Święta Wielkanocne to jedne z najbarwniejszych i najweselszych dni w roku. To święto, w których zwyczaje ludowe przeplatają się z tradycją kościelną.
Do Wielkanocy przygotowuje nas czterdziestodniowy Wielki Post.
- Zaczyna się on w Środę Popielcową. Dawniej naczynia myto żwirem i popiołem. Tak czyszczono je z tłuszczu. Zdarzało się, że jeszcze z Tłustego Czwartku, czyli Zapustów zostawały pączki, które czerstwiały. Ale nie można było ich jeść aż do Wielkanocy - podkreśla Wiktor Litwińczuk, kustosz suraskiego Muzeum Archeologicznego, a zarazem pasjonata historii.
Świąteczne kucharzenie
Wtedy nie jedzono mięsa, ale ryby. Tych w Surażu nie brakowało, przecież leży nad rzeką. Jedzono też grzyby, oraz kapustę.
Kiedyś przygotowania do świąt wyglądały inaczej. Najpierw gospodynie porządkowały dokładnie obejście. Bielono i wietrzono domy, sprzątano pokoje. Potem zaczynało się świąteczne kucharzenie.
Wiktor Litwińczuk opowiada, że czterdzieści lat temu wszystkie potrawy na świątecznym stole były własnoręcznie przygotowane. Kupowanie wędlin i ciast to był wstyd.
- Na tydzień przed Wielkanocą zabijano najbardziej tłustego wieprza. Mięso miało być też świeże i smaczne - wspomina Wiktor Litwińczuk, kustosz muzeum etnograficznego.
Wkładano mięso do dużego glinianego naczynia, posypywano solą, przyprawiano i marynowano. Wędzono szynki, kiełbasy, boczki. Szykowano na zapas, bo jadła musiało być bardzo dużo.
- Mało potraw w święta oznaczało biedę - podkreśla pan Litwińczuk.
Na stole królowało pieczone, młode prosię. Ale najpierw trzeba było je przyrządzić. Mięso marynowano i przyprawiano, a potem pieczono.
- Na koniec w pyszczek wkładano jajko, by tradycji stało się zadość. Prosię nadziewano też farszem z mielonej wątroby. Upieczone na kolor złoty mięso krojono na grube porcje. I jedzono z chrzanem - opowiada Litwińczuk.
Ciasta domowej roboty
Na kilka dni przed Wielkanocą roznosił się po domu zapach wypieków. Gospodynie zaczynały piec świąteczne ciasta już w Wielki Czwartek. To oznaczało, że święta tuż, tuż... Wśród wielkanocnych słodkości królowały przepyszne baby, mazury, sękacze, serniki, drożdżówki.
- Ciasta pieczono w dużych blachach, a baby w zdobionych donicach. Aż się zarumieniły. Na koniec smakołyki zdobiono makiem cukrowym. Ot takim kolorowym, kupowanym w sklepie. Ciasta mocno lukrowano, lub posypywano kruszonką. Niektóre, zdolniejsze gospodynie robiły jeszcze napis "Wesołego Alleluja" - uśmiecha się pan Wiktor.
W domu musiało też pachnieć pieczywem więc kobiety piekły chleb.
- Był to obowiązek i zwyczaj. Bez domowego chleba święta były nieważne - przekonuje Litwińczuk. - Na spód blachy kładziono suszony liść kapusty lub tataru. Dodawał on wypiekowi aromatu, który potem roznosił się po izbach. Wtedy czuło się, że już są święta. Był też zwyczaj pieczenia "chleba z duszą", gdy do gotowego ciasta wkładano szynkę, boczek, kiełbasę. To był delikates.
Wielkie kosze wielkanocne
Pół wieku temu każda szanująca się gospodyni wstydziłaby się też postawić na stole, kupione w sklepie, napoje. Bo dawniej wszystko musiało być domowej roboty. Do miasta jeżdżono tylko po cukier, proszek do pieczenia, sól. Na stole obowiązkowo musiał być kompot z suszu, kwas chlebowy i podpiwek.
- Najpierw gotowano buraki cukrowe. Do wywaru dodawano skórki chleba i drożdże. Napój rozlewano do butelek i szczelnie zamykano. Przez dobę stały w piwnicy, w chłodzie, bo inaczej pękałyby - przyznaje kustosz z Suraża.
W Wielką Sobotę święcono potrawy. Dawniej święconki były inne. Od współczesnych różniły się wielkością koszy.
- Były duże i podłużne. Musiały się w nich zmieścić wszystkie kulinarne rarytasy. Święcono tyle jedzenia, by na święta starczyło całej rodzinie - opowiada pan Litwińczuk.
Koszyki zasłaniano śnieżnobiałą, wykrochmaloną, haftowaną serwetą, przystrajano mitrem i widłakiem (zwanym wężownikiem). Gospodynie wkładały tam jaja, białą kiełbasę, chleb i ciasta.
W Surażu święcono pokarmy w kościele. Ale na wsiach znoszono kosze do jednej gospodyni. Przyjeżdżał ksiądz i święcił.
Tradycją Wielkanocy było też malowanie jaj. Dawniej zdobiono je tradycyjnie, czyli w cebulniku. Miały piękny, brązowy kolor. A na koniec smarowano je tłuszczem. Niektóre rysowano woskiem, a na innych skrobano wzory.
- Pierwszy dzień Świąt był bardzo rodzinny. Podczas śniadania dzielono się jajkiem i darowano sobie grzechy. Potem świętowano - opowiada pan Wiktor.
Zwyczaje
W Surażu popularne było bierzmowanie dziewcząt przez chłopców w Palmową Niedzielę.
- U sąsiadów było pięć dziewcząt. Chłopcy umawiali się już rano. Nagle otwierali drzwi i wpadała zgraja do izb. Pierzyny podnoszono i palmowano dziewczyny rózgami. Aż pióra i koszule fruwały - śmieje się Zdzisław Byculewicz z Suraża.
Gospodarze w pierwszy dzień świąt, po Rezurekcji wracali do domów furmankami. Pędzili jak szaleni, bo kto wygrał wyścig, miał mieć najlepsze plony.
W wielkanocny poniedziałek oblewano się wodą. Najstarsi pamiętają, że był to jeden z najweselszych dni w roku: - Łapano dziewczyny i wrzucano do koryt, w których pojono krowy. Ale dziewczyny nie dawały za wygraną i też oblewały kolegów - śmieje się Byculewicz.
Popularne było taczanie pisanek tak, by trafić jedną w drugą. Trzy wybicia dawały wygraną.
Wiktor Litwińczuk i Zdzisław Byculewicz o dawnych zwyczajach wielkanocnych opowiadali niedawno w suraskim Domu Kultury.
- Zajęcia organizujemy dwa razy do roku, przed Wielkanocą i Bożym Narodzeniem. Pokazujemy dzieciom jak strojono chałupy, jakie było wielkanocne wzornictwo podlaskie - tłumaczy Marzanna Chodorowska, instruktor.
- Bardzo podobały mi się opowiadania o świątecznych zabawach. Dowiedziałem się też, jak zdobić jajka - mówił ośmioletni Hubert Kamiński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?