Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostoccy jazzmani podbijają Amerykę

Janka Werpachowska [email protected] tel. 85 748 95 44
Polski jazz rozkwita na dorocznym festiwalu All Souls - napisał krytyk muzyczny Howard Reich. Swoją recenzję zilustrował m.in. zdjęciem zespołu Antykwariat Jazz Quintet. Na nim, pierwszy od prawej gitarzysta Jan Zieńko.
Polski jazz rozkwita na dorocznym festiwalu All Souls - napisał krytyk muzyczny Howard Reich. Swoją recenzję zilustrował m.in. zdjęciem zespołu Antykwariat Jazz Quintet. Na nim, pierwszy od prawej gitarzysta Jan Zieńko.
"Było nas trzech, w każdym z nas inna krew..." - śpiewali chłopcy z Perfectu. Jan Zieńko znalazł się w bardziej licznym gronie przyjaciół, którym przyświecał jeden wspólny cel: muzyka. On realizuje tę pasję do dziś.

Maturę zrobiłem w 1976 roku, w najlepszej w tamtych czasach szkole, czyli w VI ogólniaku - zaczyna swoją opowieść Jan Zieńko, białostoczanin z ulicy Parkowej, który od ponad dwudziestu lat mieszka w Chicago. Przyleciał do Polski dosłownie na kilka dni.

- Chciałem pożegnać się z przyjacielem. Razem uczyliśmy się w podstawówce, potem w liceum. Do Polski przyjechałem przed tygodniem, w sobotę byłem u niego w Krakowie. Jeszcze ze mną porozmawiał. W niedzielę zmarł. Przegrał z chorobą. Ale zdążyłem się z nim zobaczyć. To dla mnie bardzo ważne.

Rozmawiamy w piątek, 23 listopada. Poprzedniego dnia było amerykańskie Święto Dziękczynienia.

- Oczywiście, że obchodzę - śmieje się Jan Zieńko. - Kupiliśmy z mamą indyczkę, przyrządziłem ją i upiekłem. Zaprosiliśmy przyjaciół, chciałem razem z nimi uczcić ten dzień, ważny dla każdego Amerykanina.

Jan musi przy okazji pochwalić się swoją mamą, z której jest autentycznie dumny:

- Ma dziewięćdziesiąt lat, a wciąż jest aktywna, nie usiedzi w miejscu. Jeszcze w ubiegłym roku była u nas w Stanach. Chodzi na działkę. To są świetne geny. Chociaż mieszka sama, wiem, że doskonale sobie radzi.

Muzyka to mój żywioł

Jan od dziecka uczył się w szkole muzycznej.

- Z Parkowej do szkoły mieszczącej się przy Podleśnej, w budynku sąsiadującym z filharmonią miałem rzut beretem, ale ciągle się spóźniałem na zajęcia. Tłumaczyłem się, że dojeżdżam z Antoniuka - wspomina ze śmiechem.

Po maturze i po ukończeniu średniej szkoły muzycznej Jan znalazł się w gronie młodych ludzi, którzy chcieli z muzykowania uczynić swój sposób na życie.

- Było nas trochę, takich zapaleńców. Jarek Tioskow, Rysiek Skibiński, Sławek Bielawiec, Mirek Kozioł, ja i jeszcze kilku. Najpierw graliśmy razem, a potem z naszego grona wyodrębniły się dwa zespoły: zafascynowani bluesem stworzyli Kasę Chorych, jazzmani - Antykwariat. Ja znalazłem się w tym drugim.

Nigdy wcześniej nie było w Białymstoku kapeli jazzowej. Antykwariat koncertował w całej Polsce. Bywał na spotkaniach jazzowych w Chodzieży.
Grali w ACK - czyli w Akademickim Centrum Kultury w tzw. spodkach przy ulicy Dąbrowskiego.

- Kiedy rozpadły się Diamenty, Fasty wzięły nas pod swoje skrzydła - opowiada Jan Zieńko. - To się dobrze zapowiadało, taki mecenat dużego zakładu przemysłowego dawał poczucie bezpieczeństwa. Ale wybuchł Sierpień `80 i wszystko się skończyło. Straciliśmy patrona.

To wtedy wielu muzyków, nie tylko białostockich, wyruszyło za chlebem na Zachód. Antykwariat działać zaczął pod auspicjami Pagartu - Polskiej Agencji Artystycznej, która ułatwiała organizowanie tras koncertowych za granicą.

- Pojechaliśmy do Skandynawii. Schowaliśmy do kieszeni ambicje artystyczne. Graliśmy do kotleta, żeby zarobić parę groszy. Ale i wtedy, w wolnych chwilach, szukaliśmy okazji do nawiązywania kontaktów z liczącymi się w Europie muzykami jazzowymi. Między innymi koncertowaliśmy z norweskim saksofonistą, takim tamtejszym Janem Ptaszynem-Wróblewskim, muzykiem o ugruntowanej wtedy sławie.

Kiedy w 1983 roku wrócili z kolejnego tournee, pierwszą wiadomością, jaka czekała na nich w Białymstoku, była informacja o śmierci Ryszarda "Skiby" Skibińskiego.
- To była wielka strata dla białostockiego środowiska muzycznego - mówi Jan Zieńko. - Nieodżałowana, chociaż możliwa do przewidzenia. Już od jakiegoś czasu Rysiek był na równi pochyłej. Nieraz z nim rozmawiałem. Mówił, że inni piją alkohol, żeby się wyluzować i zrelaksować, a on woli narkotyki. To nie mogło się dobrze skończyć.

Wielki skok za ocean

Przez całe lata 80. ubiegłego wieku muzycy z Antykwariatu grali w krajach skandynawskich. W 1990 roku Jan Zieńko podjął decyzję o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych.

- Nie tylko ja. Również Sławek Bielawiec, nasz klawiszowiec, znalazł się za wielką wodą.
Zieńko przyznaje, że takich muzyków, jak oni, w Stanach Zjednoczonych jest na pęczki. Nie jest łatwo przebić się na tamtym rynku.

Jan Zieńko, wokalista, multiinstrumentalista, równie dobrze czujący się z gitarą, jak i z pałeczkami perkusisty w dłoniach czy za klawiaturą fortepianu, chwytał się w Chicago różnych zajęć.

- Byłem kawalerem, przynajmniej o rodzinę nie musiałem się martwić.
Oczywiście - jak to w Chicago - znalazł się w środowisku Polonii.

- Po okresie emigracji politycznej znalazło się za oceanem wielu wspaniałych, wykształconych ludzi, twórców i odbiorców kultury. A ambitnych artystów zawsze ciągnęło do Stanów, bo to kraj nieograniczonych możliwości, w którym prawdziwy talent ma szanse zaistnieć. Sztuka przez duże S broni się sama.

Zieńko założył w Chicago Akademię Gitary - prywatną szkołę muzyczną. W programie nauczania jest gitara klasyczna, elektryczna a także wszelkie style muzykowania.
Ze Sławomirem Bielawcem, grającym na instrumentach klawiszowych, syntezatorach, saksofonie altowym i klarnecie i z Waldemarem Ładą - akordeonistą, gitarzystą basowym i klawiszowcem reaktywowali zespół Smile. Pod taką nazwą bowiem muzycy z dawnego Antykwariatu jeździli w latach 80. na chałtury do Skandynawii. Jan Zieńko był w tej grupie gitarzystą i perkusistą. Grał też na saksofonie tenorowym. Wszyscy członkowie zespołu śpiewali.

- W latach 90. często towarzyszyliśmy polskim artystom, którzy przyjeżdżali do Stanów, głównie na koncerty dla Polonii - wspomina Zieńko. - Z Januszem Laskowskim odbyliśmy tournee po całej Ameryce, od Nowego Jorku, przez Detroit po Los Angeles. Często występowaliśmy z Krzysztofem Krawczykiem, Ireną Jarocką, Eleni.

Ze strony internetowej grupy Smile można się dowiedzieć, że muzycy chętnie wynajmowali się na wszelkiego rodzaju imprezy: wesela, jubileusze, spotkania w klubach polonijnych.
Antykwariat - reaktywacja

W połowie lat 90. muzycy uznali, że trzeba powrócić do starej, jeszcze białostockiej nazwy zespołu. Tak odrodziła się formacja Antykwariat Jazz Group.

Wtedy było to trio, tak jak grupa Smile. Wszystko zmieniło się, kiedy muzyków z Antykwariatu poznał Mieczysław Wolny.

- To legenda polskiego fletu z lat 70. i 80. - opowiada Jan Zieńko. - Często przychodził do mojej Akademii Gitary, przysłuchiwał się, jakby chciał poznać moje możliwości. Koledzy z zespołu też przychodzili, nieraz graliśmy razem. Któregoś dnia Mietek Wolny zaproponował, żeby stworzyć wspólnie kwintet jazzowy: czyli my plus flecista i gitarzysta basowy.

To było w 2006 roku. Grupa znowu zmieniła nazwę na Antykwariat Jazz Quintet, oddającą w pełni charakter zespołu.

- Słowo "antykwariat" bardzo się w Ameryce podoba. Młodsi Polonusi już najczęściej nie rozumieją jego prawdziwego znaczenia i interpretują jako zbitkę słów "antyk" i "wariat", co bardzo ich bawi - szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę wiek muzyków - śmieje się Jan Zieńko. - Ci, którzy wiedzą, czym jest antykwariat, podkreślają za to, że wbrew nazwie, sugerującej, że będą mieli do czynienia ze starociami, nasza muzyka brzmi świeżo i odkrywczo.

Granie to czysta przyjemność

- Ożeniłem się dopiero po czterdziestce, z Polką z Tarnowa. Czemu nie z Białegostoku? Bo tak wyszło. Zresztą w Chicago jest mniej ludzi z naszych stron, bardziej opanowane jest przez południowe regiony Polski. Białystok i okolice to Nowy Jork.
Żona Jana Zieńko jest dziennikarką prasy polonijnej.

Jan Zieńko przyznaje, że z muzykowania trudno by było utrzymać się w Ameryce. Trzeba być naprawdę na topie, żeby granie było jedynym źródłem dochodów.

- To zresztą dotyczy różnych artystów, nie tylko muzyków - podkreśla. - W Stanach Zjednoczonych przebywa wielu młodych, zdolnych aktorów, instrumentalistów, plastyków, wokalistów z Polski i z całego świata. Można ich spotkać na stacjach benzynowych, w restauracjach, sklepach, gdzie pracują, aby w wolnym czasie móc uprawiać swój prawdziwy zawód. W Stanach Zjednoczonych mieszka również moja siostra, absolwentka białostockiego wydziału lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i też tak sobie radzi.

Jan Zieńko, oprócz prowadzenia Akademii Gitary, które to zajęcie daje mu wiele satysfakcji, pracuje dodatkowo w firmie, która zaopatruje automaty z kawą, batonikami i innymi drobnymi przekąskami.

- Wszyscy mamy jakieś stałe źródło dochodu, dlatego gramy dla samej przyjemności. Już nie musimy myśleć o tym, jak tu zarobić jeszcze trochę. To duży komfort dla artysty.
Niedawno zostali zaproszeni przez chicagowską Polsko-Amerykańską Orkiestrę Symfoniczną do udziału w programie "Osiecka". Jak łatwo się domyślić, artyści wykonywali piosenki z tekstami Agnieszki Osieckiej.

- Dzisiejsza Polonia daleko się różni od stereotypu, jaki wciąż tkwi w naszej świadomości. To wykształceni, nowocześni ludzie, którzy cenią nie tylko muzykę ludową i disco polo. Poezja śpiewana, jazz, muzyka poważna - wszystkie te gatunki przyciągają publiczność.
W połowie listopada tego roku Antykwariat Jazz Quintet wystąpił na All Souls Festival odbywającym się w Chopin Theatre w Chicago. Sala pękała w szwach. W poważnym dzienniku "Chicago Tribune" wydarzenie to zostało odnotowane przez liczącego się w Stanach Zjednoczonych krytyka muzycznego, Howarda Reicha. Obszerna recenzja, ilustrowana zdjęciami - to jest nobilitujące dla każdego wydarzenia kulturalnego. Reich poświęcił duży akapit i kilka ciepłych zdań również zespołowi Antykwariat Jazz Quintet.
"Nie muszą grać głośno, Ufają słuchaczom, że ci zrozumieją subtelności ich interpretacji muzyki". Reicha szczególnie zachwyciło ich wykonanie kołysanki Komedy z filmu "Dziecko Rosemary" w wykonaniu Antykwariatu. Ale docenił też kompozycje własne członków zespołu.

- Dobra opinia Howarda Reicha otwiera drzwi największych sal koncertowych w Stanach Zjednoczonych - przyznaje Jan Zieńko.

Zieńko ma w swoim domu w Chicago profesjonalne studio nagraniowe. Kilka lat temu zagrał w nim przed publicznością białostocki zespół "Bracia i Siostry".
- Wiem, że przy tej okazji TVP Białystok pokazała jakieś materiały i o nas - opowiada Jan Zieńko. - Powiem szczerze, że jesteśmy bardzo zainteresowani nawiązaniem bliższych kontaktów z Białymstokiem. Mam nadzieję, że ten mój krótki pobyt w rodzinnym mieście też jakoś zaowocuje.

Kiedyś na scenie, dziś na widowni

Jan Zieńko opowiadał mi to wszystko w piątkowe przedpołudnie, tydzień temu. Wieczorem spotkaliśmy się na Jesieni z Bluesem, w Forum.

- Bardzo się cieszę, że przyleciałem do Polski akurat w takim terminie. Byłem ciekaw, jak ta impreza teraz wygląda. Jestem zachwycony. Nie spodziewałem się, że będzie taki tłum ludzi. I z mojego pokolenia, i młodych.

To było dla niego niemal symboliczne doświadczenie, bo trzydzieści lat temu występował na scenie podczas pierwszej Jesieni z Bluesem. Nikt się wtedy nie spodziewał, że przedsięwzięcie to nabierze takiego rozmachu i stanie się wiodącą imprezą bluesową w Polsce.

Oczywiście, Jan Zieńko spotkał na 28. Jesieni z Bluesem wielu starych znajomych.

- Nasza w tym głowa, żeby Janek z zespołem zagrał na tej scenie za rok - deklaruje jeden z nich. - Już zrobiłem pierwszy krok i powiedziałem o tym dyrektorce Białostockiego Ośrodka Kultury.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny