwo - uśmiecha się Kamil.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny