Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burmistrz Supraśla podąża śladem prezydenta Białegostoku. Ale może zapłacić znacznie wyższą cenę

Tomasz Maleta
Radosław Dobrowolski
Radosław Dobrowolski Wojciech Wojtkielewicz
Radosław Dobrowolski przyznaje, że inspiracją do jego słów - o pozostaniu przez mieszkańców gminy Supraśl w domu podczas referendum 24 kwietnia - były podobne wypowiedziane jesienią 2013 roku przez Donalda Tuska. Ówczesny premier w ten sposób zniechęcał do pójścia na głosowanie, w którym ważyły się - na rok przed końcem kadencji - losy prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tylko gdzie Warszawa, a gdzie Supraśl? Nie wspominając już o tym, że wyniki warszawskiego referendum w żaden sposób nie wpływały na losy ówczesnego lidera ogólnokrajowej Platformy. Na dodatek był on jedynie tylko biernym - przez fakt zamieszkania w Gdańsku - obserwatorem głosowania. W przypadku tego, co ma się wydarzyć za dwa tygodnie w Supraślu jest zupełnie odwrotnie.

Jeśli już szukać prekursora stylu zaprezentowanego przez burmistrza Supraśla, to musimy cofnąć się w czasie do wiosny 2013 roku, a geograficznie 12 kilometrów na południowy zachód, czyli do Białegostoku. Wtedy, 26 maja, odbyło się referendum, w którym białostoczanie wypowiadali się, czy powstrzymać prywatyzację Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Pomysł prezydenta zaakceptowała ówczesna większość w radzie, ale pozostałe środowiska społeczno-polityczne w mieście były przeciwne i doprowadziły do ogólnomiejskiego głosowania. Na progu tamtej kampanii referendalnej Tadeusz Truskolaski wypowiedział na łamach „Obserwatora” słowa, które później rzutowały nie tylko na sam akt głosowania. - Nie wezmę w nim udziału. To nie bojkot, ale świadoma decyzja. Jako obywatel zdecydowałem, że nie wezmę udziału w tym referendum. Mam do tego prawo - zadeklarował 6 kwietnia 2013 roku prezydent Białegostoku. Jego przeciwnicy zarzucali mu antyobywatelską postawę. Zebrał cięgi za te słowa prezydent, oj zebrał. Jednak wytrwał w swoim postanowieniu. Nie tylko nie idąc do głosowania, ale w praktyce nie uczestnicząc w kampanii referendalnej. Początkowo magistrat całkowicie ją odpuścił, dopiero w drugiej fazie zdobył się na prezentowanie własnych racji. Tyle że ciężar ten na swoje barki wziął nieżyjący już wiceprezydent Andrzej Meyer (zmarł w styczniu 2016 roku). Do dziś można się spierać, co zaważyło na tym, że zabrakło niecałe 4 proc., by tamto referendum było ważne. Niektórzy twierdzą, że zbytnie jego upolitycznienie w ostatniej fazie (wizyta Jarosława Kaczyńskiego przed Ciepłownią Zachód). Inni podnoszą, że nie udało się inicjatorom głosowania przekonać do swoich racji właścicieli domów jednorodzinnych. Niewątpliwie jednak z perspektywy magistratu, to właśnie Andrzej Meyer uratował wtedy wizję Tadeusza Truskolaskiego. Bo prezydent Białegostoku jak zamilkł po wywiadzie w „Obserwatorze”, to odezwał się dopiero nazajutrz po głosowaniu obwieszczając, że większość poparła jego punkt widzenia.

W Supraślu burmistrz obrał inna taktykę: ekspansję billboardową. A przecież lepszej okazji do prezentowania swoich racji, nie tylko przed mieszkańcami skłóconych z nim wsi Za Lasem, ale także wobec tych z pozostałych terenów gminy, ze świecą szukać. I zamiast celebryckiej ekspozycji plakatowej lepiej chodzić od drzwi do drzwi i prosić o jeszcze jedną szansę w tej swoistej trzeciej turze wyborów. Tym bardziej że przeciwników swojej dotychczasowej polityki ma nie tylko w Sowlanach, Zaściankach, Henrykowie, Sobolewie i Grabówce. To wyjątkowa szansa na prowadzenie kampanii za, a nie przeciwko czemuś. Tymczasem ten pozytywny przekaz zastąpiło nawoływanie do absencji 24 kwietnia.

Z drugiej strony takie zachowanie nie dziwi. Burmistrz wpisał się w zachowania (może nie tak spektakularne) włodarzy innych gmin, którzy w podobnych sytuacjach grali na przysłowiową zwłokę, czyli nieprzekroczenie progu ważności referendum. Wychodzili z założenia, że mogą spać spokojnie, bo przy dodatkowych głosowaniach wyborcy niezbyt ochoczo udają się do urn. Zresztą nie tylko w sprawach personalnych (tak było chociażby w Białymstoku w maju 2013 roku, gdy ważyły się losy sprzedaży MPEC-u). Ale czasami, wprawdzie rzadko, ale jednak, zdarzają się wyjątki od reguły. Podobnie może być w Supraślu. 24 maja 2015 roku mieszkańcom Grabówki, Henrykowa, Sowlan, Zaścianek i Sobolewa zabrakło niewiele, by już wtedy wyrazić mocną wolę oddzielenia się od Supraśla. W ogólnogminnym referendum 3122 osoby głosowały za. Teraz, by referendum o odwołanie burmistrza było ważne, wystarczy 2916 głosów. Z tego prostego rachunku wynika, że burmistrz nie może czekać z założonymi rękami i nadzieją, że wymagany próg nie zostanie przekroczony. Ani tym bardziej uprawiać frekwencyjnej obstrukcji. Także z jeszcze innego powodu.

Ubiegłomajowe głosowanie było specyficzne. Nie tylko dlatego, że zbiegło się z drugą turą wyborów prezydenckich, co siłą rzeczy musiało wpłynąć na większą frekwencję. Jego inicjatorem był sam Radosław Dobrowolski. Był pewny sukcesu, ale także tego, że rząd PO-PSL przy takiej legitymizacji nie zdecyduje się na podział gminy. W pierwszym przypadku burmistrz się nie pomylił, w drugim nie wziął pod uwagę, że w roku wyborczym zdarzają się cuda. I ich ostatnim akordem było cofniecie tuż przed sylwestrem przez rząd Beaty Szydło decyzji poprzedniego rządu o podziale gminy i tworzeniu nowej w Grabówce. Jako koronny argument rząd PiS i burmistrz gminy wskazywali, że poprzednia Rada Ministrów spod szyldu koalicji PO-PSL nie wzięła pod uwagę wyników tamtego referendum. Skoro wtedy Radosław Dobrowolski tak mocno podkreślał wartość głosowania, to dlaczego tego samego odmawia dzisiaj? Z tego punktu widzenia Radosław Dobrowolski ani jednym słowem nie powinien zająknąć się o pozostawianiu w domu, bojkocie, frekwencji. W przeciwnym razie w sposób absolutny uosabia mentalność Kalego: potępia u innych to, co u siebie uważa za dobre.

Prezydent Białegostoku z referendum w sprawie MPEC-u wyszedł obronną ręką. Spółka sprzedana, pieniądze do kasy miasta wpłynęły - znacząco poprawiając wskaźnik zadłużenia. Sprawa wydaje się zamknięta (od strony politycznej nastąpiło to wraz z wynikami drugiej tury wyborów w 2014 roku). A jednak jej pokłosie widać w dzisiejszym stylu uprawiania polityki. Zdecydowanie odmiennej od ducha słów wypowiedzianych na łamach „Obserwatora” 6 kwietnia 2013 roku.

Referendum w Supraślu 24 kwietnia. Być może i z niego burmistrz wyjdzie z tarczą, ale cena tego zwycięstwa może być dużo wyższa niż to było w przypadku prezydenta Białegostoku.

pisze

Tomasz Maleta
Na Wschodzie bez zmian

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny