Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomny, ale wolny jestem

Izabela Filipowicz [email protected] tel. 085 748 95 18
Takie życie, takie wybrałem, bo noclegownia nie dla mnie - "Bocian” tłumaczy, dlaczego nie spędzi zimy w schronisku
Takie życie, takie wybrałem, bo noclegownia nie dla mnie - "Bocian” tłumaczy, dlaczego nie spędzi zimy w schronisku Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Najgorsza jest pierwsza noc. I ta myśl: Boże! Jestem bezdomny! Miesiąc, dwa, a ty nie wierzysz, że nie masz już domu, żony, dzieci...

Opuszczona działka przy ulicy Chopina w Białymstoku. Stary, drewniany dom. Rozwalony płot i jakieś betonowe zabudowania. Coś na wzór starych chlewków czy budynków gospodarczych. To jedno z miejsc w Białymstoku, gdzie przebywają bezdomni. Tak nam podpowiedziała straż miejska w Białymstoku...
Na pierwszy rzut oka nikogo nie widać. Dopiero gdy podeszliśmy bliżej, usłyszeliśmy jakieś odgłosy...

Dwa kopy na twarz

- Czego chcecie? - oburza się jeden z mężczyzn.

Dopiero później, gdy rozmowa się rozwija, dowiadujemy się, że to Tomasz, ksywa "Bocian". Wzięła się z wojska, bo jak maszerował w szeregu, podnosił wysoko nogi. Jak bocian.

- Żadnych wywiadów nie będzie! Po co komu to opowiadać, jak żyjemy? Nie widać?! O zdjęciach też nie ma mowy. Będę w "Porannym", to znajomi zobaczą - "Bocian" stawia sprawę jasno.

- A ja tam wywiadu mogę udzielić - odzywa się kobieta w średnim wieku. Schludnie ubrana. Siedzi skulona na niewielkim fotelu. - Właśnie zostałam bezdomną. I wcale się nie wstydzę. Tu mam swoich przyjaciół.

- To nie lepiej było pójść do Caritasu? - dopytuję się.

- A czego tam? - "Bocian" zaczyna być rozmowny. - Ja już kiedyś byłem. W noclegowni. Tylko wszów się nabawiłem i tak to się skończyło. To co ja będę zawszony chodził?!

- Ale przynajmniej ciepło... - wtrącam.

- Ale trzeba kupić wtedy preparat, włosy ściąć. Taka prawda jest, proszę pani. To jest takie życie nasze...

Co zrobią, jak zima przyjdzie?

- Aaa, jakoś się przeżyje - odpowiada "Bocian". - To na klatkę się pójdzie, pośpi się. Jest jeszcze PKP, wagony.

- W noclegowni się nie pije... Nie wolno - odzywa się kobieta.

- Ależ oczywiście - potwierdza "Bocian". - A my jak flaszkę na trzech wypijemy, to co? Śpi się spokojnie. My nie pijemy tak, żeby padać. Tylko aby się rozgrzać.
Za "Bocianem" na rozwalającym się fotelu siedzi Maciek. Patrzy z ciekawością i uważnie przysłuchuje się rozmowie...

- Ludzie czasami pomogą, coś kupią - w końcu przemawia.

- O! Na przykład wczoraj - wtrąca Tomasz. - Prosiliśmy o 70 groszy. Akurat brakowało nam do chleba, tak?

- Czy do mleka... - podpowiada ten z tyłu.

- No nieważne - ciągnie "Bocian". - Była godzina 19... A facet nic nie odpowiedział. Poszedł do domu. I sam przyniósł nam pół litra samogonki. Mówi: Macie. Chcieliście 70 groszy? Macie samogonę.

- No ale wy chcieliście na mleko? - przypominam.

- No chcieliśmy - potwierdza "Bocian".

- Ale facet dał nam samogonę - dopowiada jego kolega. - Było już ciemno. A on przyniósł nam trunek, żebyśmy się rozgrzali.

- Ale zaraz, zaraz - wtrąca "Bocian". - Chwilę później jakaś kobieta szła do sklepu. To kupiła nam to mleko i zjechaliśmy na bazę (do siebie - przyp. red.) Jeszcze empekami pojechaliśmy.

- A kanarzy was nie łapią?

- Łapią. Każą wysiąść na drugim przystanku - odpowiada "Bocian". - Raz to tak mnie łapali, że co nie wsiądę do autobusu, to kanar. I tak chyba ze cztery razy.
Maciek opowiada, że bezdomny musi się załamać: - Zaczyna pić i koniec! Żeby było weselej - mówi.

- Otumanić się. Ja to tak uważam - dopowiada kobieta.

- To tak samo, jak u zwykłych ludzi. Jedni są w porządku, drudzy nie. Tak samo i z bezdomnymi. Na przykład wczoraj. Dostaliśmy po dwa kopy... Na twarz. Jeszcze pieniądze zabrali. I od kogo? Od bezdomnych. Bo tam jest ich rewir. A my tam akurat byliśmy na wyrwie (żebranie - przyp. red.). I co teraz? Męczymy się.

- Ja ich poleczyłam - odzywa się kobieta.

- Ale ty... - odzywają się jednym głosem pozostali.

- No co? Mówię prawdę - dopowiada kobieta. - Nie lubię fałszu.

- Tak. Jedną flaszkę na czterech wypiliśmy - komentują chłopaki. - I co nam z tego?! A teraz trzeba iść na wyrwę. Choć jeszcze trochę za wcześnie. Idzie się, jak ludzie pracę kończą. A wy nie macie dać parę groszy?

Po co to oglądać się za siebie?

- Bo ci, którzy proszą o pieniądze, to jadą na niebieskim paliwie - wie swoje Tadeusz.

Spotkaliśmy go przy ogrzewalni na ulicy Kolejowej. Siedzi wraz z innymi bezdomnymi na ławeczce przed budynkiem. Przed nimi dwa czerwone wiaderka wypełnione wodą. W środku mnóstwo petów. Wszyscy schludnie ubrani. Cały czas ktoś wchodzi albo wychodzi.

Szybko roznosi się wieść, że przyszedł ktoś z gazety. Na zewnątrz zbiera się pokaźna grupka rozmówców...

- Ja choć od kilku lat jestem bezdomny, nigdy nie poprosiłem nawet o grosza - ciągnie dalej Tadeusz. - Ale fachmanów (kombinatorów - przyp. red.) nie brakuje.

W domu dla bezdomnych lepiej?

- Ja nie wspominam. Nie wracam do tego, co było. W przeciwnym razie hopla można byłoby dostać...

- Wyszło jak wyszło - wtrąca kolejny. - Może kiedyś staniemy na nogi. Są takie przypadki, że tu od nas ktoś znalazł kobietę, zakochali się, w końcu pobrali. Nawet teraz ostatnio dwóch wynajęło stancję, znaleźli robotę...

- Ale z tym to kłopot - wtrąca Tadeusz. - Kto da ci robotę, jak w dowodzie nie masz zameldowania?! Od razu wiedzą, że ty jesteś bezdomny. Ludzie nie ufają. Nie potrzebują takich. Dla bogaczy my jesteśmy najgorsi. Na samym dnie. A dla urzędników liczy się tylko numer PESEL.

A może życie się odmieni?

- A ja to mam jeszcze nadzieję. Że mi się uda. Że jeszcze nie straciłam wszystkiego - twierdzi pani Barbara z domu dla bezdomnych przy ul. Sienkiewicza. -
Choć bezdomność jest ciężka. Żeby jej się nauczyć, potrzeba było sporo czasu.
Barbara do domu dla bezdomnych trafiła pięć lat temu. Jak mówi, przez własną głupotę...

- I niedopilnowanie - opowiada. - Miałam ni to męża, ni to przyjaciela. Spędziłam z nim ponad 20 lat. On miał opłacać mieszkanie. A ja tego nie sprawdzałam. Wyszło zadłużenie. I co? Eksmisja. Trafiłam tu.

Pierwsza noc? - Straszna - odpowiadają zgodnie.

- I ta myśl: Boże! Jestem bezdomny! - wspomina pan Mariusz. - Przyzwyczajenie się do tej myśli trwało miesiąc. Nie mogłem tego wszystkiego pojąć, że jeszcze niedawno miałem swój dom, rodzinę... A teraz jestem jednym z tych, co zawsze byli gdzieś daleko ode mnie. Bezdomni byli, są i będą. Ale nigdy nie przypuszczałem, że będę jednym z nich. Brak rodziny i bliskości osób, które się kocha, są naprawdę straszne.

Pan Mariusz jest bezdomnym od lutego. Wcześniej rozwiódł się z żoną. Nadużywanie alkoholu było jednym z głównych powodów ich rozstania. Żona załatwiła mu kwaterę w domu na Sienkiewicza.

- I od dnia, w którym tu się znalazłem, nie wypiłem ani kropelki - mówi. - Po prostu w psychice coś tak się przestawiło, że mnie wcale nie ciągnie.

To dlaczego inni bezdomni nie mogą sobie z tym poradzić i żyją pod gołym niebem?

- Bo to ich wybór - zauważa pani Barbara. - Żyjąc pod chmurką, mogą wypić. Robią, co chcą. Są wolni. Tu obowiązują pewne zasady. O alkoholu nie ma mowy. Tamci nie mają żadnego obowiązku, rygoru, że trzeba coś zrobić, zadbać o siebie, w czymś pomóc. Tamci nawet nie starają się, żeby było lepiej.

- A ja chciałbym poukładać sobie jeszcze życie - zauważa Mariusz. - Chciałbym mieć rodzinę. Staram się o pracę. Przeszedłem różne kursy. Podniosłem swoje kwalifikacje. Wierzę, że mi się uda.

- Chciałby pan wrócić do żony i dzieci? - dopytuję się. - To zależy ode mnie samego - odpowiada. - Od tego, kim powoli się stanę. I od niej też. Czy jeszcze będzie chciała...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny