Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bieżeństwo. Niech znów odezwą się dzwony

Jerzy Doroszkiewicz
Tak bieżeństwo wyobraził sobie Doroteusz Fionik (prowadzi konia) podczas inscenizacji zorganizowanej ( 23 sierpnia) w stulecie bitwy o Bielsk Podlaski
Tak bieżeństwo wyobraził sobie Doroteusz Fionik (prowadzi konia) podczas inscenizacji zorganizowanej ( 23 sierpnia) w stulecie bitwy o Bielsk Podlaski Andrzej Zdanowicz
Jeszcze kilka lat temu słowo bieżeństwo znane było tylko nielicznym mieszkańcom okolic dzisiejszych wschodnich rubieży kraju. Za sprawą uporu działaczy prawosławnych, czy portalu biezenstwo.pl o trudnych losach uchodźców wspomniał na świętej Górze Grabarce nawet prezydent Polski.

W polskiej literaturze, powszechnie nauczanej historii, słowa "Syberia", "zesłanie" kojarzyły się przede wszystkim z ruchami niepodległościowymi w XIX i na początku XX wieku. Carat chętnie pozbywał się krnąbrnych Polaków patriotów zsyłając ich hen, za Ural. Od końca lat 80. XX wieku słowo "Sybiracy" nabrało jeszcze jednego znaczenia. Wolno było już oficjalnie mówić, że sowiecka władza pilnie uczyła się pacyfikowania prawdziwych i wyimaginowanych przeciwników politycznych wysyłając ich na Syberię, często nie tylko na "nieludzką ziemię", ale do sprytnie zorganizowanych obozów koncentracyjnych. Pomiędzy tymi wielkimi zsyłkami kilka milionów osób zamieszkujących szczególnie wschodnie terytorium późniejszej II Rzeczpospolitej zmuszonych było do wyjazdu w głąb carskiej Rosji. Tę wielką i ciągle nieopisaną migrację określa się się rosyjskim słowem "bieżeństwo".

Zanim ruszyli w drogę

W wydanej przez Fundację im. Księcia Ostrogskiego niewielkiej broszurze "Bieżeństwo 2015 wspólna historia" Doroteusz Fionik, badacz kultury białoruskiej, twórca, założyciel i kustosz prywatnego Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach, pisze o czasach do wybuchu I wojny światowej, jako okresie względnego dobrobytu tych rejonów. Według niego następował szybki rozwój gospodarczo-społeczny, czego dowodem mogło być choćby otwarcie w Szczytach-Dzięciołowie Towarzystwa Kredytowego. Wszystko zmieniło się w 1914 roku.

Rosyjska propaganda wojenna straszyła, że wraz z nadejściem wojsk niemieckich ludności cywilnej grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, szczególnie tej wyznania prawosławnego, czyli oficjalnej religii rosyjskiego państwa. Jednocześnie carska machina urzędnicza była na tyle dobrze zorganizowana, że przygotowała nawet specjalne druki aktów wyceny majątku przyszłych przesiedleńców. Wójtowie mieli za zadanie skrupulatnie spisać cały dobytek, by bieżeńcy mogli ubiegać się o rekompensaty w wypadku strat.

Pod koniec lipca 1915 roku rozpoczął się wielki eksodus. W niektórych rejonach pustoszały całe wsie, z cerkwi zabierano określane jako cudowne ikony, zakopywano bądź wywożono w głąb Rosji cerkiewne dzwony, uznawane zresztą za wartości strategiczne. Ludzie pakowali dobytek na wozy i ruszali w nieznane. Z okolic Bielska Podlaskiego wyjeżdżali często po żniwach 1915 roku, tuż przed wielką bitwą, w której w okolicach Bociek, Kleszczel, Narwi i samego Bielska starły się liczące po około 150 tys. żołnierzy wojska niemieckie i rosyjskie.

Podróż w nieznane

Nasi bieżeńcy początkowo mieli co jeść, wszak ruszyli po żniwach. Jednak, kiedy przyszło im za bezcen wyprzedawać majątek, przesiadać się do pociągów - często towarowych, czekać dniami, a nawet tygodniami na wolne drogi i połączenia kolejowe (cofająca się armia miała pierwszeństwo) zaczęli cierpieć. Śmiertelne żniwo zbierały przede wszystkim choroby zakaźne: cholera, dur brzuszny, tyfus czy ospa. Carat najwyraźniej nie przewidział skali zarządzonej ewakuacji. Chociaż powołano rządowe instytucje do pomocy bieżeńcom, nie były one w stanie udzielić wsparcia wielotysięcznym tłumom. Fionik w swoim opracowaniu wylicza jednak, że tylko Komitet Wielkiej Księżnej Tatiany (najstarszej córki cara Mikołaja II) prowadził i wspierał finansowo 129 szpitali, a przez dwa lata udzielił pomocy ponad 210 tys. osób. Dzięki Centralnemu Biuru Ewidencji na terenach ówczesnego Imperium Rosyjskiego odnalazło się około 500 tys. osób. Skala migracji jest zatem porażająca.

Opierając się na wspomnieniach osób, które wróciły do Polski z bieżeństwa, wydaje się, że szczególnie w zamożniejszych guberniach uchodźcy spotykali się z gościnnością i sympatią. Dopiero rewolucja lutowa i późniejsza październikowa połączone z komunistyczną propagandą kazały zastraszonym Rosjanom widzieć w bieżeńcach obcych, tak zwany wrogi element. Byli wyrzucani z mieszkań, sowiecka władza odmawiała im nawet racji chleba. Wiedzieli, że jak najszybciej muszą wracać.
Smutne skutki bieżeństwa

Według niezbadanych wciąż szczegółowo danych podlascy historycy szacują, że w nasze rejony z bieżeństwa mogło nie powrócić od 30 do 40 proc. przedwojennej populacji. Nie należy jednak określać jej wyłącznie mianem białoruskiej. Uciekali i urzędnicy rosyjscy, i nauczyciele, właściciele zakładów z maszynami i pracownikami. Nie tylko prawosławni.
Choć pierwsi przymusowi emigranci starali się wrócić na ziemie polskie już w 1917 roku, nie mieli łatwego życia. W wielu miejscowościach stacjonowali jeszcze Niemcy, w samym Białymstoku jak pamiętamy byli aż do lutego 1919 roku. Fabryki były opustoszałe, wsie często spalone, czasem w ich domach mieszkali nieproszeni lokatorzy. Tworzące się II Rzeczpospolita nie miała ani środków, ani instytucji, by wspomóc powracających. Często wracali słabi i wygłodzeni, dalej śmierć wśród nich szerzył tyfus. Okazuje się, że i wówczas na te tereny trafiła amerykańska pomoc żywnościowa, inaczej wielu nie przetrwałoby do wiosny.

Powracający mieli pecha, bo przecież przez ich wioski za chwilę miała przetoczyć się bolszewicka nawałnica roku 1920. Ostatecznie Sowieci zamknęli granicę w połowie 1923 roku. Podczas rewolucji zaginęły ikony, przepadły cerkiewne dzwony. Wiele szczęścia mieli prawosławni z Kożan nad Narwią. Po powrocie z Rosji wydobyli cztery dzwony zatopione przed bieżeństwem w starorzeczu, wiele drewnianych świątyń spalili jednak Niemcy już w 1915 roku.

Przywrócić pamięć

Bieżeństwo zdaje się być od niemal początku tematem niewygodnym w polskiej historiografii. Wszak to II RP wsławiła się akcją burzenia cerkwi, nie wyłączając reprezentacyjnego soboru w Warszawie czy w Białymstoku na Placu Wyzwolenia. W takiej atmosferze trudno było się spodziewać, by był czas i środki na rzetelne badania migracji czasów I wojny światowej. Po II wojnie światowej przez całe dziesięciolecia państwo walczyło z wszelakimi religiami, a tragedia konfliktu z lat 1939 -1945 przysłoniła wcześniejsze cierpienia mieszkańców ziem polskich.

Pewnie nieprędko informacje o bieżeństwie trafią do i tak przeładowanych programów historii, ale dobrze się stało, że przyjeżdżający na święto Przemienienia Pańskiego prezydent Andrzej Duda orientował się, że Cerkiew obchodzi stulecie tego przymusowego exodusu. Warto też zajrzeć na stronę internetową biezenstwo.pl, gdzie Aneta Prymaka-Oniszk przed rokiem uderzyła w symboliczny dzwon i postanowiła zbierać relacje i wspomnienia potomków bieżeńców, publikować archiwalne fotografie i ożywiać pamięć o tamtych czasach. A już w najbliższą sobotę widzowie Teatru Dramatycznego będą mogli wczuć się w losy uchodźców biorąc udział w plenerowym spektaklu dramatu Dany Łukasińskiej "Bieżeńcy. Exodus". Po tych działaniach społecznych i artystycznych czas chyba jednak na sięgnięcie do rosyjskich archiwów i bardziej szczegółowe opisanie tej zapomnianej przymusowej migracji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny