Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agresję można zdusić

Wojciech Trzcionka "Dziennik Zachodni"
Nawet najtrudniejszą młodzież da się wyprowadzić na prostą. Wystarczy stworzyć jej miejsce do życia i warunki do nauki.

Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii SOS mieści się w niewielkim bloku przy ul. Rzymowskiego w Warszawie. Jest tam liceum i hostel, gdzie uczy się 160 młodych ludzi, którzy do niedawna mieli problemy z narkotykami, alkoholem, anoreksją, bulimią, przemocą. Klasy są małe i kameralne. W każdej tylko nauczyciel i maksymalnie szesnastu uczniów. Wszyscy świetnie się znają.

- To bardzo ułatwia nam pracę. W społeczności, w której wychowawcy znają historię każdego człowieka, nie sposób nie zauważyć, gdy dzieje się coś niepokojącego - mówi dyrektorka Grażyna Makowska.

Tu wychodzą na prostą

Krysia, mieszkanka SOS, jest spod Złotoryi (Dolnośląskie). Gdy miała 17 lat, brała narkotyki, piła, paliła. Mama odesłała ją do ośrodka socjoterapii. Gdy go opuściła, pojechała do siostry. Znowu pojawiły się narkotyki, alkohol. Miała jednak szczęście. Znajomy opowiedział jej o stołecznym SOS-ie. Spakowała się i pojechała. Dzisiaj ma 20 lat, mieszka w hostelu, uczy się w liceum.

- SOS to świetne miejsce - przekonuje. - Tu wyszłam na prostą. W liceum dla trudnej młodzieży uczą się nie tylko warszawiacy, ale też młodzi ludzie z innych rejonów kraju.

- Tu jest duża tolerancja, każdy ubiera się jak chce, a nauczyciele interesują się uczniami, bo w małych klasach mają możliwość poznania wszystkich. Choć jesteśmy z nimi na ty, do każdego zwracamy się z szacunkiem - przekonuje 20-latka po przejściach, która po maturze chce iść na Uniwersytet Warszawski (80 proc. uczniów dostaje się na studia w państwowych uczelniach).

W placówce obowiązuje pełna abstynencja. Uczniowie podpisują zgodę na możliwość badania moczu pod kątem obecności w organizmie środków odurzających. Zabronione jest propagowanie narkotyków, np. noszenie koszulek z liściem konopi. Gdy w szkole dojdzie do aktu przemocy, natychmiast zbiera się rada pedagogiczna, która bada problem.

- Za każdym razem wymierzamy karę adekwatną do czynu: od upomnienia, nagany, powierzenia zadania poprowadzenia socjoterapii na temat przyczyn agresji, po usunięcie z ośrodka - mówi Grażyna Makowska.

Takich miejsc, gdzie trudna młodzież może rozwiązywać swoje problemy, przybywa. Ośrodków socjoterapii jest już prawie 50. Wielką pracę wykonują też organizacje pozarządowe.

Siemacha jest gigantem. Działa od 1993 roku. To sieć placówek socjoterapii w Polsce, których zasada brzmi: przychodzisz tu, bo sam tego chcesz.

Pięć zasad postępowania

- W placówkach stowarzyszenia kierujemy się tzw. pentalogiem (pięć zasad), który podkreśla, że dzieci przychodzą do placówek z własnej woli, że wszyscy potrzebujemy się wzajemnie i możemy czegoś się od siebie nauczyć, że trzeba być aktywnym na zajęciach, mieć szacunek dla rzeczywistości materialnej oraz że to od nas samych zależy, jak będzie funkcjonować placówka - mówi ks. Andrzej Augustyński, przewodniczący Zarządu Głównego Stowarzyszenia U Sie-machy.
Jeden z ośrodków stowarzyszenia działa przy ul. Mogilskiej w Krakowie.

- Mamy zasadę 3-5-7, czyli co najmniej trzy dni w tygodniu, pięć rodzajów zajęć, trwających siedem godzin. Obowiązkowe są zajęcia edukacyjne, czyli m.in. język polski i matematyka - mówi Magda Nowak, która trafiła tu w marcu ubiegłego roku. Dowiedziała się o placówce od wychowawczyni z gimnazjum, przyszła zobaczyć, została.

Pomagają niepełnosprawnym

W XXX LO w Nowej Hucie sposobem na przemoc okazało się tworzenie klas integracyjnych.

Marek przyszedł do liceum wściekły na cały świat. Już na samym początku zamanifestował, że łatwo z nim nie będzie. Zaczepiał, głośno komentował wypowiedzi nauczycieli, klął.

- Będą problemy i to niemałe, pomyślałam sobie - wspomina Mariola Madejska, wychowawczyni klasy integracyjnej. I były - do czasu, gdy Marek nie zaprzyjaźnił się z Kubą.

Kuba był sparaliżowany, jeździł na wózku, potrzebował, by go karmić, ubierać, pakować tornister. I wszystko to robił Marek. - Nagle zobaczyliśmy, że to już nie jest ten sam chłopak. Wyciszył się, przestał się buntować, poprawił oceny - wspomina Mariola Madejska. Nie ruszał się bez Kuby.

- Idea socjoterapii opiera się na przekonaniu, że lekarstwo znajduje się blisko choroby - podkreśla ks. Andrzej Augustyński. - Jeśli młody człowiek doświadczył złych rzeczy, to nie należy go w przyszłości nadmiernie chronić w obawie, by się to nie powtórzyło, ale dać mu możliwość zdobycia doświadczeń pozytywnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny