Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakręceni na dwóch kółkach

Agnieszka Kaszuba
W rodzinie Jacka Bezubika miłość do motocykli była przekazywana z pokolenia na pokolenie
W rodzinie Jacka Bezubika miłość do motocykli była przekazywana z pokolenia na pokolenie Fot. Anatol Chomicz
Po czym można poznać wiosnę? Po śpiewie ptaków, kwitnących drzewach i ryku silników motocykli.

Po kilku zimowych miesiącach maniacy dwóch kółek wyprowadzają swoje maszyny i od tej pory są niemal nierozłączni.

Motocykl to nie tylko środek lokomocji. To pasja, która może wypełnić całe życie. I nieważne, czy jeździ się ścigaczem, chopperem, czy prawdziwym harleyem. Kiedy wsiada się na motocykl, liczą się tylko wiatr i droga do przebycia. Podnosi się poziom adrenaliny. A potem tylko ryk silnika i zapach spalin.

Dziś motocykliści mają swoje kluby, stowarzyszenia, własne sklepy, projektantów mody. Słuchają własnej muzyki, preferują indywidualny styl życia, porozumiewają się w tylko sobie znanym slangu. Często stają się zamkniętymi grupami, do których zwykłym śmiertelnikom wstęp wzbroniony.

- Jesteśmy rodziną. Trochę może zakręconą, ale tylko na punkcie naszych dwóch kółek - żartują motocykliści.

Nieuleczalna choroba

- Czy motocykle to dla mnie pół życia? Nie, to całe życie - śmieje się Jacek Bezubik z Meksykańskiego Klubu Motocyklowego. - Ktoś lubi piłkę, ktoś tenisa, ale każdy, ktokolwiek jeździł motocyklem, wie, że to nie tylko pasja czy sport. To choroba, której nie da się wyleczyć.

W rodzinie Jacka Bezubika miłość do motocykli była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jego kuzyn - Feliks Bezubik - jeszcze w latach 50. jeździł w Kolejowym Klubie Motorowym.

- Może to tak już w genach mamy zakodowane. Musimy jeździć i już - mówi Jacek Bezubik. - Mój ojciec też miał motor. Jako młody chłopak wykradałem go bezwiednie i jeździłem, kiedy tylko i gdzie tylko się dało.

Ten stary motor ojca przestał jednak szybko wystarczać. W tych czasach każdy musiał mieć WS-kę. Jacek Bezubik też. Kupił ją za własne, długo odkładane pieniądze, bez wiedzy rodziców. Długo jednak nowego zakupu w tajemnicy trzymać się nie dało. Była awantura, lament mamy, ale WS-ka w domu została.

- Ta WS-ka była świetna, tylko bardzo często się psuła. Niemal codziennie ją rozbierałem i musiałem coś robić. Ale nie ma się co dziwić. Ten motor nie był przystosowany do jazdy wyczynowej, a ja właśnie tak próbowałem na nim jeździć. Włożyłem grube opony, podniosłem błotniki i skakałem, ile się dało - wspomina Jacek Bezubik. - Później były bardziej profesjonalne cezetki, które, patrząc teraz, z perspektywy czasu, prawie do niczego się nie nadawały.

Miłość do motocykli była tak silna, że nawet po dziesięciu latach bez czterech kółek uczucie nie umarło. Zebrała się cała stara, motocyklowa wiara i znów zaczęliśmy jeździć.

Wyczynowcy

W każdy weekend Jacek Bezubik spotyka się ze swoimi przyjaciółmi z klubu na torze motocrossowym w białostockich Starosielcach. Wymieniają spostrzeżenia, doradzają sobie nawzajem, uczą się jeden od drugiego. A przede wszystkim starają się rozwinąć jak największą prędkość, wykonać jak najlepszy skok.

- Cierpi rodzina, żony się krzywią, ale co tydzień jest prawie cała ekipa. Inaczej już nie potrafimy - wzdycha Jacek Bezubik.

I wcale narzekania żon nie dziwią, bo wyczynowa jazda na motocyklu jest bardzo niebezpieczna. Przy wzbiciu się w powietrze z prędkością ponad 150 kilometrów na godzinę wszystko może się zdarzyć. Połamane kości, pozrywane wiązadła, a czasami także śmiertelne urazy.

- To prawda. Są ogromne emocje, ale i ogromne ryzyko. Najczęściej uszkadza się obojczyki, nadgarstki, żebra - wymienia Jacek Bezubik. - Każdy stara się uważać, ale wyzbyć się tego nie da. Nie da się od tego uwolnić. Te motocykle są jak narkotyk, albo może jeszcze gorsze.

Bakcyla motocyklowego od swojego taty załapał także ośmioletni Karol. Tata jeździ ścigaczem, a Karol wybrał cross i paplanie w piachu. Ma już za sobą pierwsze zawody motocyklowe. Startował w Cross Country i zajął piąte miejsce. Przed sześcioletnim Maćkiem taki start jeszcze w przyszłości. Na razie próbuje na torze opanować jazdę na małym motocyklu z automatyczną skrzynią biegów, ale w przyszłości, kto wie… Może to on będzie mistrzem.
Samotnicy

Robert Gajewski jest na co dzień wziętym informatykiem i grafikiem komputerowym. Ma własną firmę. Jego pracownicy zawsze wiedzą, kiedy szef przyjeżdża do pracy. Poznają to po ryku silnika hondy.

- W dzieciństwie bardzo chciałem mieć motocykl. Podziwiałem motocyklistów i harleyowców w Mrągowie na festiwalu country. Z dziesięć lat temu, kiedy zacząłem pracować, zamiast samochodu, kupiłem motocykl. Strasznie się zapożyczyłem, ale było warto - mówi.

Teraz Robert i jego honda są niemal nierozłączni. Koledzy żartują, że to kochanka, ale coś w tych żartach musi być z prawdy, bo zdarza się, że Robert wymyka się do garażu nawet nocą.

Nie ma co dziwić takiemu przywiązaniu: co roku Robert Gajewski przejeżdża swoim chopperem ponad trzydzieści tysięcy kilometrów. Nie należy do żadnego z działających klubów motocyklowych. Woli jeździć sam. Największą satysfakcję daje mu samotne zmaganie się z przeciwnościami losu i trudami podróży. To kształtuje jego charakter. To pozwoliło mu z małego chłopca stać się mężczyzną, a teraz motocykl pozwala się zrelaksować, uciec od codzienności i sprawdzić się w działaniu. I przede wszystkim zwiedzić świat. A Robert swoją hondą był już w wielu miejscach.

- Kiedyś latem pakowałem do sakiew namiot, śpiwór i ruszałem w Polskę - wspomina Robert Gajewski. - Teraz jeżdżę po całym świecie. Byłem w Belgii, Rumunii, Francji, Turcji, Maroku. Teraz przede mną podróż życia. Chcę objechać brazylijskie bezdroża. To będzie ostatnia podróż hondą. Później pójdzie na emeryturę.

Pasjonaci

Są tacy, którzy bez swojego motocykla już żyć nie mogą. W Polsce śnieżne i chłodne zimy zabierają zazwyczaj kilka miesięcy z sezonu motocyklowego. Ale kiedy tylko zima jest cieplejsza, miłośnicy wyprowadzają swoje maszyny na ulice. Kiedy jest mroźno, spędzają całe popołudnia w garażu: polerują, czyszczą, słuchają ,jak silnik gada, czasami idą, żeby motocykl tylko pogłaskać.

- Mam kolegów, którzy poprzerabiali sobie opony tak, aby dostosować je do jazdy na lodzie i motocyklem poruszają się cały rok - potwierdza Jacek Bezubik.

Pasja motorowa rodzi się najczęściej od najmłodszych lat. "Radek" ma trzydzieści lat. Jeździ od dwudziestu. Zaczynał od zwykłej motorynki. Teraz ma kawasaki.

- Motocykle zmieniałem niemal co roku. Kiedyś się ścigałem. Teraz jeżdżę turystycznie, kiedy tylko mam czas. Motocykl stał się moją pasją. Żona czasami się denerwuje, bo traktuję go jak członka rodziny, jesteśmy może nawet czasami jak coś więcej. Ale wiedziała, za kogo za mąż wychodzi - tłumaczy "Radek".

Dodaje, że dzięki motocyklom zmienił swoje spojrzenie na świat.

- Teraz zamiast wylegiwać się na słońcu w Egipcie, wolę wziąć motocykl i jechać do Skandynawii, przeżyć coś niesamowitego, poczuć smak przygody - wyjaśnia "Radek".

Tadeusz i Grzegorz Ramatowscy (ojciec i syn) motocyklami jeżdżą hobbystycznie. Pasjonują ich natomiast stare motory. Skupują je z całej Europy.

- Żona mówi, że lepiej mieszkanie bym wyremontował albo ładny ogród kupił. Ale później, jak już z Grzesiem odszykujemy taki motocykl, to aż oczy się jej świecą - mówi Tadeusz Ramatowski poklepując BMW sprzed pół wieku. - Może kiedyś muzeum stworzymy, ale na razie dla siebie to robimy. Chłopak chce być mechanikiem, to niech się uczy od dzieciństwa.

Nie jesteśmy wariatami

Kiedy motocykliści jadą ulicami, szczególnie podczas imprez, pikników czy rajdów, ludzie biją im brawo, przyjaźnie machają rękami. Ale nie jest tak zawsze. Wariaci, szaleńcy, dawcy narządów - takie najczęściej słyszy się epitety z ust osób nieprzyjaznych motocyklistom, które żyją w przeświadczeniu, że każdy, kto wsiada na motocykl, to bezmyślny dwudziestolatek, a jego jedynym celem jest popisywanie się przed dziewczynami i zaimponowanie kumplom swoją maszyną. "Prawdziwi" miłośnicy dwóch kółek próbują zwalczać ten mit i ucinają złośliwe pomówienia.

- Każdy, kto poznał ludzi ze świata motocyklowego wie, że tacy lanserzy to margines. Wśród ludzi zakochanych w swoich dwóch kołach są: prawnicy, lekarze, inżynierowie, biznesmeni, politycy i inni zwykli obywatele w różnym wieku - wyjaśnia "Radek". - Nikt nie kupuje przecież motocykla, żeby się zabić

- To pasjonaci, ciekawi świata podróżnicy, których celem jest wyzwalająca jazda, a nie łamanie przepisów - potwierdza Robert Gajewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny