Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczyło kilka dni i już są inni

Julita Januszkiewicz
Pierwszy krok mam za sobą. Pokonałam samą siebie, bo tu przyszłam. Dlaczego? Mam szansę poznać ludzi. A to jest najważniejsze - cieszy się Kasia Kuplińska
Pierwszy krok mam za sobą. Pokonałam samą siebie, bo tu przyszłam. Dlaczego? Mam szansę poznać ludzi. A to jest najważniejsze - cieszy się Kasia Kuplińska
Uczą się radzić sobie w życiu. Dotychczas niepełnosprawni najczęściej byli zamknięci w czterech ścianach swojego domu. Teraz odnaleźli pomoc i opiekę. A przede wszystkim poczuli się bardziej otwarci, śmielsi i weselsi. Zapomnieli o chorobie i smutku. Od niedawna w Rzącach działają Warsztaty Terapii Zajęciowej.

W Rzącach, gmina Sokoły, tuż przy wiejskiej drodze stoi duży dom. Do niedawna w tym budynku mieściła się szkoła podstawowa. Z roku na rok uczęszczało do niej coraz to mniej dzieci. W końcu szkołę zlikwidowano. Budynek popadał w ruinę.

Dlatego wójt Sokół, Józef Zajkowski, wpadł na pomysł zagospodarowania tego budynku. Jesienią 2005 roku skontaktował się z Norbertem Krzykowskim, prezesem Stowarzyszenia Pomocy "Szansa" z Witowic pod Częstochową. - Zorganizujemy warsztaty dla niepełnosprawnych: będzie rehabilitacja społeczna, zawodowa i psychologiczno-zawodowa - planował Józef Zajkow-ski. Uparł się. I krok po kroku powstawał ośrodek. Najpierw trzeba było dostosować budynek do potrzeb niepełnosprawnych. Widać, że niedawno przeprowadzono tu generalny remont. Na zewnątrz dobudowane są specjalnie podjazdy dla niepełnosprawnych. Wymieniono okna. Brakuje tylko szyldu.

Lubię gotować

Oglądamy pracownię kulinarną, a raczej kuchnię. Na środku pomieszczenia stoi długi, szeroki stół. Na nim opakowania pokrojonego chleba. Na stole dzbanuszki z kwiatami. Kuchenne meble, mikrofalówka, kuchnia gazowa. Z magnetofonu płynie muzyka. Zbliża się pora obiadu, więc roznosi się zapach zupy ogórkowej. Pachnie też ciastem domowego wypieku. Przy stole siedzą chłopcy. Obierają ziemniaki.

Dziewczyny, tak zwyczajnie, po babsku, gotują. Kasia Kuplińska, 33-latka przyprawia zupę. Ledwo sięga do kuchenki gazowej. Choruje na skoliozę. Od urodzenia ma zniekształcony układ kostny. Ale się nie poddaje. Trzyma nogi na krześle. Jest oparta o kuchenną szafkę. Choć przeszkadzamy jej w gotowaniu, jest bardzo rozmowna. O warsztatach dowiedziała się w ośrodku pomocy społecznej w Zawadach. Od urodzenia jest niepełnosprawna. Mieszka na wsi. Mimo choroby wie, co to znaczy praca. Dotychczas zajmowała się domem. Rodzice są już starzy. Dlatego musi im pomagać gospodarstwie. - Zajmuję się ogródkiem. Lubię też gotować. Prowadzę kuchnię od 18 lat - mówi, nie zapominając o ciągłym mieszaniu zupy.

W swoim życiu niemało się nacierpiała. Pięć operacji, ostatnia ryzykowna. Mało brakowało, a mogłaby w ogóle nie chodzić.

Pokonują samych siebie

W takim ośrodku jak ten jest pierwszy raz. - Pierwszy krok mam za sobą. Pokonałam samą siebie, bo tu przyszłam. Dlaczego? Po prostu mam szansę poznać ludzi. A to jest najważniejsze - nie kryje zadowolenia Kasia.

Bo to jej jedyny kontakt z takimi jak ona pokrzywdzonymi przez los, walczącymi z chorobą, pokonującymi ją, czyli niepełnosprawnymi. Wcześniej, jak opowiada, też nawiązywała przyjaźnie, ale tylko listownie. Adresy niepełnosprawnych znajdowała w telegazecie. Nie miała też możliwości wyjazdów, bo jej rodziców nie było na to stać. Uczyła się też indywidualnie, w domu. Była zamknięta w czterech ścianach.

Wystarczyło kilka dni

Daniel Maruszewski siedzi przy kuchennym stole. Ten 23-latek z Szepietowa od urodzenia choruje na porażenie dziecięce. Chodzi o kulach. Jego życie niczym nie różni się od losów pozostałych podopiecznych. Ciągłe pobyty w sanatoriach, szpitalach, brak możliwości nauki z rówieśnikami w szkole. A tu... Wystarczyło dosłownie kilka dni, by się zmienił, by poczuł się lepszy, potrzebny. - Tu pracują mili ludzie, jest bardzo fajnie - mówi.

Piotr Milewski, 31-latek z Kobylina rozkłada na stole sztućce. Też choruje na porażenie mózgowe. - Od 20 lat z przerwami w szpitalach, różnych sanatoriach - mówi. Przeszedł mnóstwo skomplikowanych operacji. Co mu się tu najbardziej podoba? - Rodzinna atmosfera. W domu bym się nudził, a tu mam kolegów i koleżanki - dzieli się z nami wrażeniami z pobytu w placówce.

Mogą się otworzyć

Obok jest sala plastyczna. Na stole leżą kolorowe bibułki, kredki oraz mazaki.

W przeciwieństwie do kuchni, gdzie przeważają kobiety, tu za stołem siedzą panowie. No, może jeszcze panie instruktorki. Adam i Wojciech wycinają kotyliony. Jutro będzie bal. Im tu też się podoba. Tak jak reszcie podopiecznych placówki łatwiej im tutaj się "otworzyć". Mogą wyrażać swoje emocje, zwalczać lęki. I tak po ludzku pogadać o swoich problemach, zapomnieć o chorobie. Poczuć się wartościowym, odważniejszym, bo tam, gdzie mieszkają na co dzień, z akceptacją ich kalectwa, choroby bywa różnie. Są samotni i odrzuceni.

Tu znajdą pomoc

Warsztaty w Rzącach są dwudziestą taką placówką w regionie. - Od grudnia przebywa u nas pięćdziesiąt osób - mówi Magdalena Dworakowska-Łukasiuk, instruktor terapii zajęciowej.- Przychodzą tu przez pięć dni w tygodniu. Zajęcia trwają siedem godzin i są bezpłatne. Opłaca je Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz stowarzyszenie. Cały czas szukamy też sponsorów - dodaje. Koszt dojazdów do placówki pokrywa Stowarzyszenie Pomocy Szansa.

Niepełnosprawni nie muszą się też martwić o środki transportu. Codziennie spod domów zabiera ich specjalny, dostosowany do ich potrzeb samochód

Warunkiem uczestnictwa w warsztatach jest orzeczenie o stopniu niepełnosprawności wydawane przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie z uwzględnieniem potrzeby uczestnictwa w terapii zajęciowej.

Podopieczni tego ośrodka, zgodnie z regulaminem, mogą w nim spędzić trzy lata. - Naszym celem jest przygotowanie ich do życia, samodzielności. Nasi podopieczni mogą potem podjąć pracę w zakładach pracy chronionej. Nie uczymy zawodu, ale jak się zachować w miejscu pracy - mówi Magdalena Dworakowska-Łukasiuk. - A temu służą zajęcia w pracowni plastycznej i kulinarnej. Na razie to dopiero początek, warsztaty powoli się rozkręcają. Niedługo ruszą także inne pracownie: stolarska, wikliniarska i ogrodnicza. Tam niepełnosprawni zdobędę praktyczne umiejętności, nauczą się, jak radzić sobie w życiu.

- Planujemy organizację kółek zainteresowań, takich jak zajęcia muzyczne i teatralne - mówi Barbara Hołowienko, instruktor terapii zajęciowej.

Podopieczni czekają przede wszystkim na rehabilitację. I niebawem będzie. Dobrana indywidualnie do potrzeb każdej osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny