Michalczewski kilka lat temu przepowiedział Kuziemskiemu wielką przyszłość. Słowa "Tygrysa" sprawdziły się, ale o wybicie się nie było łatwo.
Kilkanaście dni temu podczas telewizyjnej transmisji cała Polska podziwiała byłego zawodnikaHetmana Białystok, który zdeklasował w Dreźnie faworyta Niemców Armina Dollingera. Nad niemiłosiernie poobijanym zawodnikiem gospodarzy, który dotąd nie przegrał w profesjonalnej karierze żadnej walki, ulitował się sędzia ringowy, przerywając nierówny bój. Przed "Alim" otworzyła się droga do walki o mistrzostwa świata którejś z najpoważniejszych federacji zawodowych.
Nie żałuję
Droga na szczyt nie była usłana różami. Występujący w wadze półciężkiej Kuziemski jako amator osiągnął bardzo wiele. Jest ostatnim z Polaków, który stanął na podium mistrzostw świata (w 2003 roku w Bangkoku wywalczył brązowy medal), był trzeci na mistrzostwach Europy w chorwackiej Puli i reprezentował nasz kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach. Tam mu nie wyszło i przegrał pierwszą walkę. Wtedy, mając 27 lat, podjął decyzję o przejściu na zawodowstwo.
- Czy nie zrobiłem tego trochę za późno? Nie, bo wtedy nie byłbym na igrzyskach, a to niesamowite przeżycie. Zresztą nie mam w zwyczaju płakać nad rozlanym mlekiem. Po co, skoro już nie cofnę czasu? Stało się tak i nie żałuję - uważa pięściarz.
Da się wytrzymać
Polaka wzięła słynna niemiecka grupa Universum z Hamburga, w której walczył legendarny Michalczewski.
- Są tacy, którzy zarzucają mi, że karierę zawdzięczam Darkowi. Zgoda, pomógł mi, ale tylko na początku. Potem miał własne życie, własne sprawy. Musiałem sobie radzić sam - opowiada "Ali".
Lekko nie było, bo fakt, że był rodakiem "Tygrysa", nie działał na jego korzyść.
- Jestem obcokrajowcem, a tych nie traktuje się tak samo jak Niemców. Oni mają łatwiejszych rywali i lepsze pieniądze za występy. Ale zawodników z zagranicy jest w grupie może 80 procent, więc da się wytrzymać - uważa białostoczanin.
Gdyby Kuziemski podpisał kontrakt w Polsce, prawdopodobnie już pokonałby kilkunastu zawodników, o których nikt nigdy nie słyszał, i byłby mistrzem jakiejś federacji, o którą darmo pytać fachowców. W Niemczech było inaczej. Polak walczył z rywalami, z którymi jako amator boksował na największych imprezach. Każdy bój był tak naprawdę bitwą o pozostanie w grupie, bo niemiecka stajnia stawia tylko na zwycięzców.
Gwiazda Universum
I Kuziemski wygrywał. Przydała się jego wrodzona pracowitość. Od początku kariery ma manierę, że nie wychodzi z sali treningowej, dopóki nie zrobi wszystkiego, co ma zaplanowane. Jeśli się doda do tego ogromny talent, to nic dziwnego, że już 17 rywali zeszło z ringu pokonanych.
Polak ma jeszcze jedną ważną cechę.
- Często ludzie pytają mnie o warunki do ćwiczeń. Pewnie, że w Hamburgu nie brakuje mi niczego. Ale kiedy przyjeżdżam i idę do sali Hetmana, jest tak samo. Jest gruszka, jest ring, sprzęt do ćwiczeń, więc czego jeszcze wymagać? Jeśli chce się być mistrzem, to trzeba umieć trenować w każdych warunkach. W mojej naturze nie leży narzekanie, użalanie się nad sobą. Jeśli się wykonuje ten zawód, trzeba być silnym - mówi z mocą.
Mając taki charakter, "Ali" musiał się przebić. Szefowie Universum mówią już o nim jak o swojej gwieździe i szykują go do boju o mistrzowski tytuł. Kuziemski mieszka w Hamburgu, ma tam grono znajomych, na pojedynki przyjeżdżają przyjaciele z Białegostoku. Ale jak sam mówi, wolnego czasu ma bardzo niewiele. Przerwy w przygotowaniach do kolejnych pojedynków wykorzystuje zresztą na przyjazdy do domu. Tutaj mieszka bowiem jego żona Joanna i dzieci - trzyletni Maks i trzymiesięczna Maja.
- Staramy się jak najwięcej przebywać ze sobą i ja często jeżdżę do Niemiec. Ale teraz Maja jest zbyt malutka na tak długą podróż - mówi małżonka sportowca.
Tata bum, tata bum!
Dumą taty jest Maks. Syn bardzo przeżywa występy ojca.
- Pamiętam, jak w telewizji mogliśmy po raz pierwszy obejrzeć walkę męża. Było to już jakiś czas temu, podczas gali bodaj w Austrii. Kiedy Maks rozpoznał, kto walczy podbiegł to telewizora i krzyczał "tata bum, tata bum"! I tak mu pozostało. Reaguje bardzo emocjonalnie - mówi pani Asia.
Widać, że ojciec jest wielkim autorytetem dla syna, który już wykazuje pięściarski talent. W domu ma kilka gigantycznych rozmiarów rękawic.
- Kiedy przyjdzie do nas moja siostra z dziećmi, momentalnie rękawice idą w ruch - śmieje się mama Maksa.
Rodzinna sielanka wkrótce się skończy i Kuziemski będzie się przygotowywał do kolejnej walki. Jeśli nie najbliższy, to następny pojedynek powinien już być o mistrzostwo świata. Wiąże się z tym nie tylko sława, ale i spore pieniądze.
- Na razie nie zarabiam kokosów, ale i nie jestem też biedakiem. Pojedynek o tytuł to już rzeczywiście poważna kasa - zaznacza pięściarz.
Kuziemski ma 32 lata i jeszcze długo może boksować. Ale już wie, gdzie chce osiąść po zakończeniu kariery sportowej.
- Nie ma dwóch zdań, oczywiście, że w Białymstoku. Jestem Polakiem i przyszłość wiążę z Polską. WNiemczech tylko pracuję. A co będę robił? Chciałbym zostać przy boksie, może będę trenerem. Ale to jeszcze melodia przyszłości. Na razie skupiam się na występach w ringu - kończy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?