Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet Michała Probierza: T jak Trenerzy

Michał Probierz
Alfabet Michała Probierza. T jak Trener
Alfabet Michała Probierza. T jak Trener
Dopiero po kilku latach potrafimy docenić, jak ważne jest znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.

W jednym z artykułów opisywałem, jaki wpływ na mój rozwój sportowy miało podwórko, ulica. Dzisiaj do tamtych spostrzeżeń dołączam to, co jest w młodym wieku dla każdego przyszłego sportowca najważniejsze: trener. Patrząc na moich piłkarzy, których prowadzę przez ostatnie lata, po raz kolejny zadaję sobie pytanie, dlaczego tak łatwo się poddają, dlaczego tak łatwo tracą sami do siebie szacunek, dlaczego tyle lat, które poświęcili dla piłki, tak łatwo oddają przypadkowi. Przykład? Proszę bardzo.

Ostatnio moi zawodnicy oddelegowani do drużyny rezerw przegrali 0-6 w Nowym Mieście Lubawskim z tamtejszą Drwęcą. Sam nie mogłem uwierzyć w ten wynik. Zastanawiam się, czy nie popełniłem błędu, wysyłając ich do gry. Bo tam gdzie można było zyskać szacunek wysoko wygrywając, zostawiali po sobie smutne wrażenie. Czy będą ich teraz szanować piłkarze z niższych lig? To, co tak łatwo się straciło, odrabia się bardzo długo. Wierzę w tych chłopaków, bo wiem jak trenują. Mam też nadzieję, że ci piłkarze swoją grą w przyszłości zaszczepią u młodych adeptów taką chęć pracy, że będą chcieli być najlepsi i najwytrwalsi.

Moim pierwszym trenerem był Marian Twardoch z ŁKS Łagiewniki. Do dzisiaj pamiętam, jak płakałem, bo usłyszałem, że jestem za młody i za chudy, by grać w trampkarzach. Jednak zawziąłem się i udało mi się. Pamiętam, jak trenowaliśmy trzy razy tygodniowo, a jeszcze chodziłem podglądać zespoły juniorów i seniorów. Po jednym z turniejów w Miechowicach zaczepił mnie trener trampkarzy z Rozbarku Bytom i zaproponował przejście do innego klubu. Ale wtedy już nie myślałem o trampkarzach, marzyłem o grze w drużynie juniorów. Na jednym z treningów poznałem jednego z najlepszych szkoleniowców, jakich miałem w swojej karierze - Janusza Dramskiego. Był dla mnie wielkim autorytetem. Poświęcił mi bardzo dużo czasu i rozwijał mnie zarówno jako piłkarza, ale też człowieka. Później wyjechał do pracy w Niemczech. Żałuję tego, bo mógł naprawdę bardzo dużo osiągnąć na ławce trenerskiej. Po latach spytałem go, dlaczego poświęcał mi tyle czasu? Odpowiedział: jak kiedyś będziesz trenerem, to „poświęcaj czas tym, co chcą, a na tych, którzy nie chcą, nie trać czasu”. Jeszcze dzisiaj często łapię się na tym, ile czasami poświęcam czasu na piłkarzy, którzy nie do końca chcą. Ale wciąż wierzę w to, że sami zrozumieją swój błąd.

Trener Dramski zawsze miał czas, zawsze starał się pokazać jakieś nowe ćwiczenie. Po latach sam zauważyłem, że w dzisiejszej piłce jest jeszcze jeden element, który musi posiadać piłkarz: szybkość. Tego akurat mi zabrakło, żeby z przeciętnego piłkarza ligowego stać się bardzo dobrym zawodnikiem.

Kiedy zakończyłem przygodę z Rozbarkiem przeszedłem do Gwarka Zabrze, gdzie moim trenerem był Jan Kowalski - człowiek legenda. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Cieszę się, że dzisiaj dopisuje mu zdrowie i jest wzorem dla wielu młodych zawodników. Codziennie poranna gimnastyka, długie spacery, dobre odżywianie. To tajemnica tego, że ciągle jest na boisku. Nie wspomnę, że pod względem taktyki zawsze był perfekcyjnie przygotowany. Panie Janie, oby jak najdłużej!

W seniorską piłkę wprowadzał mnie świętej pamięci Jerzy Wyrobek, który był wspaniałym człowiekiem i trenerem. Potrafił wrócić z Ruchem Chorzów do I ligi (aktualnej ekstraklasy), by po roku zdobyć mistrzostwo Polski. Szkoda, że tak młodo odszedł. Później trafiłem na Zdzisława Podedwornego, który miał zupełnie inne podejście do piłkarzy i potrafił żelazną dyscypliną zmieniać oblicze zespołu. Trenerem, który bardzo wiele zmienił w moim myśleniu był Edward Lorens. To jego wiedza i pasja zaszczepiła nie tylko we mnie chęć zostania trenerem (wielu kolegów z mojej ówczesnej drużyn jest dziś także szkoleniowcami). Za jego kadencji w wieku 21 lat wyjechałem do II Bundesligi, by po roku awansować do I Bundesligi. Tam trafiłem na Fridhelma Funkela i nauczyłem się, co to dyscyplina taktyczna. I dlaczego nie można się z niej wyłamać.

Miałem jeszcze kilku trenerów, w tym jednego z bardzo znanych, ale nie wiem, czy nie najgorszego. Kiedy dowiedziałem się, że zostanie naszym szkoleniowcem, to byłem już po kursach jako młody trener. Pamiętam że moim ostatnim wpisem na temat tego szkoleniowca było zdanie: Nigdy nie bądź takim człowiekiem i trenerem”. Rzecz tyczy się Karl-Heinza Feldkampa. Kiedyś po przegranym meczu, po powrocie na własne obiekty, biegaliśmy interwały. Od tamtej pory wiem, że nigdy nie należy stosować treningów za karę, bo powinien być on nagrodą.

Wracając do polskich szkoleniowców, to grałem jeszcze u Henryka Apostela w Górniku Zabrze, jak również pod wodzą Antoniego Piechniczka. Był jeszcze Józef Dankowski oraz Waldemar Fornalik, u którego w piłce seniorskiej zacząłem pracować jako II trener w ekstraklasie. Często prowadzę z Waldkiem rozmowy i bardzo go cenię jako szkoleniowca i żałuję, że tak niesprawiedliwie ocenia się go jako selekcjonera drużyny narodowej. Nikt nie zwracał uwagi, ile kontuzji wtedy mieli zawodnicy w klubach. A jak już zaczęli dobrze grać, to ktoś wypadał ze składu. Na koniec swojej kariery miałem możliwość gry u Stefana Majewskiego, którego bardzo cenię. To po nim przejąłem zespół Widzewa, który wprowadził do ekstraklasy.

Podsumowując: od każdego z nich można było się czegoś nauczyć i fajnie, że trafiło mi się aż tylu trenerów. Sam doceniam bardzo współpracowników i często to są również ważne osoby w sztabach. Do dzisiaj bardzo cenię sobie trenera Zbigniewa Stefaniaka, który ma ogromną wiedzę. Często godzinami dyskutujemy o nowinkach piłkarskich i wielu innych sprawach. Jest doświadczonym człowiekiem i czasami się zastanawiam, czego mu zabrakło, żeby zostać topowym trenerem. Dochodzę do przekonania, że chyba tylko jednego: szczęścia, by ktoś na niego postawił. Zbyszek, za wszystko Ci dziękuję, bo jesteś wspaniałym mentorem i polecam każdemu młodemu trenerowi, by takiego miał. Mam też wielu młodszych asystentów jak Bartek Zalewski, który teraz pracuje w reprezentacji Polski U-15. Cieszę się, że bardzo wielu moich byłych piłkarzy także poszło trenerskim śladem (z samej Polonii Bytom chyba dziesięciu).

Już kilka razy w alfabecie porównywałem, jakie są warunki pracy polskich trenerów w rodzimych ligach z tymi, które maja szkoleniowcy w innych krajach. Czy polski trener nie wygrywałby meczów z najlepszymi, gdyby kupowano mu piłkarzy za 100 mln euro, a budżety klubów przekraczałyby 200 mln euro? Hejter odpowie nie, a racjonalny kibic poda przykład żużla. Skoro jeżdżą w naszej lidze najlepsi na świecie, to nic dziwnego, że polscy trenerzy wszystko wygrywają. Dlatego podziwiam wszystkich piłkarskich trenerów, którzy pracują na kilka etatów i często nie mają nawet boiska do dyspozycji. Walczę często, ale wy walczcie o siebie, szanujcie się, szanujcie swoją pracę i idźcie swoją drogą. Śmieszy mnie, gdy słyszę, że zagraniczny trener chce wygrywać. A my to co? Chcemy przegrywać? Że niby zachodni trener pracuje po 24 godziny na dobę? Tylko kiedy ma mieć chłodną głowę, skoro cały czas jest zabity myślami? Bez dystansu trudno o nowe pomysły. Dlatego kiedyś spodobał mi się cytat Gabriela Batistuty: „Trener musi wywoływać u piłkarzy stan oscylujący pomiędzy strachem a zachwytem”. Jest to bardzo trudne, ale trzeba próbować.

Dlatego koledzy trenerzy: nie poddawajcie się. Nawet jeżeli uda się wam wychować jednego piłkarza, to już zrobiliście więcej od tych, którzy tylko krytykują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny